Poniedziałek, 18 listopada 2024

imieniny: Klaudyny, Romana, Filipiny

RSS

Dwa oblicza świętowania

30.10.2007 00:00
Nie wszyscy są zadowoleni ze sposobu, w jaki obchodzono jubileusz 30-lecia Szkoły Mistrzostwa Sportowego.

Do naszej redakcji dotarły listy oburzonych uczestników wieczornej imprezy towarzyszącej obchodom święta szkoły. Ich autorzy nie przebierają w słowach.

Jednym z nich jest Remigiusz Gołębiowski. Chwali organizatorów jedynie za oficjalną akademię. „Zaczęło się bardzo miło. Około półtora miesiąca temu, kiedy otrzymałem imienne zaproszenie na tę, niezwykle ważną imprezę. Nie ukrywam, że czekałem na nią z wielkim utęsknieniem. Koleżanki, koledzy, nauczyciele z dawnych lat – słowem ogromne przeżycie emocjonalne. Nadszedł długo oczekiwany 20 października, uroczysta akademia, znajomi, przyjaciele, wychowawcy, klasy, szkoła, czyli powrót do przeszłości. I na tym koniec przyjemności” – pisze absolwent raciborskiej SMS. Resztę określa za pomocą słów: dramat, farsa i żenada. Chodzi mu o imprezę w „Leśnej Polanie”.

Gołębiowski pyta w swoim liście „czy to była impreza obchodów 30-lecia jakże wspaniałej szkoły, czy po prostu zaproszenie do baru mlecznego lub stołówki jakiejś instytucji charytatywnej?” Krytykuje menu, pisząc m. in. o „zupie pomidorowej, smakującej jak niedogotowany sos w proszku”, „ziemniakach na chłodno” i „kiełbasie o smaku soli”. Podnosi też zarzut o braku miejsca do tańczenia („pod koniec imprezy mogliśmy sobie rozsunąć stoły i na kilku metrach kwadratowych potańczyć. Dobrze że ktoś miał płytę. O godz. 22.00 zaczęto nas wypraszać”).

Czytelnik kończy z żalem: Większość z nas przyjechała na tę imprezę z daleka i spodziewała się dobrej zabawy, jakiegoś rozsądnego miejsca na nią, porządnego posiłku i choćby małego szampana, nie wspominając o zapewnieniu noclegu. Jak można tak potraktować  swoich uczniów, nauczycieli i trenerów, którzy do dnia dzisiejszego reprezentują  w jakiś sposób szkołę. Na zawodach, w klasie i w swoich życiorysach. Gdyby nie ludzie i ich wartość, z którymi się spotkałem i nasze umiejętności organizacyjne zrobienia z niczego czegoś na miarę imprezki, to wolałbym zamknąć się w ciemnej piwnicy – pisze do nas Gołębiowski.

Gdy pytamy o komentarz organizatora jubileuszu dyrektora ZSOMS Arkadiusza Tylkę, ten nie kryje zdenerwowania. – Uważam, że wasza gazeta nie powinna zajmować się takim tematem. To naruszanie dobrego imienia szkoły. Nie zostawię tak tej sprawy. Trafi do sądu – mówi stanowczo Tylka. Wspomina podobne zajście sprzed pięciu lat. – Wtedy skończyło się na przeprosinach mojej osoby, ale widzę, że teraz trzeba postąpić bardziej zdecydowanie – zapowiada dyrektor. – Ale jak ma się już coś ukazać, to napiszcie o wszystkim. Pijaństwo trwało do drugiej w nocy. Zdemolowano kosze na śmieci – mówi dyrektor.

Na zarzut o wybór zbyt małego lokalu na tak liczną (200 osób-red.) grupę gości Tylka odpowiada: zgłoszenia przyjazdu na jubileusz napływały do ostatniej chwili. Nawet w dniu imprezy dołączyły kolejne osoby. Naprawdę nie sposób było nad tym wszystkim zapanować.

Dyrektor oznajmia, że w przygotowanie jubileuszu włożono wiele wysiłku organizacyjnego i teraz wszyscy w to zaangażowani czują się poruszeni zachowaniem niektórych gości. – Wyjechałem z „Leśnej Polany” po godz. 23.00. Gdzieś około północy odebrałem bardzo obraźliwy telefon od jednej z osób, które zostały w ośrodku – wspomina Arkadiusz Tylka. – To dorośli ludzie. Nie mają prawa terroryzować innych. Kto ma zapłacić za ich zachowanie? Czekam na fakturę za zniszczenia dokonane w „Leśnej Polanie” – twierdzi dyrektor.

Zarządzający „Leśną Polaną” Janusz Lazar dystansuje się od sprawy. – Wszystko było wynikiem ustaleń i przygotowań przeprowadzonych z udziałem organizatora, czyli ZSOMS. Gustów kulinarnych nie chcę komentować – mówi J. Lazar. Nie kryje, że zajmowanie się przez nasz tygodnik tym tematem według niego „jest niepotrzebną stratą czasu”. – Proszę wrzucić te donosy do kosza. Opiszcie lepiej piękną uroczystość jaką zorganizowała szkoła – radzi nam jako absolwent SMS-u.

Janusz Lazar potwierdza, że wizyta gości jubileuszowej imprezy przysporzyła „Leśnej Polanie” straty. – Ośrodek zdemolowano – oznajmia. Zaprzecza jakoby obsługa miała wypraszać gości z imprezy. – Że zwijano obrusy przy siedzących jeszcze przy stołach? Nic takiego nie miało miejsca – podkreśla.

– Po tym jak imprezę opuścili dyrektor i goście oficjalni została garstka ludzi. Po pijanemu chcieli zdemolować lokal – przypomina sobie restaurator.

– Dewizą naszego ośrodka jest dołożenie wszelkich starań, by nasi goście czuli się tu jak najlepiej. I tak jest tutaj zawsze. Zapraszam, przekonacie się sami – deklaruje Lazar.

Kończąc rozmowę z nami, zapowiada, że nie pozwoli psuć dobrego imienia ośrodka, a jeśli tak się stanie, to wyciągnie konsekwencje.

Oprócz listu Remigiusza Gołębiowskiego otrzymaliśmy inny, którego autor (piszący z adresu e-mail „cinderella”) o wiele dosadniej opisuje wydarzenia w ośrodku w Szymocicach. Mimo jego deklaracji do nawiązania bliższego kontaktu jak i informacji, że reprezentuje też innych niezadowolonych uczestników imprezy, do momentu zamknięcia tego numeru nie odpowiedział na nasze próby skontaktowania się z nim. Nie zamieściliśmy więc tutaj jego licznych zarzutów.

Mariusz Weidner

  • Numer: 44 (811)
  • Data wydania: 30.10.07