Kto pierwszy,ten bogatszy
Komitety kolejkowe, listy obecności i całodobowe dyżury, pilnujące, by nikt, kto wcześniej się nie zapisał, nie przedostał się poza kolejnością - to nie wspomnienie rzeczywistości rodem z PRL, lecz prywatyzacja PKO BP, największego polskiego banku. Poniedziałkowy ranek dla wielu klientów placówki oznaczał zamieszanie i problemy w załatwieniu nawet najdrobniejszych spraw.
W Raciborzu, podobnie jak w całym kraju, już na klika dni wcześniej ustawiły się kolejki chętnych, by założyć lokatę prywatyzacyjną, dzięki której staną się posiadaczami akcji PKO BP na preferencyjnych warunkach. Jednak nie siła nabywcza, czyli pieniądze, były gwarancją znalezienia się w gronie szczęśliwców, lecz prawo „kto pierwszy, ten lepszy”. Kwota, za jaką można było nabyć akcje banku była limitowana. Jedna osoba mogła zakupić udziały wartości od 500 zł do 20 tys. zł. Ograniczona była też pula akcji, rzuconych na rynek. Wynosiła 30 proc. Z tego powodu wielu odejdzie od bankowego okienka z kwitkiem. Być może wśród nich będą też ci, którzy już w piątek zapisali się na listę komitetów kolejkowych.
14 GODZIN WCZEŚNIEJ
Niedziela, godz. 18.00 Pod drzwiami oddziału banku przy ul. Pracy stoi kilka osób, pilnujących kolejki. Lista sporządzona została w piątek rano. Jest na niej ponad 80 nazwisk. Prawie dwa razy tyle znajduje się na liście, przygotowanej przez komitet kolejkowy, zawiązany przy ul. Mickiewicza. Tu zapisy rozpoczęły się w piątek po południu.
Miałem szczęście, że nie wcześniej, kiedy byłem w pracy - cieszy się mężczyzna o imieniu Grzegorz, który na liście był czwarty. Wcześniej ludzie przychodzili do banku i pytali się, czy są jakieś zapisy. Jak dowiadywali się, że nie, to odchodzili. Wiedząc z mediów, co się dzieje w innych miastach, postanowiliśmy stworzyć listę, żeby to wszystko jakoś uporządkować - mówi Ireneusz, jeden z organizatorów komitetu kolejkowego. Ciągle w ruchu, stale coś ustala, przypomina. Trwają dyskusje nad organizacją dyżurów podczas ostatniej nocy. O godz. 18.30 rozpoczęło się zebranie. Pod budynkiem zgromadzili się wszyscy, zapisani na liście. Obowiązkowo. Ireneusz wyczytuje nazwiska, rozdaje numerki. Kto się nie zgłasza, zostaje wykreślony ze spisu. Podobno w sobotę ktoś chciał kupić miejsce w kolejce. Oferował 1000 zł. Nikt nie sprzedał. Robi się coraz później i chłodniej. Ludzie jednak nie okazują zniecierpliwienia. Nikomu nie puściły jeszcze nerwy, choć wiadomo, że już za kilkanaście godzin dla wielu z nich najprawdopodobniej akcji nie wystarczy. Na razie mobilizuje ich jedno: obronić kolejkę.
NOCNE DYŻURY
Do tej pory całodobowe dyżury pełnione były po trzy godziny przez 15 osób. Tej nocy co dwie godziny zmieniać się będzie już 25 pilnujących kolejki. Najbardziej obawiają się tego, co może wydarzyć się o godz. 4 nad ranem. Podobno są jakieś inne listy. Co będzie, jeżeli do kolejki będą chcieli wedrzeć się siłą „napakowani, dwumetrowi osobnicy”? Dlatego też o godz. 4.00 pod bankiem będą już wszyscy. Z pieniędzmi. Ktoś może przyjść, zobaczy, że stoi tylko kilka osób i spyta się, kto jest ostatni. Nie da sobie wytłumaczyć, że jest lista, bo powie, że lista nie stoi w kolejce, tylko on - wyjaśnia Wiesław, mężczyzna w starszym wieku. Akcji wystarczy może dla pierwszych 50 osób - spekuluje.
Jednak stojący w kolejce nie chcą zdać się tylko na własną siłę perswazji. Nad ich bezpieczeństwem czuwa wynajęta przez nich agencja ochrony. Jeden z jej pracowników jest na liście oczekujących. Wszyscy solidarnie poskładają się po 5 zł od osoby. Co chwilę ulicą przejeżdża policyjny radiowóz. Ludzie zdają sobie sprawę, że nad ranem będą już zmęczeni. Wielu z nich będzie miało przy sobie sporą gotówkę. Pieniądze zostawię w samochodzie. Mówi pani, że to niebezpieczne? Racja, będę miał je przy sobie. Kolejkowicze będą pilnować się nawzajem, razem jesteśmy bezpieczni. Trzeba uważać na kieszonkowców - zastanawia się Grzegorz. Cieszy się, że jego dyżur przypadnie na taką porę, kiedy jeszcze czynne będą okoliczne lokale, w których można kupić gorącą herbatę.
PONIEDZIAŁEK
Noc przebiegła spokojnie. Osoby z początku listy skupiają się pod drzwiami banku. Dochodzą nowi chętni. Chcą zapisać się na listę. Ci z końca, którzy pełnili dyżury, obawiają się, co będzie, kiedy organizatorzy komitetu pójdą już do domów, kto przypilnuje porządku.
Godz. 8.00, otwierają bank. Klienci oddziału, chcący załatwić sprawy nie związane z lokatą prywatyzacyjną, są zaskoczeni na widok tłumu, okupujacego drzwi wejściowe. Do środka komitet wpuszcza po kilka osób z kolejki. Po jednej spoza listy. Tłumaczyć muszą się też pracownicy banku czy osoby, załatwiające sprawy służbowe. Starszy mężczyzna prosi o pomoc policjantów. Ma do zapłacewnia rachunek. Dziś jest ostatni dzień. Kolejkowicze radzą, by przyszedł później. Ale ja muszę do lekarza - woła mężczyzna. Obsługiwani przez trzy kasy ludzie obserwowani są przez kolejkowiczów przez otwarte okno. Przy czwartym stanowisku załatwiane są inne sprawy. 15 minut na osobę - trwają wyliczenia. Po kilkunastu minutach wychodzą pierwsi, którym udało się założyć lokatę. Nie przebiega to tak sprawnie, jak powinno. Kasjerki pracują pod presją, widać, jak trzęsą im się ręce - mówi Jarosław, współzałożyciel komitetu, jeden z pierwszych na liście. Pociesza, że najprawdopodobniej w innych oddziałach jest podobnie.
(Adk)
NOCNE DYŻURY
Do tej pory całodobowe dyżury pełnione były po trzy godziny przez 15 osób. Tej nocy co dwie godziny zmieniać się będzie już 25 pilnujących kolejki. Najbardziej obawiają się tego, co może wydarzyć się o godz. 4 nad ranem. Podobno są jakieś inne listy. Co będzie, jeżeli do kolejki będą chcieli wedrzeć się siłą „napakowani, dwumetrowi osobnicy”? Dlatego też o godz. 4.00 pod bankiem będą już wszyscy. Z pieniędzmi. Ktoś może przyjść, zobaczy, że stoi tylko kilka osób i spyta się, kto jest ostatni. Nie da sobie wytłumaczyć, że jest lista, bo powie, że lista nie stoi w kolejce, tylko on - wyjaśnia Wiesław, mężczyzna w starszym wieku. Akcji wystarczy może dla pierwszych 50 osób - spekuluje.
Jednak stojący w kolejce nie chcą zdać się tylko na własną siłę perswazji. Nad ich bezpieczeństwem czuwa wynajęta przez nich agencja ochrony. Jeden z jej pracowników jest na liście oczekujących. Wszyscy solidarnie poskładają się po 5 zł od osoby. Co chwilę ulicą przejeżdża policyjny radiowóz. Ludzie zdają sobie sprawę, że nad ranem będą już zmęczeni. Wielu z nich będzie miało przy sobie sporą gotówkę. Pieniądze zostawię w samochodzie. Mówi pani, że to niebezpieczne? Racja, będę miał je przy sobie. Kolejkowicze będą pilnować się nawzajem, razem jesteśmy bezpieczni. Trzeba uważać na kieszonkowców - zastanawia się Grzegorz. Cieszy się, że jego dyżur przypadnie na taką porę, kiedy jeszcze czynne będą okoliczne lokale, w których można kupić gorącą herbatę.
PONIEDZIAŁEK
Noc przebiegła spokojnie. Osoby z początku listy skupiają się pod drzwiami banku. Dochodzą nowi chętni. Chcą zapisać się na listę. Ci z końca, którzy pełnili dyżury, obawiają się, co będzie, kiedy organizatorzy komitetu pójdą już do domów, kto przypilnuje porządku.
Godz. 8.00, otwierają bank. Klienci oddziału, chcący załatwić sprawy nie związane z lokatą prywatyzacyjną, są zaskoczeni na widok tłumu, okupujacego drzwi wejściowe. Do środka komitet wpuszcza po kilka osób z kolejki. Po jednej spoza listy. Tłumaczyć muszą się też pracownicy banku czy osoby, załatwiające sprawy służbowe. Starszy mężczyzna prosi o pomoc policjantów. Ma do zapłacewnia rachunek. Dziś jest ostatni dzień. Kolejkowicze radzą, by przyszedł później. Ale ja muszę do lekarza - woła mężczyzna. Obsługiwani przez trzy kasy ludzie obserwowani są przez kolejkowiczów przez otwarte okno. Przy czwartym stanowisku załatwiane są inne sprawy. 15 minut na osobę - trwają wyliczenia. Po kilkunastu minutach wychodzą pierwsi, którym udało się założyć lokatę. Nie przebiega to tak sprawnie, jak powinno. Kasjerki pracują pod presją, widać, jak trzęsą im się ręce - mówi Jarosław, współzałożyciel komitetu, jeden z pierwszych na liście. Pociesza, że najprawdopodobniej w innych oddziałach jest podobnie.
(Adk)
Najnowsze komentarze