Od prawa do polityki
Konkurs na stanowisko dyrektora Zespołu Szkolno-Gimnazjalnego w Nędzy ma już swoją historię. Istotne wątki prawnicze mieszają się tu z polityką. Sąd uznał, że wybór szefowej placówki odbył się z naruszeniem prawa. Wójt chce jednak, by sąd administracyjny wskazał mu czy konkurs powtarzać, czy też nie, bo tak samo przeprowadzono dziesiątki elekcji w innych gminach i nikt nie kwestionuje ich wyników.
Kazus Nędzy - tak można krótko streścić zamieszanie, jakie powstało wokół konkursu na stanowisko dyrektora miejscowego Zespołu Szkolno-Gimnazjalnego. Problemem pachniało już w momencie, kiedy radni na wniosek wójta zdecydowali o połączeniu nędzańskiej podstawówki z Gimnazjum. Nauczyciele tej drugiej szkoły ostro protestowali, argumentując, że placówka dorobiła się chlubnych tradycji, a istnienie odrębnego gimnazjum nie tylko podwyższa rangę, dorobek ten zachowuje, ale i uwzględnia przede wszystkim dobro ucznia. Wójt, którego poparła większość radnych, przekonywał, że w ramach zespołu łatwiej będzie wykorzystać bazę dydaktyczną (obie szkoły działały w jednym kompleksie) i prowadzić politykę kadrową, co ma znaczenie w czasie niżu demograficznego.
Do konkursu na stanowisko dyrektora stanęły dyrektorka SP Brygida Szczepanik i dyrektorka Gimnazjum Anna Iskała. W głosowaniu tajnym dwa głosy więcej od przeciwniczki zebrała ta pierwsza.
Pewnie dziś byłoby po sprawie, gdyby nie zajął się nią wojewoda. Anna Iskała podniosła w korespondencji do niego sprawę pokrewieństwa wójta Franciszka Marcola z Brygidą Szczepanik i fakt, że wójt sam siebie powołał do składu komisji konkursowej. Do dziś, w rozmowie z nami, była dyrektorka samodzielnego Gimnazjum, obecnie na rocznym urlopie zdrowotnym dla podratowania zdrowia, nie kryje się z opinią, że w konkursie tym musiała przegrać. Nie mogło być inaczej - argumentuje - skoro wójt zasiadł w komisji i miał do wyboru pomiędzy swoją krewną a kandydatką, która wcześniej nie dość, że go krytykowała, to popierała również w wyborach przeciwnika wójta na najważniejsze stanowisko w gminie.
Te argumenty zapewne zwróciły uwagę wojewody i jego prawników na problem konkursu w Nędzy, ale komplikacje jakie później wystąpiły wcale nie wynikły z pokrewieństwa wójta i nowej dyrektorki. Mówiąc wprost: organy nadzoru nie miały pretensji do wójta, że sam siebie wybrał do komisji i miał możliwość głosowania na kuzynkę, ale o to, że to wójt powołał przedstawicieli gminy do komisji, a nie Rada. Reasumując: błąd tkwi nie w ewentualnych konotacjach rodzinnych, a sposobie powołania komisji.
Zdaniem wojewody bowiem, wójt rzeczywiście powołuje komisję, ale mogą w niej zasiąść ci przedstawiciele gminy, których wcześniej wybiorą radni. W przypadku Nędzy radni nikogo nie wybrali, przez co konkurs odbył się z naruszeniem prawa. Co ciekawe, podobnie postąpiono w większości śląskich gmin, w tym Raciborzu, gdzie komisje powołał prezydent.
Nędza stała się jednak oczkiem w głowie wojewody, swego rodzaju poligonem doświadczalnym w bojach prawnych. Wojewoda wezwał gminy do wskazania, w jaki sposób powoływano komisje do wyboru szefów placówek oświatowych. Kiedy okazało się, że większość naruszyła prawo, a nowi dyrektorzy tak wybrani już urzędują, bo zatwierdziło ich Kuratorium Oświaty, wojewoda nie podjął żadnych kroków, które mogłyby unieważnić postępowania konkursowe. Z jednym wyjątkiem. Stwierdził nieważność zarządzenia wójta Nędzy w sprawie konkursu na dyrektora Zespołu Szkolno-Gimnazjalnego, nie ingerując jednocześnie w wyniki tak samo przeprowadzonych konkursów na szefów szkół i przedszkoli w Górkach Śląskich, Babicach, Ciechowicach, Łęgu i Zawadzie Książęcej.
Powstała więc sytuacja, w której niezgodnie z prawem wybrane zostały dziesiątki dyrektorów w województwie śląskim, wojewoda wskazał samorządom na naruszenie przepisów, ale żadnych kroków nie podjął, a jedynie w przypadku Nędzy uznał, że konkurs musi być przeprowadzony jeszcze raz.
Na decyzję wojewody wójt złożył skargę do sądu administracyjnego. Wskazywał, że z interpretacji prawnych, w tym ministra edukacji narodowej i sportu, wynika, że nie złamał prawa. Sąd w Gliwicach uznał jednak inaczej. Przyznał rację wojewodzie. Stanął na stanowisku, że przedstawicieli gminy do komisji musi wytypować Rada a nie wójt i na tym przeciął dyskusje. Ale czy do końca?
Co z tego wyroku bowiem wynika? Anna Iskała nie ma wątpliwości, że konkurs powinien być powtórzony, a orzeczenie sądu uznaje za triumf prawa. Wójt Franciszek Marcol tak jednomyślny już nie jest. Skoro nową dyrektorkę zatwierdziło Kuratorium, chroni ją kodeks pracy, a inni, tak samo wybrani sprawują swoją funkcję, to w jaki sposób przeprowadzać nowy konkurs i jak pozbawić pracy zwyciężczynię poprzedniego?
Z tym pytaniem wójt zwrócił się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Chce, by sędziowie wskazali mu, jak ma teraz postąpić. Anna Iskała jednoznacznie domaga się od wójta unieważnienia poprzedniego konkursu i przeprowadzenia nowego.
(waw)
Do konkursu na stanowisko dyrektora stanęły dyrektorka SP Brygida Szczepanik i dyrektorka Gimnazjum Anna Iskała. W głosowaniu tajnym dwa głosy więcej od przeciwniczki zebrała ta pierwsza.
Pewnie dziś byłoby po sprawie, gdyby nie zajął się nią wojewoda. Anna Iskała podniosła w korespondencji do niego sprawę pokrewieństwa wójta Franciszka Marcola z Brygidą Szczepanik i fakt, że wójt sam siebie powołał do składu komisji konkursowej. Do dziś, w rozmowie z nami, była dyrektorka samodzielnego Gimnazjum, obecnie na rocznym urlopie zdrowotnym dla podratowania zdrowia, nie kryje się z opinią, że w konkursie tym musiała przegrać. Nie mogło być inaczej - argumentuje - skoro wójt zasiadł w komisji i miał do wyboru pomiędzy swoją krewną a kandydatką, która wcześniej nie dość, że go krytykowała, to popierała również w wyborach przeciwnika wójta na najważniejsze stanowisko w gminie.
Te argumenty zapewne zwróciły uwagę wojewody i jego prawników na problem konkursu w Nędzy, ale komplikacje jakie później wystąpiły wcale nie wynikły z pokrewieństwa wójta i nowej dyrektorki. Mówiąc wprost: organy nadzoru nie miały pretensji do wójta, że sam siebie wybrał do komisji i miał możliwość głosowania na kuzynkę, ale o to, że to wójt powołał przedstawicieli gminy do komisji, a nie Rada. Reasumując: błąd tkwi nie w ewentualnych konotacjach rodzinnych, a sposobie powołania komisji.
Zdaniem wojewody bowiem, wójt rzeczywiście powołuje komisję, ale mogą w niej zasiąść ci przedstawiciele gminy, których wcześniej wybiorą radni. W przypadku Nędzy radni nikogo nie wybrali, przez co konkurs odbył się z naruszeniem prawa. Co ciekawe, podobnie postąpiono w większości śląskich gmin, w tym Raciborzu, gdzie komisje powołał prezydent.
Nędza stała się jednak oczkiem w głowie wojewody, swego rodzaju poligonem doświadczalnym w bojach prawnych. Wojewoda wezwał gminy do wskazania, w jaki sposób powoływano komisje do wyboru szefów placówek oświatowych. Kiedy okazało się, że większość naruszyła prawo, a nowi dyrektorzy tak wybrani już urzędują, bo zatwierdziło ich Kuratorium Oświaty, wojewoda nie podjął żadnych kroków, które mogłyby unieważnić postępowania konkursowe. Z jednym wyjątkiem. Stwierdził nieważność zarządzenia wójta Nędzy w sprawie konkursu na dyrektora Zespołu Szkolno-Gimnazjalnego, nie ingerując jednocześnie w wyniki tak samo przeprowadzonych konkursów na szefów szkół i przedszkoli w Górkach Śląskich, Babicach, Ciechowicach, Łęgu i Zawadzie Książęcej.
Powstała więc sytuacja, w której niezgodnie z prawem wybrane zostały dziesiątki dyrektorów w województwie śląskim, wojewoda wskazał samorządom na naruszenie przepisów, ale żadnych kroków nie podjął, a jedynie w przypadku Nędzy uznał, że konkurs musi być przeprowadzony jeszcze raz.
Na decyzję wojewody wójt złożył skargę do sądu administracyjnego. Wskazywał, że z interpretacji prawnych, w tym ministra edukacji narodowej i sportu, wynika, że nie złamał prawa. Sąd w Gliwicach uznał jednak inaczej. Przyznał rację wojewodzie. Stanął na stanowisku, że przedstawicieli gminy do komisji musi wytypować Rada a nie wójt i na tym przeciął dyskusje. Ale czy do końca?
Co z tego wyroku bowiem wynika? Anna Iskała nie ma wątpliwości, że konkurs powinien być powtórzony, a orzeczenie sądu uznaje za triumf prawa. Wójt Franciszek Marcol tak jednomyślny już nie jest. Skoro nową dyrektorkę zatwierdziło Kuratorium, chroni ją kodeks pracy, a inni, tak samo wybrani sprawują swoją funkcję, to w jaki sposób przeprowadzać nowy konkurs i jak pozbawić pracy zwyciężczynię poprzedniego?
Z tym pytaniem wójt zwrócił się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Chce, by sędziowie wskazali mu, jak ma teraz postąpić. Anna Iskała jednoznacznie domaga się od wójta unieważnienia poprzedniego konkursu i przeprowadzenia nowego.
(waw)
Najnowsze komentarze