Specjaliści uciekają
Nowy zarząd powiatu zapowiada większą aktywność w staraniach o fundusze europejskie, ale nie bardzo wiadomo, jak chce to osiągnąć. Właśnie rozsypał się referat promocji, rozwoju i współpracy zagranicznej. Młodzi specjaliści znaleźli lepiej płatną pracę poza Raciborzem.
O konieczności sprawniejszego pozyskiwania środków europejskich mówił na ostatniej sesji Rady Powiatu nowo wybrany starosta Jerzy Wziontek. Raciborszczyzna nie ma w tym zakresie zbyt wielu sukcesów. W rankingach znajduje się na ostatnich miejscach. Zarząd powiatu ponoć pracuje nad wypracowaniem skutecznych metod zdobywania brukselskich euro. Tymczasem pod znakiem zapytania stoi działalność odpowiedzialnego za poszukiwanie funduszy referatu promocji, rozwoju i współpracy zagranicznej. Od kilku tygodni nie ma on kierownika. Poprzedni odszedł do Warszawy. Zaproponowano mu lepiej płatną pracę w prywatnej firmie. Do odejścia szykuje się pełniąca teraz obowiązki kierownika urzędniczka. Też znalazła lepiej płatny etat poza Raciborzem.
Mamy poważny problem – przyznaje sekretarz powiatu Mirosław Lenk. Starostwo ogłosiło konkursy na stanowiska, ale nie zgłosił się nikt, kto miałby znaczące sukcesy na polu zdobywania funduszy europejskich. Powód? Zarobki w Starostwie są za małe. Kierownik może liczyć na 3,5 tys. zł brutto.
Nikt po studiach, specjalistycznych kursach i ze znajomością języków nie przyjdzie do Raciborza pracować za takie pieniądze. Szeregowy pracownik referatu może liczyć na 1,5 tys. brutto. Na to także się nikt nie obejrzy – przyznaje M. Lenk. Dochodzi też kolejny problem. Starostwo ogromnym kosztem dokształca swoich pracowników, finansując m.in. udział w kursach, po czym nie może ich zatrzymać z powodu niskich pensji.
Większe płace proponuje miasto. Magistrat nie ma kłopotów z obsadą stanowisk w Wydziale Rozwoju i Współpracy Zagranicznej. Dobrze też płacą inne gminy. Oferta Starostwa jest mało atrakcyjna – powiedział nam raciborzanin szefujący wydziałowi rozwoju w jednym z miast Małopolski. Wyjechał tam do pracy z Raciborza, myśli o powrocie, ale nie kosztem obniżenia swoich uposażeń. Polskie miasta, które osiągając sukcesy w zdobywaniu środków pomocowych, np. Rybnik, wiedzą, że pracownicy tzw. europejskich komórek muszą być sowicie wynagradzani, bo inaczej uciekną do prywatnych firm zajmujących się usługami na rzecz samorządów, właśnie w pozyskiwaniu funduszy z UE. Nad korzystaniem z takich firm, najprawdopodobniej większym kosztem niż utrzymanie własnego wydziału, zastanawiają się w Starostwie.
Rozwiązania problemu można poszukać w budżecie chociażby Rady Powiatu, na którą rocznie wydaje się 273 tys. zł. Cześć funkcyjnych radnych, biorących miesięcznie grubo ponad tysiąc złotych nieopodatkowanej diety, miałoby poważne kłopoty z udowodnieniem wyborcom, że wydane na nich pieniądze nie wyrzucono w błoto. Wystarczy spojrzeć na oświadczenia majątkowe. Roczne diety stanowią dla nich poważne źródło dochodu i to raptem za kilka, może kilkanaście godzin poświęconych miesięcznie na dyskusje. Co więcej, opory radnych budzi wprowadzenie kar za nieobecność na sesjach czy komisjach. Rada uważa bowiem za stosowne pobieranie pieniędzy za nic. Uposażenie starosty, pobierającego także wypracowaną już emeryturę, jest prawie trzykrotnie wyższe od szefa referatu, w którym wykonuje się całą krecią robotę, wymagającą wiedzy znacznie większej, jaką w temacie pozyskiwania funduszy europejskich prezentuje wielu szacownych rajców. Nietrudno odnieść wrażenie, że Starostwo stoi na głowie. Nie premiuje wykształconych, młodych specjalistów posługujących się językami obcymi, lecz niejednokrotnie polityków, którym czteroletnia kadencja nieodmiennie kojarzy się z czekiem otrzymanym w prezencie od wyborców.
Grzegorz Wawoczny
Najnowsze komentarze