Rysiek w annałach sław
Ryszard Wolny, zapaśnik MKZ „Unia” Racibórz piątym występem w Igrzyskach Olimpijskich zapewnił sobie na stałe miejsce w historii zapasów i polskiego sportu. Wcześniej tylko, Czesław Kwieciński miał na swoim koncie taką liczbę olimpijskich startów. Raciborski mistrz olimpijski z Atlanty (1996) do Aten jechał z nadzieją zakończenia wspaniałej kariery olimpijskim medalem. Tak się nie stało. Po dwóch porażkach w eliminacjach pożegnł się z turniejem. Dziesięciokrotny mistrz Polski, dwukrotny brązowy medalista mistrzostw świata, trzykrotny złoty, dwukrotnie drugi i raz brązowy medalista Mistrzostw Europy po powrocie z Aten chętnie przystał na rozmowę.
- Pomimo zapowiedzi zdobycia olimpijskiego medalu start w stolicy Grecji nie należał chyba do najlepszych w Pańskiej karierze sportowej?
Ryszard Wolny, zapaśnik MKZ „Unia” Racibórz piątym występem w Igrzyskach Olimpijskich zapewnił sobie na stałe miejsce w historii zapasów i polskiego sportu. Wcześniej tylko, Czesław Kwieciński miał na swoim koncie taką liczbę olimpijskich startów. Raciborski mistrz olimpijski z Atlanty (1996) do Aten jechał z nadzieją zakończenia wspaniałej kariery olimpijskim medalem. Tak się nie stało. Po dwóch porażkach w eliminacjach pożegnł się z turniejem. Dziesięciokrotny mistrz Polski, dwukrotny brązowy medalista mistrzostw świata, trzykrotny złoty, dwukrotnie drugi i raz brązowy medalista Mistrzostw Europy po powrocie z Aten chętnie przystał na rozmowę.
- Pomimo zapowiedzi zdobycia olimpijskiego medalu start w stolicy Grecji nie należał chyba do najlepszych w Pańskiej karierze sportowej?
- Rzeczywiście jechałem do Aten z nadzieją zdobycia medalu. Byłem bardzo zmotywowany. Dzień przed pierwszą walką czułem się znakomicie. W przetarciu startowym wręcz rozbijałem swoich sparingpartenerów. Gdy przyszła pierwsza, ale najważniejsza walka z Azerem coś się zmieniło. Przegrałem ją na własne życzenie. Tak bardzo chciałem wygrać, że walczyłem za nerwowo i rozegrałem ją źle taktycznie.
- Startował Pan w niższej niż zazwyczaj kategorii wagowej?
- To także miało niebagatelny wpływ na mój występ. Musiałem się odchudzić o 12 kg. To duży wysiłek. Ponadto przyjąłem 4 l. płynów z kroplówki. Rozmawiałem na ten temat z lekarzem. Mówił, że jest wszystko w porządku. Jednak mój organizm zareagował inaczej. Byłem ospały, jak cała olimpijska reprezentacja. Proszę sobie wyobrazić, że następnego dnia przytyłem o 6 kg. Może tutaj tkwił jakiś błąd. Uważam także, że błędem były dwukrotne ciężkie treningi na 7 dni przed startem. Przygotowując się w klubie do mistrzostw kraju pracowałem zawsze nad dynamiką i szybkością. Może właśnie te trudne treningi miały wpływ na nie najlepszą formę startową.
- Proszę przypomnieć, szczególnie młodszym symatykom sportu początki swojej kariery sportowej.
- Uczyłem się w Szkole Podstawowej nr 11, gdzie były prowadzone klasy pływackie. Zaczynałem więc od pływania, gdzie moimi opiekunami byli Maria Gawliczek, Jerzy Stekiel i Leszek Gałuszka. Jednak za namową pani Reginy Sedlaczek rozpocząłem przygodę z zapasami. Największe swoje sukcesy, w tym złoty medal olimpijski osiągnąłem pod kierunkiem Piotra Starzyńskiego.
- Wystąpił Pan, podobnie jak legenda polskich zapasów Czesław Kwiciński na pięciu olimpiadach.
- Olimpijski debiut nastąpił w 1988 r. w Seulu. Wtedy zostałem powołany jako obiecujący młody zawodnik do reprezentacji kraju. Później jednak było bardzo trudno uzyskać nominację na igrzyska olimpijskie. Wprowadzono system światowych turniejów i po osiągniętych na nich rezultatach kwalifikowano do startu w igrzyskach. To było bardzo trudne. Rzeczywiście współnie z Czesiem Kwicińskim startowaliśmy pięć razy na olimpiadach. Nigdy jedanak o tym nie myślałem i zrównanie się z nim nie było moim wyzwaniem. Po prostu, co cztery lata następowała szczególna mobilizacja i każdorazowo chęć występu na najważniejszych dla sportowca zawodach. Jestem dumny z tego faktu.
- Kto był dla mistrza olimpijskiego z Atlanty sportowym wzorem?
- Bez chwili zawachania mogę powiedzieć, że tą osobą był Andrzej Supron, wspaniały zawodnik, niezawodny kompan, zawsze chętnie pomagający innym. Wiele od niego się nauczyłem. I to nie tylko sportowych tajników. Był doskonałym wychowawcą. Kiedyć jako młody chłopak z „Unią” pojechaliśmy jako kibice na Mistrzostwa Świata do Katowic. Poszedłem do niego po autograf. Ale on w tym czasie był zajęty obserwacją walki swojego groźnego rywala. Poprosił zatem, bym usiadł koło niego i razem z nim obserwował ciekawą walkę. Komentował ją i starał się wyszukać mocne i słabe strony rywala, które będzie mógł wykorzystać podczas innych potyczek. Po walce otrzymałem upragniony podpis mistrza. W swoim życiu postępuję tak samo. Najpierw rzeczy ważne dla osiągnięcia celu, potem przyjemność dla innych, a również i dla mnie. Wielką osobowością dla mnie jest prezydent Aleksander Kwaśniewski. Doskonale rozumie realia sportowe, jest zawsze z nami. Zawsze przygotowany perfekcyjnie do wypowiedzi. Istotne jest także to, że medalistom olimpijskim zapewnił sportowe emerytury.
- Jakie ma Pan najbliższe poolimpijskie plany?
- Teraz chwilę wypoczywam w Raciborzu. Definitywnie zakończyłem karierę zawodniczą na krajowych matach. Odbędę jeszcze kilka walk w niemieckim klubie, gdzie jestem związany kontraktem do końca roku. W MKZ „Unia” pełnię funkcję wiceprezesa, więc obowiązków nie brakuje. Tym bardziej, że zostałem pierwszym trenerem seniorów i juniorów. Piotr Szczeponik zajmować się będzie kadetami.
- Po rezygnacji z funkcji trenera kadry Józefa Tracza trwają prasowe spekulacje nad kandydatami.
Jednym z nich jest również Pan?
- Oficjalnie nikt ze związku osobiście tego mi nie zaproponował. Ale faktem jest, że będzie ogłoszony konkurs na trenera kadry i w grę wchodzić może moje nazwisko i Włodzimierza Zawadzkiego. Mam wiele wątpliwości co do przyszłości polskich zapasów. Nie widać utalentowanego zaplecza na igrzyska w Chinach. Nie ma większej rywalizacji. Kiedyś na zgrupowaniach kadry było nas pięciu, sześciu w każdej kategorii wagowej. Teraz jest jeden, dwóch zapaśników. Moim zdaniem trzeba zainwestować w obecnych 15-latków i zdecydowanie dofinansować kluby sportowe poprzez Polski Związek Zapaśniczy. Rozmawiałem na ten temat z prezydentem Kwaśniewskim i prezesem PKOL Stefanem Paszczykiem. Oni mają na ten temat podobne zdanie. Chcę przpomnież, że w 2002 r. byłem asystentem trenera kadry Józefa Tracza. Z perspektywy trenerskiej ławki, problemy reprezentacji nie są mi więc obce. W klubie przygotowuję także plany szkoleniowe.
- Jak na tego typu wyzwanie reaguje rodzina?
- Jako zawodnik rzeczywiście byłem gościem w domu. Gdybym został trenerem kadry, czekałyby mnie jeszcze większe czasochłonne obowiązki. Rozmawiałem na ten temat z żoną. Kasia rozumie moje zainteresowania. Tym bardziej, że syn trenuje także zapasy. Moim osobistym marzeniem jest nasze wspólne uczestnictwo w Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Ja jako trener kadry, Mateusz jako zawodnik. Czy się spełnią te marzenia, pokaże czas.
- Czy w MKZ „Unia” są zawodnicy, którzy mogą mieć szansę na międzynarodowe sukcesy?
- Wspomniałem tu o moim synu z rocznika 1990. Duże szanse może mieć w kat. wag. 55 kg Piotr Kneć. Bardzo na niego liczę. Są oczywiście utalentowani inni zapaśnicy. Tylko od ich pracy zależeć będzie ich sportowa przyszłość.
- Komercjalizacja sportu powoduje m.in. sięganie przez zawodników po niedozwolone środki farmakologiczne.
Jaka jest Pana opinia w tej sprawie?
- Ja nigdy nie sięgałem po sterydy i jestem zdecydowanym przeciwnikiem tego typu praktyk. Moim zdaniem tych, którzy biorą doping powinno dyskwalifikować się dożywotnio. Nic nie pomogą 2-3 letnie zakazy startów i treningów. Zawodnicy, którzy choć raz zażywali sterydy, próbować będą ciągle. To jest oczywiście moje zdanie na ten temat.
- Określany jako klęska, występ Polaków w Atenach, skłania do refleksji nad stanem naszego sportu.
- Najwyższa pora zainwestować więcej w dzieci i młodzież. Trzeba zdecydowanie dotrzeć do nich ze sportową ofertą. Nie zamykajmy więc na klucz sal gimnastycznych czy obiektów sportowych. Ale nade wszystko ważna jest promocja sportu przez media. Ten aspekt nie jest należycie wykorzystywany. My w swej ofercie raciborskich zapasów dotarliśmy ze szkółką do Ocic. Tam napotkaliśmy na dobry grunt. Jest już ponad 30 chętnych młodych ludzi, chcących uprawiać zapasy. To cieszy.
- Dziękując za rozmowę, życzymy Panu wiele energii w realizacji ambitnych celów.
- Dziękuję bardzo, a raciborską młodzież zapraszam na sale, pływalnie, bieżnie, boiska. Uprawiajcie sport.
(MIR)
- Pomimo zapowiedzi zdobycia olimpijskiego medalu start w stolicy Grecji nie należał chyba do najlepszych w Pańskiej karierze sportowej?
- Rzeczywiście jechałem do Aten z nadzieją zdobycia medalu. Byłem bardzo zmotywowany. Dzień przed pierwszą walką czułem się znakomicie. W przetarciu startowym wręcz rozbijałem swoich sparingpartenerów. Gdy przyszła pierwsza, ale najważniejsza walka z Azerem coś się zmieniło. Przegrałem ją na własne życzenie. Tak bardzo chciałem wygrać, że walczyłem za nerwowo i rozegrałem ją źle taktycznie.
- Startował Pan w niższej niż zazwyczaj kategorii wagowej?
- To także miało niebagatelny wpływ na mój występ. Musiałem się odchudzić o 12 kg. To duży wysiłek. Ponadto przyjąłem 4 l. płynów z kroplówki. Rozmawiałem na ten temat z lekarzem. Mówił, że jest wszystko w porządku. Jednak mój organizm zareagował inaczej. Byłem ospały, jak cała olimpijska reprezentacja. Proszę sobie wyobrazić, że następnego dnia przytyłem o 6 kg. Może tutaj tkwił jakiś błąd. Uważam także, że błędem były dwukrotne ciężkie treningi na 7 dni przed startem. Przygotowując się w klubie do mistrzostw kraju pracowałem zawsze nad dynamiką i szybkością. Może właśnie te trudne treningi miały wpływ na nie najlepszą formę startową.
- Proszę przypomnieć, szczególnie młodszym symatykom sportu początki swojej kariery sportowej.
- Uczyłem się w Szkole Podstawowej nr 11, gdzie były prowadzone klasy pływackie. Zaczynałem więc od pływania, gdzie moimi opiekunami byli Maria Gawliczek, Jerzy Stekiel i Leszek Gałuszka. Jednak za namową pani Reginy Sedlaczek rozpocząłem przygodę z zapasami. Największe swoje sukcesy, w tym złoty medal olimpijski osiągnąłem pod kierunkiem Piotra Starzyńskiego.
- Wystąpił Pan, podobnie jak legenda polskich zapasów Czesław Kwiciński na pięciu olimpiadach.
- Olimpijski debiut nastąpił w 1988 r. w Seulu. Wtedy zostałem powołany jako obiecujący młody zawodnik do reprezentacji kraju. Później jednak było bardzo trudno uzyskać nominację na igrzyska olimpijskie. Wprowadzono system światowych turniejów i po osiągniętych na nich rezultatach kwalifikowano do startu w igrzyskach. To było bardzo trudne. Rzeczywiście współnie z Czesiem Kwicińskim startowaliśmy pięć razy na olimpiadach. Nigdy jedanak o tym nie myślałem i zrównanie się z nim nie było moim wyzwaniem. Po prostu, co cztery lata następowała szczególna mobilizacja i każdorazowo chęć występu na najważniejszych dla sportowca zawodach. Jestem dumny z tego faktu.
- Kto był dla mistrza olimpijskiego z Atlanty sportowym wzorem?
- Bez chwili zawachania mogę powiedzieć, że tą osobą był Andrzej Supron, wspaniały zawodnik, niezawodny kompan, zawsze chętnie pomagający innym. Wiele od niego się nauczyłem. I to nie tylko sportowych tajników. Był doskonałym wychowawcą. Kiedyć jako młody chłopak z „Unią” pojechaliśmy jako kibice na Mistrzostwa Świata do Katowic. Poszedłem do niego po autograf. Ale on w tym czasie był zajęty obserwacją walki swojego groźnego rywala. Poprosił zatem, bym usiadł koło niego i razem z nim obserwował ciekawą walkę. Komentował ją i starał się wyszukać mocne i słabe strony rywala, które będzie mógł wykorzystać podczas innych potyczek. Po walce otrzymałem upragniony podpis mistrza. W swoim życiu postępuję tak samo. Najpierw rzeczy ważne dla osiągnięcia celu, potem przyjemność dla innych, a również i dla mnie. Wielką osobowością dla mnie jest prezydent Aleksander Kwaśniewski. Doskonale rozumie realia sportowe, jest zawsze z nami. Zawsze przygotowany perfekcyjnie do wypowiedzi. Istotne jest także to, że medalistom olimpijskim zapewnił sportowe emerytury.
- Jakie ma Pan najbliższe poolimpijskie plany?
- Teraz chwilę wypoczywam w Raciborzu. Definitywnie zakończyłem karierę zawodniczą na krajowych matach. Odbędę jeszcze kilka walk w niemieckim klubie, gdzie jestem związany kontraktem do końca roku. W MKZ „Unia” pełnię funkcję wiceprezesa, więc obowiązków nie brakuje. Tym bardziej, że zostałem pierwszym trenerem seniorów i juniorów. Piotr Szczeponik zajmować się będzie kadetami.
- Po rezygnacji z funkcji trenera kadry Józefa Tracza trwają prasowe spekulacje nad kandydatami.
Jednym z nich jest również Pan?
- Oficjalnie nikt ze związku osobiście tego mi nie zaproponował. Ale faktem jest, że będzie ogłoszony konkurs na trenera kadry i w grę wchodzić może moje nazwisko i Włodzimierza Zawadzkiego. Mam wiele wątpliwości co do przyszłości polskich zapasów. Nie widać utalentowanego zaplecza na igrzyska w Chinach. Nie ma większej rywalizacji. Kiedyś na zgrupowaniach kadry było nas pięciu, sześciu w każdej kategorii wagowej. Teraz jest jeden, dwóch zapaśników. Moim zdaniem trzeba zainwestować w obecnych 15-latków i zdecydowanie dofinansować kluby sportowe poprzez Polski Związek Zapaśniczy. Rozmawiałem na ten temat z prezydentem Kwaśniewskim i prezesem PKOL Stefanem Paszczykiem. Oni mają na ten temat podobne zdanie. Chcę przpomnież, że w 2002 r. byłem asystentem trenera kadry Józefa Tracza. Z perspektywy trenerskiej ławki, problemy reprezentacji nie są mi więc obce. W klubie przygotowuję także plany szkoleniowe.
- Jak na tego typu wyzwanie reaguje rodzina?
- Jako zawodnik rzeczywiście byłem gościem w domu. Gdybym został trenerem kadry, czekałyby mnie jeszcze większe czasochłonne obowiązki. Rozmawiałem na ten temat z żoną. Kasia rozumie moje zainteresowania. Tym bardziej, że syn trenuje także zapasy. Moim osobistym marzeniem jest nasze wspólne uczestnictwo w Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Ja jako trener kadry, Mateusz jako zawodnik. Czy się spełnią te marzenia, pokaże czas.
- Czy w MKZ „Unia” są zawodnicy, którzy mogą mieć szansę na międzynarodowe sukcesy?
- Wspomniałem tu o moim synu z rocznika 1990. Duże szanse może mieć w kat. wag. 55 kg Piotr Kneć. Bardzo na niego liczę. Są oczywiście utalentowani inni zapaśnicy. Tylko od ich pracy zależeć będzie ich sportowa przyszłość.
- Komercjalizacja sportu powoduje m.in. sięganie przez zawodników po niedozwolone środki farmakologiczne.
Jaka jest Pana opinia w tej sprawie?
- Ja nigdy nie sięgałem po sterydy i jestem zdecydowanym przeciwnikiem tego typu praktyk. Moim zdaniem tych, którzy biorą doping powinno dyskwalifikować się dożywotnio. Nic nie pomogą 2-3 letnie zakazy startów i treningów. Zawodnicy, którzy choć raz zażywali sterydy, próbować będą ciągle. To jest oczywiście moje zdanie na ten temat.
- Określany jako klęska, występ Polaków w Atenach, skłania do refleksji nad stanem naszego sportu.
- Najwyższa pora zainwestować więcej w dzieci i młodzież. Trzeba zdecydowanie dotrzeć do nich ze sportową ofertą. Nie zamykajmy więc na klucz sal gimnastycznych czy obiektów sportowych. Ale nade wszystko ważna jest promocja sportu przez media. Ten aspekt nie jest należycie wykorzystywany. My w swej ofercie raciborskich zapasów dotarliśmy ze szkółką do Ocic. Tam napotkaliśmy na dobry grunt. Jest już ponad 30 chętnych młodych ludzi, chcących uprawiać zapasy. To cieszy.
- Dziękując za rozmowę, życzymy Panu wiele energii w realizacji ambitnych celów.
- Dziękuję bardzo, a raciborską młodzież zapraszam na sale, pływalnie, bieżnie, boiska. Uprawiajcie sport.
(MIR)
Najnowsze komentarze