Wierzyciel bandyta
Katarzyna M. była kompletnie zaskoczona, kiedy do jej biura wpadło trzech mężczyzn, przycisnęło ją do ściany, jeden założył gumowe rękawiczki i przyłożył do szyi kobiety strzykawkę z czerwoną cieczą. Wstrzykniemy ci AIDS - powiedzieli, żadając jednocześnie spłaty ponad 60 tys. zł długu. We wrześniu sprawa trójki bandytów ponownie stanie przed sądem.
Firma Katarzyny M. zajmowała się handlem węglem. Wobec jednego z dostawców zalegała z kwotą 64 tys. zł. 12 czerwca 2003 r. M. dowiedziała się, że jej dług został sprzedany. Nabywcą był właściciel pewnej częstochowskiej firmy. Pojawił się w Raciborzu, pokazał M. umowę kupna wierzytelności i wyznaczył 30 czerwca jako ostateczny termin zapłaty owych 64 tys. zł, zostawiając na stole karteczkę z numerem konta. Na wyjaśnienia kobiety, że jej kontrahenci również zalegają z ogromnymi sumami i nie będzie w stanie przygotować tak dużej gotówki, odparł, że „następnym razem połamie jej ładne nogi”.
Data spłaty długu minęła i nic nie zapowiadało dramatycznych wypadków, które miały miejsce 27 lipca minionego roku. Katarzyna M. przyjechała do swojego biura w centrum Raciborza. Ledwo przekroczyła próg, gdy do wnętrza wpadła trójka mężczyzn. Jeden został z sekretarką, dwóch wepchnęło M. do drugiego pomieszczenia, wyrwało kobiecie telefon komórkowy, po czym przycisnęło ją do ściany.
Dalej był już istny horror. Do szyi ofiary jeden z napastników przyłożył strzykawkę z czerwoną cieczą oświadczając, że jest to krew z wirusem HIV. Zażądali pieniędzy. Kiedy okazało się, że M. nie ma takiej gotówki, wysypali na stół zawartość torebki. Było tam 10 tys. zł pobrane chwilę wcześniej z banku. Zabrali więc pieniądze i telefon, po czym wyszli z biura dając M. jeszcze cztery dni na spłatę reszty długu. Chcieli też zabrać samochód, ale zdziwili się, że w dowodzie rejestracyjnym jako właściciel pojazdu wpisany był bank. Zatrzaskując drzwi ostrzegli M., by nie powiadamiała policji. W przeciwym razie grozili zabiciem rodziny.
Taki ciąg wypadków Katarzyna M. zdecydowała się jednak opowiedzieć policjantom. Ci potraktowali doniesienie bardzo poważnie. Kobieta żyła w ciągłym strachu. 28 lipca jeden z napastników został zatrzymany i tymczasowo aresztowany. Wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym.
Badanie sprawy zakończyła niedawno raciborska Prokuratura Rejonowa, kierując do sądu akt oskarżenia. Na ławie zasiedli 34-letni Grzegorz Z., z zawodu stolarz i strażak, ojciec dwójki dzieci, prowadzący działalność gospodarczą polegającą na windykacji długów; 25-letni Krzysztof S., technik elektromechanik, nigdy wcześniej niekarany sanitariusz częstochowskiego pogotowia ratunkowego, zatrzymany i tymczasowo aresztowany w sierpniu 2003 r. (zwolniony po wpłaceniu kaucji) oraz 32-letni Marian Z., brat Grzegorza, niekarany przedsiębiorca z zawodu przetwórca mięsa.
Cała trójka nie przyznała się do winy. Prokurator zebrał obciążające ich dowody. Początkowo zaprzeczali, by komukolwiek grozili i zabrali M. telefon komórkowy i gotówkę. Kiedy jednak pokazano im kartę SIM, na której były odciski palców jednego z oskarżonych, ten od razu zmienił wyjaśnienia. Kartę tę przesłano M. 30 lipca w kopercie z czystą kartką. Potwierdzono również, że kobieta feralnego 25 lipca pobrała z jednego z banków 10 tys. zł. Pod bankiem była już najprawdopodobniej śledzona.
W sprawie odbyły się już posiedzenia sądu. Następne we wrześniu. Prokurator żąda dla całej trójki dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata oraz obowiązku naprawienia szkody.
(waw)
Data spłaty długu minęła i nic nie zapowiadało dramatycznych wypadków, które miały miejsce 27 lipca minionego roku. Katarzyna M. przyjechała do swojego biura w centrum Raciborza. Ledwo przekroczyła próg, gdy do wnętrza wpadła trójka mężczyzn. Jeden został z sekretarką, dwóch wepchnęło M. do drugiego pomieszczenia, wyrwało kobiecie telefon komórkowy, po czym przycisnęło ją do ściany.
Dalej był już istny horror. Do szyi ofiary jeden z napastników przyłożył strzykawkę z czerwoną cieczą oświadczając, że jest to krew z wirusem HIV. Zażądali pieniędzy. Kiedy okazało się, że M. nie ma takiej gotówki, wysypali na stół zawartość torebki. Było tam 10 tys. zł pobrane chwilę wcześniej z banku. Zabrali więc pieniądze i telefon, po czym wyszli z biura dając M. jeszcze cztery dni na spłatę reszty długu. Chcieli też zabrać samochód, ale zdziwili się, że w dowodzie rejestracyjnym jako właściciel pojazdu wpisany był bank. Zatrzaskując drzwi ostrzegli M., by nie powiadamiała policji. W przeciwym razie grozili zabiciem rodziny.
Taki ciąg wypadków Katarzyna M. zdecydowała się jednak opowiedzieć policjantom. Ci potraktowali doniesienie bardzo poważnie. Kobieta żyła w ciągłym strachu. 28 lipca jeden z napastników został zatrzymany i tymczasowo aresztowany. Wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym.
Badanie sprawy zakończyła niedawno raciborska Prokuratura Rejonowa, kierując do sądu akt oskarżenia. Na ławie zasiedli 34-letni Grzegorz Z., z zawodu stolarz i strażak, ojciec dwójki dzieci, prowadzący działalność gospodarczą polegającą na windykacji długów; 25-letni Krzysztof S., technik elektromechanik, nigdy wcześniej niekarany sanitariusz częstochowskiego pogotowia ratunkowego, zatrzymany i tymczasowo aresztowany w sierpniu 2003 r. (zwolniony po wpłaceniu kaucji) oraz 32-letni Marian Z., brat Grzegorza, niekarany przedsiębiorca z zawodu przetwórca mięsa.
Cała trójka nie przyznała się do winy. Prokurator zebrał obciążające ich dowody. Początkowo zaprzeczali, by komukolwiek grozili i zabrali M. telefon komórkowy i gotówkę. Kiedy jednak pokazano im kartę SIM, na której były odciski palców jednego z oskarżonych, ten od razu zmienił wyjaśnienia. Kartę tę przesłano M. 30 lipca w kopercie z czystą kartką. Potwierdzono również, że kobieta feralnego 25 lipca pobrała z jednego z banków 10 tys. zł. Pod bankiem była już najprawdopodobniej śledzona.
W sprawie odbyły się już posiedzenia sądu. Następne we wrześniu. Prokurator żąda dla całej trójki dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata oraz obowiązku naprawienia szkody.
(waw)
Najnowsze komentarze