W trudnym terenie
Trzeba było wielkiego nieszczęścia w Kuźni, by miejscowi gospodarze założyli u siebie jednostkę ogniową. Ich potomkowie świętowali w ubiegłym tygodniu setną rocznicę jej istnieni
Jubileuszowe obchody rozpoczęły się już 26 sierpnia, w rocznicę wielkiego pożaru w Kuźni, ale główne w ostatni weekend. Na mszę św. w miejscowym kościele, celebrowaną przez ks. Bernarda Plucika, przybyli nie tylko goście z regionu i strażacy, ale też członkowie ich rodzin. Przed południem na placu pomnikowym odbyły się oficjalne uroczystości rocznicowe.
Żadna historia o początkach straży pożarnej w Kuźni nie może nie wspomnieć o wielkim pożarze, który 26 sierpnia 1904 roku wybuchł tutaj za sprawą iskier, rozsypanych na suche trawy przez parowóz pośpiesznego pociągu. Silny wiatr podsycił płomienie i ogarnęły one niemal całą miejscowość. Spaliło się wtedy aż 116 budynków, a prawie ćwierć tysiąca ludzi straciło swe mieszkania. Nikt nie zginął - gospodarze stracili jednak cały dobytek i plony, świeżo zebrane z pól. Pożar, którego nie potrafili opanować zwykli ludzie, zdopingował miejscowych do założenia jednostki ogniowej. I taka powstała. Pierwszym jej prezesem został Otto Bornstaedt.
W tych czasach strażakom brakowało niemal wszystkiego, ale już w rok później postawili we wsi drewnianą remizę. Już w cztery lata po wielkim pożarze straż udowodniła, że jest niezwykle przydatna - gasiła z powodzeniem kolejny groźny pożar zabudowań leśnictwa. Pierwsza wojenna zawierucha w XX wieku oderwała ogniomistrzów kuźniańskich od swej siedziby, zmuszając ich do walki na frontach. Ale po zakończeniu batalii wrócili i znów walczyli z pożarami. W 1929 roku wybudowali na 25-lecie nową remizę. Stoi ona do dziś niedaleko kościoła. Co ciekawe, mieściła nie tylko zwykły sprzęt bojowy, ręczną sikawkę konną, ale także nowoczesną, jak na lata 30., wyciągową drabinę. Kolejną ciekawostką historyczną jest sprawa alarmowania strażaków o pożarach - problem ten z powodu braku syren rozwiązywali trębacze.
Druga wojna światowa urwała ponownie na kilka lat działalność jednostki, bo mundury strażackie wielu miejscowych musiało zamienić na wojskowe. Po wojnie łatwo ocalałym z pożogi nie było łatwo działać. Brakowało sprzętu, a władze robiły ze wszystkim trudności. Na przykład jednostki posiadające sztandary z wizerunkiem św. Floriana miały zdać je administracji. Tylko dzięki druhom Pawłowi Chorobie i Wincentemu Chroboczkowi kuźniański ocalał i do dziś stoi na honorowym miejscu w kościele. Nowy sztandar ufundowali mieszkańcy strażakom w 1964 roku.
Przez wiele powojennych lat kuźniańska straż na brak pracy nie narzekała. Teren bowiem wokół miasta nie jest łatwy. Lasy i rzeki często przypominały o sobie. Gaszono pożary nie tylko na miejscu - wezwania do akcji w innych regionach przychodziły często. Choćby z Czechowic Dziedzic - gdzie w 1971 r. wybuchł groźny pożar w rafinerii. A w rok później z podkędzierzyńskiej Blachowni. Najbardziej znane akcje miejscowej straży wiążą się z pożarem, który latem 1992 roku strawił ponad 10 tysięcy hektarów lasów rudzkich oraz z powodzią spowodowaną przez Odrę sprzed 7 lat.
Współcześnie jednostka włączona jest do Krajowego Systemu Ratownictwa Gaśniczego. Jej strażnica została zmodernizowana w latach 90., mieści nie tylko siedzibę OSP, ale także sprzęt bojowy - w tym dwa wozy. Od 1999 roku na czele zarządu jednostki stoi prezes Jan Twardawa, który przejął schedę po Ryszardzie Kaczorowskim. Obecnie działają w tym gronie także naczelnik Leszek Polak i jego zastępca Dariusz Kamiński, sekretarz Diana Kuźmińska oraz skarbnik Piotr Ziętara. Członkowie Tomasz Gomółka, Norbert Kocur, Krzysztof Grobelny, gospodarz obiektu Andrzej Trestka i kronikarz Bernarda Chroboczek. W jednostce działa w sumie 35 członków w kilku drużynach. Czujemy się w obowiązku podziękować za wsparcie i współpracę naszym władzom samorządowym, zarządowi wojewódzkiemu straży w Katowicach, komendzie powiatowej, zarządowi miejsko - gminnemu i wszystkim innym osobom, które wspierają nas na co dzień. A także naszym matkom i żonom za dobre serce i stracone godziny w oczekiwaniu na nasz powrót - powiedział podczas uroczystości jubileuszowych prezes kuźniańskiej OSP.
(sem)
Żadna historia o początkach straży pożarnej w Kuźni nie może nie wspomnieć o wielkim pożarze, który 26 sierpnia 1904 roku wybuchł tutaj za sprawą iskier, rozsypanych na suche trawy przez parowóz pośpiesznego pociągu. Silny wiatr podsycił płomienie i ogarnęły one niemal całą miejscowość. Spaliło się wtedy aż 116 budynków, a prawie ćwierć tysiąca ludzi straciło swe mieszkania. Nikt nie zginął - gospodarze stracili jednak cały dobytek i plony, świeżo zebrane z pól. Pożar, którego nie potrafili opanować zwykli ludzie, zdopingował miejscowych do założenia jednostki ogniowej. I taka powstała. Pierwszym jej prezesem został Otto Bornstaedt.
W tych czasach strażakom brakowało niemal wszystkiego, ale już w rok później postawili we wsi drewnianą remizę. Już w cztery lata po wielkim pożarze straż udowodniła, że jest niezwykle przydatna - gasiła z powodzeniem kolejny groźny pożar zabudowań leśnictwa. Pierwsza wojenna zawierucha w XX wieku oderwała ogniomistrzów kuźniańskich od swej siedziby, zmuszając ich do walki na frontach. Ale po zakończeniu batalii wrócili i znów walczyli z pożarami. W 1929 roku wybudowali na 25-lecie nową remizę. Stoi ona do dziś niedaleko kościoła. Co ciekawe, mieściła nie tylko zwykły sprzęt bojowy, ręczną sikawkę konną, ale także nowoczesną, jak na lata 30., wyciągową drabinę. Kolejną ciekawostką historyczną jest sprawa alarmowania strażaków o pożarach - problem ten z powodu braku syren rozwiązywali trębacze.
Druga wojna światowa urwała ponownie na kilka lat działalność jednostki, bo mundury strażackie wielu miejscowych musiało zamienić na wojskowe. Po wojnie łatwo ocalałym z pożogi nie było łatwo działać. Brakowało sprzętu, a władze robiły ze wszystkim trudności. Na przykład jednostki posiadające sztandary z wizerunkiem św. Floriana miały zdać je administracji. Tylko dzięki druhom Pawłowi Chorobie i Wincentemu Chroboczkowi kuźniański ocalał i do dziś stoi na honorowym miejscu w kościele. Nowy sztandar ufundowali mieszkańcy strażakom w 1964 roku.
Przez wiele powojennych lat kuźniańska straż na brak pracy nie narzekała. Teren bowiem wokół miasta nie jest łatwy. Lasy i rzeki często przypominały o sobie. Gaszono pożary nie tylko na miejscu - wezwania do akcji w innych regionach przychodziły często. Choćby z Czechowic Dziedzic - gdzie w 1971 r. wybuchł groźny pożar w rafinerii. A w rok później z podkędzierzyńskiej Blachowni. Najbardziej znane akcje miejscowej straży wiążą się z pożarem, który latem 1992 roku strawił ponad 10 tysięcy hektarów lasów rudzkich oraz z powodzią spowodowaną przez Odrę sprzed 7 lat.
Współcześnie jednostka włączona jest do Krajowego Systemu Ratownictwa Gaśniczego. Jej strażnica została zmodernizowana w latach 90., mieści nie tylko siedzibę OSP, ale także sprzęt bojowy - w tym dwa wozy. Od 1999 roku na czele zarządu jednostki stoi prezes Jan Twardawa, który przejął schedę po Ryszardzie Kaczorowskim. Obecnie działają w tym gronie także naczelnik Leszek Polak i jego zastępca Dariusz Kamiński, sekretarz Diana Kuźmińska oraz skarbnik Piotr Ziętara. Członkowie Tomasz Gomółka, Norbert Kocur, Krzysztof Grobelny, gospodarz obiektu Andrzej Trestka i kronikarz Bernarda Chroboczek. W jednostce działa w sumie 35 członków w kilku drużynach. Czujemy się w obowiązku podziękować za wsparcie i współpracę naszym władzom samorządowym, zarządowi wojewódzkiemu straży w Katowicach, komendzie powiatowej, zarządowi miejsko - gminnemu i wszystkim innym osobom, które wspierają nas na co dzień. A także naszym matkom i żonom za dobre serce i stracone godziny w oczekiwaniu na nasz powrót - powiedział podczas uroczystości jubileuszowych prezes kuźniańskiej OSP.
(sem)
Najnowsze komentarze