Socrealizm nie do ruszenia
Od początku lat 90. żaden raciborski prezydent nie poradził sobie ze wschodnią pierzeją Rynku, szpecącym centrum „najokazalszym” pomnikiem raciborskiego PRL-u. Problem chce „ruszyć” obecny włodarz miasta. Czy mu się uda? Władze zasiadły do stołu rozmów z mieszkańcami bloku.
Na wskroś socjalistyczny blok wschodniej pierzei, prosty w konstrukcji, obskurny z powodu upływu czasu, szpeci centrum Raciborza. Stojąc między dwoma znacznie starszymi, odnowionymi już kościołami przypomina II wojnę światową, z powodu której wyburzono zabytkową raciborską starówkę i toporne budownictwo doby socrealizmu - wyraz uwiądu artystycznego architektów czasów wielkiej industrializacji.
Gmina nie jest sponsorem
Do remontu wschodniej pierzei przymierzały się już poprzednie ekipy rządzące Raciborzem. Za czasów Andrzeja Markowiaka przygotowano projekt zakładający kompletną przebudowę elewacji, dostosowanie jej do charakteru staromiejskiej zabudowy oraz nadbudowę jednego piętra - strychu, który mógłby być wykorzystany na pracownie lub nowe mieszkania.
Pomysł ambitny, który jednak, poza poruszeniem wyobraźni architekta-artysty i upiększeniem jego projektem kilku publikacji gazetowych i książkowych, jak na razie pozostał bez echa. Powód? Ogromne koszty inwestycji. Ich poniesienie nie było problemem miasta. Plany zawetowali właściciele mieszkań.
Od połowy lat 90. w Polsce obowiązuje ustawa o wspólnotach mieszkaniowych. Jeszcze przed jej wejściem w życie miasto mogło samo sfinansować prace. Teraz musi uzgodnić to z właścicielami mieszkań, którzy są takimi samymi członkami wspólnoty jak gmina. Przepisy bowiem wyraźnie zakazują czynienia z budżetu samorządu darowizn dla osób prywatnych. W tym konkretnym przypadku przekłada się to na niemożność sfinansowania z miejskiej kasy remontu elewacji wschodniej pierzei. Właściele mieszkań, proporcjonalnie do udziału we współwłasności budynku, muszą więc partycypować w kosztach prac.
Uroki demokracji
Ten obowiązek rodzi się w momencie, gdy wszyscy lub większość członków wspólnoty wyrazi na taką inwestycję zgodę. Problem jednak w tym, że w przypadku prac o tak znacznej wartości wymagana jest w praktyce zgoda wszystkich członków. Rachunek rzędu kilkunastu i kilkudziesięciu tysięcy złotych jako cena partycypacji w kosztach jest bowiem w stanie doprowadzić na skraj bankructwa niejednego człowieka a nawet małą firmę.
Nie zrozumiały tego władze poprzedniej kadencji. Gmina, mająca większość głosów we wspólnocie, przegłosowała inwestycję, ale przeciwni jej pozostali członkowie zaskarżyli uchwałę do sądu i wygrali. Powód? Projekt miasta zakładał prace daleko wykraczające po zakres tych niezbędnych.
Obecne władze, deklarujące chęć doprowadzenia do remontu elewacji, muszą więc dogadać się ze wspólnotą. Rozmowy ponoć trwają. Zapewnił o tym na ostatniej sesji odpowiedzialny za gospodarkę mieszkaniową wiceprezydent Mirosław Szypowski.
Skąd kasa?
Problem jednak w sposobie finansowania i zakresie prac. Przedstawione radnym magistrackie materiały mówią o kolejnej próbie wprowadzenia w życie pomysłu z czasów prezydentury A. Markowiaka. Ratusz chciałby więc doprowadzić do nadbudowy budynków. Na to, co wprost przyznano, nie chcą się zgodzić właściciele mieszkań, bo znaczna część kosztów spadłaby na ich barki. Wolą zwykłe odnowienie i docieplenie elewacji.
Istotny jest kłopot z finansowaniem. Jeśliby bowiem miało dojść do zrealizowania ekstrawaganckich pomysłów ratusza, to należałoby zapewnić dofinansowanie inwestycji z funduszy unijnych. Bruksela przygotowała dla Polski pulę środków dla polskich miast chcących odrestaurować starówki, ale pieniądze mogą być wydane na stare kamienice, a wschodnia pierzeja to raptem kilkudziesięcioletni blok. Na dofinansowanie „załapałoby” się wiele raciborskich budynków, ale akurat nie ten przy Rynku 1-5.
Nie ma szans na pieniądze z funduszu łagodzenia skutków bezrobocia w gminach górniczych, do których zaliczono także Racibórz. Dofinansowania nie może bowiem otrzymać wspólnota.
Na razie więc Miejski Zarząd Budynków analizuje koszty inwestycji przypadające na każdego członka wspólnoty oraz „możliwość zaciągnięcia w części umarzalnego kredytu”. Konkretów jednak brak, a od tego z czym ojcowie miasta zasiądą do stołu rozmów z członkami wspólnoty zależy ich sukces.
Grzegorz Wawoczny
Gmina nie jest sponsorem
Do remontu wschodniej pierzei przymierzały się już poprzednie ekipy rządzące Raciborzem. Za czasów Andrzeja Markowiaka przygotowano projekt zakładający kompletną przebudowę elewacji, dostosowanie jej do charakteru staromiejskiej zabudowy oraz nadbudowę jednego piętra - strychu, który mógłby być wykorzystany na pracownie lub nowe mieszkania.
Pomysł ambitny, który jednak, poza poruszeniem wyobraźni architekta-artysty i upiększeniem jego projektem kilku publikacji gazetowych i książkowych, jak na razie pozostał bez echa. Powód? Ogromne koszty inwestycji. Ich poniesienie nie było problemem miasta. Plany zawetowali właściciele mieszkań.
Od połowy lat 90. w Polsce obowiązuje ustawa o wspólnotach mieszkaniowych. Jeszcze przed jej wejściem w życie miasto mogło samo sfinansować prace. Teraz musi uzgodnić to z właścicielami mieszkań, którzy są takimi samymi członkami wspólnoty jak gmina. Przepisy bowiem wyraźnie zakazują czynienia z budżetu samorządu darowizn dla osób prywatnych. W tym konkretnym przypadku przekłada się to na niemożność sfinansowania z miejskiej kasy remontu elewacji wschodniej pierzei. Właściele mieszkań, proporcjonalnie do udziału we współwłasności budynku, muszą więc partycypować w kosztach prac.
Uroki demokracji
Ten obowiązek rodzi się w momencie, gdy wszyscy lub większość członków wspólnoty wyrazi na taką inwestycję zgodę. Problem jednak w tym, że w przypadku prac o tak znacznej wartości wymagana jest w praktyce zgoda wszystkich członków. Rachunek rzędu kilkunastu i kilkudziesięciu tysięcy złotych jako cena partycypacji w kosztach jest bowiem w stanie doprowadzić na skraj bankructwa niejednego człowieka a nawet małą firmę.
Nie zrozumiały tego władze poprzedniej kadencji. Gmina, mająca większość głosów we wspólnocie, przegłosowała inwestycję, ale przeciwni jej pozostali członkowie zaskarżyli uchwałę do sądu i wygrali. Powód? Projekt miasta zakładał prace daleko wykraczające po zakres tych niezbędnych.
Obecne władze, deklarujące chęć doprowadzenia do remontu elewacji, muszą więc dogadać się ze wspólnotą. Rozmowy ponoć trwają. Zapewnił o tym na ostatniej sesji odpowiedzialny za gospodarkę mieszkaniową wiceprezydent Mirosław Szypowski.
Skąd kasa?
Problem jednak w sposobie finansowania i zakresie prac. Przedstawione radnym magistrackie materiały mówią o kolejnej próbie wprowadzenia w życie pomysłu z czasów prezydentury A. Markowiaka. Ratusz chciałby więc doprowadzić do nadbudowy budynków. Na to, co wprost przyznano, nie chcą się zgodzić właściciele mieszkań, bo znaczna część kosztów spadłaby na ich barki. Wolą zwykłe odnowienie i docieplenie elewacji.
Istotny jest kłopot z finansowaniem. Jeśliby bowiem miało dojść do zrealizowania ekstrawaganckich pomysłów ratusza, to należałoby zapewnić dofinansowanie inwestycji z funduszy unijnych. Bruksela przygotowała dla Polski pulę środków dla polskich miast chcących odrestaurować starówki, ale pieniądze mogą być wydane na stare kamienice, a wschodnia pierzeja to raptem kilkudziesięcioletni blok. Na dofinansowanie „załapałoby” się wiele raciborskich budynków, ale akurat nie ten przy Rynku 1-5.
Nie ma szans na pieniądze z funduszu łagodzenia skutków bezrobocia w gminach górniczych, do których zaliczono także Racibórz. Dofinansowania nie może bowiem otrzymać wspólnota.
Na razie więc Miejski Zarząd Budynków analizuje koszty inwestycji przypadające na każdego członka wspólnoty oraz „możliwość zaciągnięcia w części umarzalnego kredytu”. Konkretów jednak brak, a od tego z czym ojcowie miasta zasiądą do stołu rozmów z członkami wspólnoty zależy ich sukces.
Grzegorz Wawoczny
W kolejnym numerze o możliwościach finansowania z funduszy unijnych remontów budynków w centrum Raciborza i związanych z tym planami magistratu.
Najnowsze komentarze