Dziecko na pokaz
Straż Graniczna zatrzymała w Raciborzu Mołdawiankę, która żebrała na Rynku. Kobieta miała przy sobie dziecko „pożyczone” od kuzynki z Ukrainy. Chłopczyk, rzekomo chory, okazał się po badaniu lekarskim cał-kowicie zdrowy. Po nakarmieniu odzyskał nawet humor. Kobieta wyżebrała czterysta złotych.
Sprawa przekonuje, że przybysze z Rumunii i Mołdawii po prostu naciągają, biorąc Polaków na litość. Mołdawianka została zatrzymana w Raciborzu 11 sierpnia, zaraz po tym jak sygnał o jej obecności na Rynku otrzymała komenda Śląskiego Oddziału Straży Granicznej. Kobieta, czmyhająca zapewne z ziomkami przed polskimi pogranicznikami, nie wiedziała jak można się domyślać, że z przysłowiowego deszczu dostaje się pod rynnę.
W godzinach popołudniowych dotarła do nas informacja, że na Rynku w centrum miasta żebrze kobieta z dzieckiem na wózku inwalidzkim i może to być cudzoziemka. Skierowany tam patrol stwierdził, że żebrząca to faktycznie obywatelka Mołdowy. Obok niej na wózku inwalidzkim siedział 4-letni chłopiec. Kobieta w ręce trzymała kartkę, na której był napis proszący o pomoc w zbieraniu pieniędzy na leczenie malca. Wynikało z niego, że dziecko ma raka mózgu. Kobieta nie miała paszportu i nie potrafiła powiedzieć od kiedy jest w Polsce - relacjonuje kpt. Grzegorz Klejnowski, rzecznik prasowy ŚOSG.
Razem z dzieckiem została przewieziona do komendy. Chłopczyk, siedzący cały czas na wózku, był smutny. Chęć życia odzyskał po nakarmieniu. Niewykluczone, że był wcześniej celowo głodzony. W trakcie wstępnych wyjaśnień oraz badań przeprowadzonych przez lekarza okazało się, że jest zdrowy, a zatrzymana kobieta wcale nie jest jego matką. Mołdawianka przyznała, że jest to syn jej ukraińskiej kuzynki. Nie wiedziała jednak gdzie może przebywać jego matka. Mówiła coś o Katowicach, ale nie znała adresu.
Dziecko na wózku inwalidzkim było jej potrzebne jedynie do wzbudzania litości u przechodniów podczas żebrania. Potwierdziła, że jest zdrowe i wykorzystywano je jedynie do żebrania. Metoda musiała być skuteczna, skoro podczas zatrzymania kobieta miała przy sobie blisko 400 zł, co było prawdopodobnie jej dziennym „utargiem”.
Straż Graniczna uznała, iż dziecko przebywa w Polsce bez opieki, wymaganych dokumentów i jest wykorzystywane przez dorosłych do uprawiania działalności żebraczej. W tej sytuacji Komendant ŚOSG zwrócił się do sądu o umieszczenie chłopca w pogotowiu opiekuńczym. Sąd wydał stosowne postanowienie i dziecko przewieziono do Pogotowia Opiekuńczego w Katowicach.
Podczas wstępnych wyjaśnień ustalono, że zatrzymana obywatelka Mołdowy już przynajmniej dwukrotnie była wydalana z naszego kraju. Za każdym razem otrzymywała decyzję o dobrowolnym opuszczeniu Polski. W 2000 r. zatrzymano ją nad morzem. W 2003 r. wróciła i zamieszkała w Warszawie. Ostatnio, jak twierdzi, mieszkała w Katowicach. W maju tego roku w Rybniku zatrzymała ją policja i kazała wyjechać z naszego kraju.
Kobieta jednak nie wyjechała a jedynie zmieniła miejsce zamieszkania. W trakcie prowadzonych wyjaśnień wielokrotnie zmieniała swoje zeznania. Pytana kiedy przyjechała do Polski, mówiła, że nie pamięta, ale chyba kilka dni temu. Kiedy przedstawiono jej argumenty potwierdzające, że przyjechała w listopadzie ubiegłego roku, zaczęła sobie przypominać, iż chyba rzeczywiście tak było. Na początku twierdziła, że po raz pierwszy została zatrzymana. Gdy przedstawiono jej dowody, że już przynajmniej dwukrotnie była wydalana, natychmiast sobie przypomniała, że właściwie to „chyba tak” - relacjonuje kpt. Klejnowski.
Wobec kobiety wszczęto procedurę wydalenia. Komendant Śląskiego Oddziału Straży Granicznej wystąpi do Wojewody Śląskiego o wydanie decyzji wydalającej ją pod konwojem. Nadal będą prowadzone działania w celu potwierdzenia personaliów dziecka i ustalenia miejsca przebywania jego rodziców.
(waw)
W godzinach popołudniowych dotarła do nas informacja, że na Rynku w centrum miasta żebrze kobieta z dzieckiem na wózku inwalidzkim i może to być cudzoziemka. Skierowany tam patrol stwierdził, że żebrząca to faktycznie obywatelka Mołdowy. Obok niej na wózku inwalidzkim siedział 4-letni chłopiec. Kobieta w ręce trzymała kartkę, na której był napis proszący o pomoc w zbieraniu pieniędzy na leczenie malca. Wynikało z niego, że dziecko ma raka mózgu. Kobieta nie miała paszportu i nie potrafiła powiedzieć od kiedy jest w Polsce - relacjonuje kpt. Grzegorz Klejnowski, rzecznik prasowy ŚOSG.
Razem z dzieckiem została przewieziona do komendy. Chłopczyk, siedzący cały czas na wózku, był smutny. Chęć życia odzyskał po nakarmieniu. Niewykluczone, że był wcześniej celowo głodzony. W trakcie wstępnych wyjaśnień oraz badań przeprowadzonych przez lekarza okazało się, że jest zdrowy, a zatrzymana kobieta wcale nie jest jego matką. Mołdawianka przyznała, że jest to syn jej ukraińskiej kuzynki. Nie wiedziała jednak gdzie może przebywać jego matka. Mówiła coś o Katowicach, ale nie znała adresu.
Dziecko na wózku inwalidzkim było jej potrzebne jedynie do wzbudzania litości u przechodniów podczas żebrania. Potwierdziła, że jest zdrowe i wykorzystywano je jedynie do żebrania. Metoda musiała być skuteczna, skoro podczas zatrzymania kobieta miała przy sobie blisko 400 zł, co było prawdopodobnie jej dziennym „utargiem”.
Straż Graniczna uznała, iż dziecko przebywa w Polsce bez opieki, wymaganych dokumentów i jest wykorzystywane przez dorosłych do uprawiania działalności żebraczej. W tej sytuacji Komendant ŚOSG zwrócił się do sądu o umieszczenie chłopca w pogotowiu opiekuńczym. Sąd wydał stosowne postanowienie i dziecko przewieziono do Pogotowia Opiekuńczego w Katowicach.
Podczas wstępnych wyjaśnień ustalono, że zatrzymana obywatelka Mołdowy już przynajmniej dwukrotnie była wydalana z naszego kraju. Za każdym razem otrzymywała decyzję o dobrowolnym opuszczeniu Polski. W 2000 r. zatrzymano ją nad morzem. W 2003 r. wróciła i zamieszkała w Warszawie. Ostatnio, jak twierdzi, mieszkała w Katowicach. W maju tego roku w Rybniku zatrzymała ją policja i kazała wyjechać z naszego kraju.
Kobieta jednak nie wyjechała a jedynie zmieniła miejsce zamieszkania. W trakcie prowadzonych wyjaśnień wielokrotnie zmieniała swoje zeznania. Pytana kiedy przyjechała do Polski, mówiła, że nie pamięta, ale chyba kilka dni temu. Kiedy przedstawiono jej argumenty potwierdzające, że przyjechała w listopadzie ubiegłego roku, zaczęła sobie przypominać, iż chyba rzeczywiście tak było. Na początku twierdziła, że po raz pierwszy została zatrzymana. Gdy przedstawiono jej dowody, że już przynajmniej dwukrotnie była wydalana, natychmiast sobie przypomniała, że właściwie to „chyba tak” - relacjonuje kpt. Klejnowski.
Wobec kobiety wszczęto procedurę wydalenia. Komendant Śląskiego Oddziału Straży Granicznej wystąpi do Wojewody Śląskiego o wydanie decyzji wydalającej ją pod konwojem. Nadal będą prowadzone działania w celu potwierdzenia personaliów dziecka i ustalenia miejsca przebywania jego rodziców.
(waw)
Najnowsze komentarze