Wtorek, 21 maja 2024

imieniny: Kryspina, Wiktora, Jana

RSS

Biegam i zwiedzam

01.11.2005 00:00
Codziennie biega do pracy. Z Nędzy do Raciborza. Pokonuje dystans 13 kilometrów – w jedną stronę. Tak Wojciech Niedziałkowski przygotowuje się do maratonów. W ciągu 3 lat zaliczył ich już 12.
Ma 43 lata, ukończył Akademię Wychowania Fizycznego, ale nie ma potencjału biegacza i nie uprawiał żadnej dyscypliny wyczynowo. Z okresu studiów zostało mi jedynie przekonanie, że warto się ruszać, bo sport to faktycznie zdrowie. Choć jak ze wszystkim, także z nim nie należy przesadzać – uważa Niedziałkowski.
 
Zaczęło się od myśli, że powinien schudnąć, bo przybierał na wadze. Trzeba było nad tym zapanować. Bo bieganie bez celu prowadzi donikąd. Zaczyna brakować ochoty, przeszkadza aura. Jak się wie, że czeka maraton, to biega się zupełnie inaczej. To np. trzy miesiące wytężonej pracy, by godnie ukończyć ten bieg. Potrzeba potu i kilometrów – zapewnia W. Niedziałkowski. W 2002 roku pojechał na pierwszy maraton – do Wiednia. Namówili go znajomi, którzy twierdzili, że jeśli nie chce się rozczarować, to musi zacząć od dobrze zorganizowanego biegu. Wybrał się do Austrii zupełnie sam. Przygotowywał się i teoretycznie i praktycznie – czytał książki i biegał. Później były Paryż i Berlin – ten drugi wspomina jako perfekcyjnie zorganizowany, a było tam aż 40 tysięcy ludzi. Wyznaczył sobie taki cel, by zwiedzić wszystkie stolice Europy, uczestnicząc w maratonach. Nazywa to „turystyką maratońską”. Miasto „przejmują” maratończycy. Biegnie się najpiękniejszymi zakątkami i zwiedza przy okazji. To świetna promocja tych miejsc. Najlepsze są meta lub start – np. Brama Brandenburska lub Łuk Triumfalny – idealne wizytówki metropolii. Biegałem też we Wrocławiu i Szczytnie, ale pod względem organizacji istnieje duża różnica. Tu wciąż jeszcze uczymy się tworzyć takie imprezy – uważa pan Wojciech.
 
Pokonać siebie
 
W tym roku startował trzykrotnie (Essen, Szczytno i Amsterdam – red.), ale sezonu chyba jeszcze nie zakończy i gdzieś jeszcze pobiegnie. Do wyjazdu do Holandii przygotowywał się przez 5 tygodni. Dzień w dzień biegałem do pracy w Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowoczesna”. Szef był wyrozumiały i pozwolił mi na szybki prysznic oraz możliwość przebrania się na miejscu, bo pracuję za biurkiem, w garniturze. Dodatkowo w weekendy brałem udział w różnych mniejszych biegach, by poczuć „ducha rywalizacji”.
 
Amsterdamski jest jednym z szybszych maratonów, bez długich podbiegów i krótkich zbiegów jak gdzie indziej. Już samo pokonanie tak długiej trasy jest dla mnie prawdziwym wyczynem. Te 42 km potrafię przebiec w 3 godziny z kwadransem. Cele są zawsze takie same: po pierwsze ukończyć, po drugie pobić własną „życiówkę” – tłumaczy Niedziałkowski.
 
Maratończyków – w okolicy – jest niewielu. Niektórzy się dziwią jak widzą biegnącego człowieka, inni go pozdrawiają. Taka jest specyfika tej dyscypliny, że trenuje się i biega samemu. Jedyni towarzysze to własne myśli – twierdzi W. Niedziałkowski. Jak dotąd grupa biegaczy z naszego i okolicznych powiatów najliczniej, bo w 13 osób, zaliczyła maraton w Pradze.
 
W Amsterdamie pobiegli też:
Paweł Ryś – Racibórz, 29 lat, debiutował w imprezie zagranicznej, pracuje w służbach granicznych
Kazimierz Grycman – Ciechowice, 33 lata, nauczyciel; podobnie jak Niedziałkowski, zaliczył już wiele startów
 
(ma.w)
  • Numer: 44 (680)
  • Data wydania: 01.11.05