Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Walka o spokojny sen

30.10.2007 00:00
W dowodzie osobistym Andrzeja Gruszki jako adres zameldowania podano Dom Dziecka w Rzuchowie. Sęk w tym, że mężczyzna opuścił go prawie 20 lat temu, a placówka od dawna nie istnieje.

Za swoje rodzinne strony mężczyzna uważa Rudy. Tu przebywa od czasu opuszczenia domu dziecka, tu ma rodzinę – brata i dwie siostry, wreszcie tu wszyscy go znają pod przydomkiem Almaja. Sam nie wie, skąd wzięło się to przezwisko. – Nasz Almaja to taki Alibaba jak ten z 40 rozbójników, to tu to tam, nigdzie miejsca nie zagrzeje. Nazwisko Gruszka nikomu nic nie mówi, a pod tym przydomkiem wszyscy go znają – wyjaśnia Sylwester Larysz, sołtys Rud. Almaja łatwego życia nie miał. Po śmierci matki, w wieku sześciu lat trafił do domu dziecka. – Po podstawówce wysłali mnie do szkoły górniczej. Nie chciałem tam chodzić, nigdy mnie górnictwo nie interesowało i po trzech miesiącach rzuciłem to – wspomina. W wieku 18 lat musiał opuścić dom dziecka. – Miałem dostać jakieś pieniądze po wyjściu z domu dziecka. Kiedyś, jeszcze ze starym dowodem, poszedłem na gminę w Kornowacu. Upomniałem się o pieniądze, ale urzędniczka powiedziała mi, że dostanę je dopiero, jak się wymelduję. Chciałem się wymeldować, ale pod warunkiem, że znajdzie mi mieszkanie – opowiada.

Dziś z gminą Kornowac nic go nie łączy. – To tak, jakbym nagle pojechał do Niemiec, gdzie nikogo nie znam – mówi o Kornowacu. Po opuszczeniu domu dziecka przeniósł się do Rud, gdzie ma rodzinę. – Przez cztery lata pomieszkiwałem w piwnicy w budynku socjalnym przy ul. Kozielskiej. Potem na strychu. Raz przyjechał do mnie gliniarz z Kuźni i powiedział, że jak chcę dostać mieszkanie, to będę musiał wpłacić 100 milionów kaucji. To był zwykły strych, miałem tam wersalkę i szafkę. Nie było wody ani prądu. Tam przebywałem do momentu aż mnie zamknęli w 2005 roku, 18 listopada, tydzień przed moimi urodzinami – mówi Andrzej Gruszka. Wcześniej zdarzały mu się odsiadki za kradzieże. – Ostatnim razem było jednak tak, że samochód do mnie wrąbał, nie z mojej winy. Tylko, że ja miałem 1,24 promila a kierowca był trzeźwy. Obwinili mnie – mówi. Po wyjściu z więzienia okazało się, że nie ma do czego wracać. Zastał drzwi na „swój” strych zabite deskami, nie zostało też nic z jego rzeczy. – Tamci lokatorzy to zrobili. Gdybym tam wrócił, może tam być konflikt – twierdzi. Losem Almai zainteresował się sołtys Rud. – Pytałem w Urzędzie Miejskim o jakieś lokum dla tego człowieka. 2 października odbyła się wizja lokalna strychu budynku przy Kozielskiej. Komisja stwierdziła, że sufit tego pomieszczenia znajduje się na wysokości 2,13 m od posadzki, a w myśl przepisów budowlanych wysokość ta powinna wynosić co najmniej 2,50 m. A on jest od dziecka związany z tym środowiskiem i chce mieszkać właśnie w Rudach – tłumaczy Larysz.

Andrzej Gruszka vel Almaja nie należy do tych, co to lubią chodzić i prosić. – Do opieki bym nie szedł, bo nie lubię żebrać. Mam zdrowe ręce, mogę się dorobić. Tam chodzą ludzie, którzy mają nawet 3 tys. emerytury, ale ja taki nie jestem – zastrzega. Utrzymuje się, jak sam to określa, z prac dorywczych. „Mieszka” obecnie w ruderze przy ul. Cegielskiej. Budynek przeznaczony jest do rozbiórki i opatrzony jest tabliczką: „Nie wchodzić. Budynek grozi zawaleniem”. Z tego powodu, za to, że tam śpi, często jest nękany przez policję. Choć może się to okazać nieprawdopodobne, nie przeraża go myśl o nadchodzącej zimie. – Dam sobie radę. Minus 15 na pewno nie będzie – mówi beztrosko. Przyznaje jednak, że wolałby zasypiać bez ryzyka, że coś mu się zawali na głowę.

– Almaja to taki lotny ptak. Wiem, że on złoty nie jest, ale to nie powód, żeby go spisać na straty – mówi sołtys Larysz. – Nie jest jakiś ułomny, wie wszystko, co się we wsi dzieje, czasem gdzieś dorobi, coś pomoże, ale tak się zapuścił, że teraz potrzebuje naszej pomocy. Moglibyśmy go wysłać do gminy Kornowac, ale on jest zżyty z tym środowiskiem, tu trzeba szukać rozwiązania. Ludzkie uczucia nie pozwalają nam tego tak zostawić. To niewyobrażalne, żeby w XXI wieku ktoś mógł tak żyć. Mamy tutaj tylu „ważnych” ludzi na stanowiskach, może ktoś się tym zainteresuje – zastanawia się sołtys.

Urzędnicy twierdzą, że sprawa nie jest beznadziejna. – Ten pan nigdy nie zgłosił się do nas z wnioskiem o lokal – mówi Krystyna Krzywda, inspektor ds. mieszkaniowych Urzędu Miejskiego w Kuźni Raciborskiej. – Można mu przyznać lokal socjalny, ale musi sam przyjść, żeby przynajmniej się podpisać, wniosek za niego napiszemy. Niestety pokój na strychu, w którym jakiś czas przebywał nie nadaje się do mieszkania. Nie spełnia wymogów prawa budowlanego. Jak mu się coś stanie, to gmina będzie za to odpowiedzialna. Dla nas nie jest ważne, gdzie był wcześniej zameldowany, nie odeślemy go do Kornowaca. Może się starać o lokal socjalny, ale nie tam, gdzie by chciał. On jest związany z Rudami, a tam nie ma mieszkań socjalnych, mógłby natomiast dostać lokal w Kuźni. Musi tylko chcieć – wyjaśnia Krystyna Krzywda.

Zapytaliśmy Andrzeja Gruszkę o marzenia i plany na przyszłość. Uśmiecha się gorzko. – Ja nigdy nie sięgam w przyszłość. Jutro może mnie samochód potrącić, mogę się nie obudzić, dostać zawału. Tego nikt nie wie. Mówią, że nadzieja to matka głupich, a każda matka kocha swoje dzieci…

(e.Ż)

  • Numer: 44 (811)
  • Data wydania: 30.10.07