Wyrok za chorobę
Swój sądowy finał znalazła sprawa wypadku drogowego, do którego doszło 6 marca 2001 r. przy mleczarni. Autobus uderzył w jadącego z naprzeciwka poloneza. Śmierć poniosła 9-letnia dziewczynka. Na ławie oskarżonych zasiadł kierowca PKM-u. To jedna z ciekawszych prowadzonych ostatnio spraw dotyczących bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Prokuratorskie śledztwo trwało trzy lata. Zakończyło się oskarżeniem 34-letniego dziś byłego kierowcy autobusu miejskiego. Sąd uznał, że był winny wypadkowi i śmierci dziecka. Dlaczego?
Jak wykazało postępowanie, oskarżony, obecnie bezrobotny na rencie inwalidzkiej, pracował w kopalni, z której odszedł z powodu astmy. Po kursie został kierowcą autobusu miejskiego. Choroba nasila się w okresie wiosny i jesieni. Oskarżony dostaje wówczas ostrych napadów kaszlu i duszności.
Tak też było feralnego 6 marca 2001 r. Przejeżdżając obok mleczarni zaczął głośno kasłać, potem się dusić i to do tego stopnia, że stracił na chwilę przytomność. Autobus skręcił na przeciwległy pas ruchu i uderzył w bok poloneza, w miejsce, gdzie siedziała 9-latka. Ostatecznie pojazd utkwił w stacji transformatorowej.
Lekarze nie zdołali uratować życia ciężko rannej dziewczynce. Strażacy oswobodzili natomiast kierowcę autobusu, którego natychmiast przewieziono do szpitala.
Jak ustalono, już kilka dni przed wypadkiem 6 marca, nastąpiło nasilenie choroby. Tymczasem kierowca, mimo obowiązku wynikającego z przepisów bhp i regulaminu pracy, nie zgłosił tego dyspozytorowi. Pracował, choć tak naprawdę powinien się intensywnie leczyć. Był przed wypadkiem u lekarzy, ale nie zażądał zwolnienia.
Oskarżony bronił się, że przyczyną wypadku był zawał serca. Rzeczywiście wykazało to EKG, ale, jak zeznali lekarze, oskarżony tuż po wypadku skarżył się na atak kaszlu, zaś badanie serca wykonano dopiero na drugi dzień. Biegli wyrazili opinię, że zawał mógł nastąpić przed uderzeniem w poloneza, jak również być skutkiem zdarzenia.
Prokuratura ustaliła też, że oskarżony leczył się przed wypadkiem u kardiologa. Korzystając z przysługujących mu praw wziął od lekarza opisującą to leczenie dokumentację medyczną i odmówił przedstawienia jej organom ścigania. Ostateczny wniosek prokuratora: stan zdrowia kierowcy nie pozwalał mu na wykonywanie zawodu związanego z przewozem ludzi, doskonale o tym wiedział i miał obowiązek powiadomienia o tym dyspozytorów PKM. Ci bowiem, gdyby o tym wiedzieli, na pewno nie dopuściliby go do pracy. Sąd uznał oskarżonego winnym. Skazał go na karę roku i sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Zakazał mu prowadzenia pojazdów przez 5 lat i nakazał wpłacić 1000 zł grzywny. Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżony zapowiedział apelację.
(waw)
Tak też było feralnego 6 marca 2001 r. Przejeżdżając obok mleczarni zaczął głośno kasłać, potem się dusić i to do tego stopnia, że stracił na chwilę przytomność. Autobus skręcił na przeciwległy pas ruchu i uderzył w bok poloneza, w miejsce, gdzie siedziała 9-latka. Ostatecznie pojazd utkwił w stacji transformatorowej.
Lekarze nie zdołali uratować życia ciężko rannej dziewczynce. Strażacy oswobodzili natomiast kierowcę autobusu, którego natychmiast przewieziono do szpitala.
Jak ustalono, już kilka dni przed wypadkiem 6 marca, nastąpiło nasilenie choroby. Tymczasem kierowca, mimo obowiązku wynikającego z przepisów bhp i regulaminu pracy, nie zgłosił tego dyspozytorowi. Pracował, choć tak naprawdę powinien się intensywnie leczyć. Był przed wypadkiem u lekarzy, ale nie zażądał zwolnienia.
Oskarżony bronił się, że przyczyną wypadku był zawał serca. Rzeczywiście wykazało to EKG, ale, jak zeznali lekarze, oskarżony tuż po wypadku skarżył się na atak kaszlu, zaś badanie serca wykonano dopiero na drugi dzień. Biegli wyrazili opinię, że zawał mógł nastąpić przed uderzeniem w poloneza, jak również być skutkiem zdarzenia.
Prokuratura ustaliła też, że oskarżony leczył się przed wypadkiem u kardiologa. Korzystając z przysługujących mu praw wziął od lekarza opisującą to leczenie dokumentację medyczną i odmówił przedstawienia jej organom ścigania. Ostateczny wniosek prokuratora: stan zdrowia kierowcy nie pozwalał mu na wykonywanie zawodu związanego z przewozem ludzi, doskonale o tym wiedział i miał obowiązek powiadomienia o tym dyspozytorów PKM. Ci bowiem, gdyby o tym wiedzieli, na pewno nie dopuściliby go do pracy. Sąd uznał oskarżonego winnym. Skazał go na karę roku i sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Zakazał mu prowadzenia pojazdów przez 5 lat i nakazał wpłacić 1000 zł grzywny. Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżony zapowiedział apelację.
(waw)
Najnowsze komentarze