Faworyt zawiódł
Czasami trudna sytuacja mobilizuje. Przekonali się o tym kibice Samborowic po niedzielnym starciu ich zespołu z LKS Tworków. A to dlatego, iż mimo gry w osłabieniu przez prawie całe spotkanie zdołał on zremisować 2:2.
Wicemistrz poprzedniego sezonu zagrał w ostatnim meczu tak niemrawo, że kibice mogą żywić poważne obawy, czy uda mu się coś więcej zwojować. Tworkowianie zlekceważyli rywali, szczególnie po zdobyciu drugiej bramki. Wydawało im się, że najgorsze za nimi i wystarczy spacerkiem dowieźć przewagę do końca meczu. Niewiele brakowało, a pierwsze zwycięstwo odnieśliby jednak piłkarze Samborowic.
Pierwszy kwadrans pojedynku rozpoczął się od mocnego uderzenia gospodarzy. Bramka zdobyta przez Cichonia nie wystawiła najlepszego świadectwa defensorom tworkowskim, którzy tylko przyglądali się jak gracz gospodarzy przymierza się do strzału. Miejscowi starali się skorzystać jeszcze bardziej z zaskoczenia rywali, ale plany popsuła im niespodziewanie czerwona kartka, jaką ujrzał od arbitra Żymełka - poniosły go nerwy i niepotrzebnie starł się z jednym z rywali.
Tworkowianie skorzystali skwapliwie z osłabienia przeciwników, bo kolejny kwadrans niemal przesiedzieli na ich połowie. Dopóki większość piłek skutecznie ekspediował na auty Tatara, dopóty niewiele jednak z tego wychodziło. Kiedy tylko zaczęli unikać wrzutek na stopera gospodarzy, pod bramką Panicza zrobiło się gorąco. Kiks obrońców po lewej stronie wykorzystał Brachmański i z kilkunastu metrów strzelił soczyście z woleja w światło bramki. Pięć minut później goście już prowadzili. Kolejny błąd, tym razem na prawym skrzydle wykorzystał Wolnik.
Im bliżej końca pierwszej odsłony, tym gorzej jednak zaczęli grać właśnie przyjezdni. Zupełnie jakby uwierzyli, że mają rywali w garści. Niefrasobliwie zaczęli sobie też poczynać defensorzy - dawali się ogrywać osamotnionemu w ataku Nieborowskiemu i gdyby nie refleks Jendrzejczyka, skończyłoby się to utratą gola. Ostrzeżenia nie poskutkowały zresztą, bo tuż po przerwie po idealnym zagraniu Karasiewicza ponownie Nieborowski sprytnie uwolnił się od opieki obrońców - ale był przy tym tak ewidentnie faulowany, iż arbiter nie mógł nie odgwizdać jedenastki. Cichoń po raz wtóry oszukał Jendrzejczyka i wynik meczu wciąż pozostawał sprawą otwartą.
Ku irytacji licznej grupki kibiców gości, ich zespół zupełnie nie potrafił nadal poradzić sobie z rywalami. Ci bowiem skutecznie się bronili i czyhali na okazje do kontr. Było im o tyle łatwiej, że tworkowianie nie mieli pomysłu na grę. Długie „angielskie” wrzutki na pole karne padały łatwym łupem obronców, a próby gry kombinacyjnej zupełnie nie wychodziły. Groźniejsi byli miejscowi, okazje mieli szczególnie Nieborowski i Wasiuta, ale spudłowali.
LKS Samborowice - LKS Tworków 2:2 (1:2). Br.: Cichoń 5. i 48. - 23. Brachmański, 29. Wolnik.
LKS Samborowice: Panicz - Podolski, Tatara, Sokołowski, Świderek, Młot (80. Wróblewski), Nieborowski, Karasiewicz, Cichoń (80. Frankowski), Źymełka, Wasiuta.
LKS Tworków: Jendrzejczyk - Kaczor, Rybarz, Michna, Soroka, Pawlik (60. Fulneczek), Popławski, Fojcik, Jeziorski, Brachmański, Wolnik (80. Marko).
(sem)
Pierwszy kwadrans pojedynku rozpoczął się od mocnego uderzenia gospodarzy. Bramka zdobyta przez Cichonia nie wystawiła najlepszego świadectwa defensorom tworkowskim, którzy tylko przyglądali się jak gracz gospodarzy przymierza się do strzału. Miejscowi starali się skorzystać jeszcze bardziej z zaskoczenia rywali, ale plany popsuła im niespodziewanie czerwona kartka, jaką ujrzał od arbitra Żymełka - poniosły go nerwy i niepotrzebnie starł się z jednym z rywali.
Tworkowianie skorzystali skwapliwie z osłabienia przeciwników, bo kolejny kwadrans niemal przesiedzieli na ich połowie. Dopóki większość piłek skutecznie ekspediował na auty Tatara, dopóty niewiele jednak z tego wychodziło. Kiedy tylko zaczęli unikać wrzutek na stopera gospodarzy, pod bramką Panicza zrobiło się gorąco. Kiks obrońców po lewej stronie wykorzystał Brachmański i z kilkunastu metrów strzelił soczyście z woleja w światło bramki. Pięć minut później goście już prowadzili. Kolejny błąd, tym razem na prawym skrzydle wykorzystał Wolnik.
Im bliżej końca pierwszej odsłony, tym gorzej jednak zaczęli grać właśnie przyjezdni. Zupełnie jakby uwierzyli, że mają rywali w garści. Niefrasobliwie zaczęli sobie też poczynać defensorzy - dawali się ogrywać osamotnionemu w ataku Nieborowskiemu i gdyby nie refleks Jendrzejczyka, skończyłoby się to utratą gola. Ostrzeżenia nie poskutkowały zresztą, bo tuż po przerwie po idealnym zagraniu Karasiewicza ponownie Nieborowski sprytnie uwolnił się od opieki obrońców - ale był przy tym tak ewidentnie faulowany, iż arbiter nie mógł nie odgwizdać jedenastki. Cichoń po raz wtóry oszukał Jendrzejczyka i wynik meczu wciąż pozostawał sprawą otwartą.
Ku irytacji licznej grupki kibiców gości, ich zespół zupełnie nie potrafił nadal poradzić sobie z rywalami. Ci bowiem skutecznie się bronili i czyhali na okazje do kontr. Było im o tyle łatwiej, że tworkowianie nie mieli pomysłu na grę. Długie „angielskie” wrzutki na pole karne padały łatwym łupem obronców, a próby gry kombinacyjnej zupełnie nie wychodziły. Groźniejsi byli miejscowi, okazje mieli szczególnie Nieborowski i Wasiuta, ale spudłowali.
LKS Samborowice - LKS Tworków 2:2 (1:2). Br.: Cichoń 5. i 48. - 23. Brachmański, 29. Wolnik.
LKS Samborowice: Panicz - Podolski, Tatara, Sokołowski, Świderek, Młot (80. Wróblewski), Nieborowski, Karasiewicz, Cichoń (80. Frankowski), Źymełka, Wasiuta.
LKS Tworków: Jendrzejczyk - Kaczor, Rybarz, Michna, Soroka, Pawlik (60. Fulneczek), Popławski, Fojcik, Jeziorski, Brachmański, Wolnik (80. Marko).
(sem)
Najnowsze komentarze