Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Będzie co wspominać

06.07.2004 00:00
To było wymarzone dla kibiców raciborskich zakończenie sezonu pił-karskiego. Szczęśliwe - bo Unia utrzymała się w IV lidze remisując 1:1 z niegowską Jurą (parę dni wcześniej na wyjeździe było 2:2). Emocjonujące - bo gorących momentów było tyle, że można by nimi obdzielić kilka podobnych pojedynków. Ale też nerwowe - nie tylko za sprawą stawki, lecz także niezbyt dobrej pracy arbitrów.
Stawka meczu tak „zagotowała” i piłkarzy, i kibiców, że na długo przed jego rozpoczęciem na trybunach słychać było gwar podnieconych dyskusji - potem zaś na boisku przez długi czas panował nerwowy chaos. Szkolne błędy przy wykonywaniu autów i rzutów wolnych można tym razem usprawiedliwić stresem, jak przeżywali. Niestety podsycanym przez arbitrów, którzy w pierwszej połowie przypominali bardziej cyrkowych treserów, próbujących układać grę według siebie. Może ich także stres - bo prowadzenie takiego spotkania to jednak nie przelewki - usztywnił. Im więcej mijało czasu, tym więcej zbierali przez to kibicowskich soczystych wiązanek do uszu.
 

Początek spotkania źle się układał Unii, osłabionej mocno kadrowo wskutek różnych perypetii. Pił-karze spod Częstochowy przerwracali się - aż nadto teatralnie. Aż w końcu Migoń skorzystał z okazji, że jest pilnowany pieczołowicie w polu karnym przez Binka - i przy wyjściu do piłki przewrócił się nagle. Arbiter wskazał po chwili na „wapno”...
 

To, że pierwsza właściwie akcja nie przyniosła niegowianom prowadzenia, jest wyłączną zasługą Leszka Zająca. Golkiper Unii kapitalnie wyczuł intencje strzelającego jedenastkę Szczepaniaka i odbił strzał nogą. Gospodarze jakby poczuli wiatr w plecy i zaczęli śmielej atakować. Bardzo bliski pokonania Czerkiesa był zwłaszcza Frydryk po akcji Kopczyńskiego, ale o ułamek sekundy rozminął się z piłką. Gra się jakby rozkręciła i z obu stron sunęły szybkie kontrataki - choć obaj bramkarze nie mieli specjalnie powodów do desperackich interwencji. Lepsi w tej wymianie ciosów okazali się jednak przyjezdni. W 15 min. Migoń szarżując lewą stroną chytrze wymusił faul przed polem karnym. A przy wrzutce Nowińskiego przyspali niestety obrońcy. Sarzała uprzedził Zająca i zdjął mu piłkę główką niemal z ręki...
 

Goście byli pewni czwartoligowego bytu, jednakże tylko przez kwadrans. Stracona bramka podziałała na unitów ożywczo. Zaczęli szybciej zgrywać piłki i strzelać na bramkę Czerkiesa. Gdyby Frydryk przyłożył nieco lepiej nogę do woleja w 25 min., pewnie sprawiłby golkiperowi gości sporo kłopotu. A tak chybił nad poprzeczką. Ale w 28 min. miejscowi doczekali się wyrównania. Behrendt przejął piłkę z lewej strony po niecelnym wykopie obrońców rywali i idealnie zagrał w tempo Podolakowi. Napastnik Unii nie zmarnował okazji i z ostrego kąta posłał piłkę mocnym kopem w światło bramki.
 

Remis był unitom jak najbardziej na rękę i utrzymaniu go do przerwy poświęcili całą uwagę. Starali się przy tym groźnie atakować, ale niektóre akcje niezrozumiale tamował arbiter. A to zobaczył faul, a to jakiś spalony, a to ktoś się do niego odezwał. Najgorętsze chwile niegowianie przeżywali po strzałach Kopczyńskiego. Szkoda że dwukrotnie nie siadła mu piłka lepiej na nogę - raz chybił z 18 metrów obok słupka, a tuż przed przerwą trafił wprost w bramkarza.
 

Po przerwie raciborska jedenastka grała już dużo spokojniej przez kwadrans. Zagrożenia pod bramką Czerkiesa wprawdzie nie było większego, ale liczyło się bardziej przetrzymywanie piłki i przeszkadzanie rywalom. A gdy w 65 minucie drugą żółtą kartkę za faul ujrzał Marcińczyk, sytuacja była dla nich już coraz korzystniejsza. Dopiero po zejściu bardzo dobrze grającego Praszelika coś się na kilka minut zacięło. Kibice ze zdumieniem patrzyli, jak osłabieni goście zdobywają coraz większą przewagę. A w 75 minucie serca im zamarły - Migoń przedarł się desperacko stroną na pole karne i wyłożył idealnie pił-kę na nogę Lamchowi. Napastnik Jury miał przed sobą pustą bramkę. Jakimś cudem futbolówka podskoczyła mu i miast do siatki, trafił wprost w ręce leżącego już na ziemi Zająca...
 

Goście poczuli chyba, że wymknęła im się ostatnia szansa. Im bliżej końca, tym bardziej byli już zrezygnowani. Ale gospodarze też stracili wiele sił - i stać ich było jedynie na kontry. Na szczęście unici nie pozwalali już rywalom na rajdy w pole karne. Szkoda tylko, że nie postawili kropki nad „i” i nie zdobyli drugiego gola. Mając przed sobą tylko dwóch obrońców, napastnicy zanadto kombinowali. Kapitalne szczególnie okazje „zmaścili” walczący zawzięcie Kowalczyk oraz Kopczyński - obaj wpadali niepilnowani za szesnastkę, ale źle przymierzali piłkę w róg i posyłali ją obok słupka. Inne kontry się nie udawały, bo notorycznie arbiter odgwizdywał spalone. Jura nie zdołała już jednak ani razu poważniej zagrozić gospdarzom - i to oni po ostatnim gwizdku zrobili na środku boiska kółeczko, świętując korzystny dla siebie remis i dziękując kibicom za doping. Im z kolei szczególnie gorąco podziękował za walkę kibicowski fanklub, który zaopatrzony w serpentyny i sztuczne ognie zadbał o ciekawą oprawę pojedynku.
RTP Unia Racibórz - LKS Jura Niegowa 1:1 (1:1). Br.: 29. Podolak - 15. Sarzała.
Unia: Zając - Kowalczyk, Praszelik (65. Biegański), Marców, Mużelak, Binek, Behrendt, Kopczyński (80. Nieckarz), Podolak (85. Fryt), Bulandra (89. Kapinos), Frydryk.
Jura: Czerkies - Sarzała, Trepka (65. Dorobisz), Migoń, Wichterowicz, Nowiński (60. Lamch G.), Marcińczyk, Flak (35. Bryła), Stachera (55. Lamch M.), Maciąg, Szczepaniak.   

(sem)

  • Numer: 28 (638)
  • Data wydania: 06.07.04