Prezydent nie odda pieniędzy
Radni klubów Ruch Samorządowy „Racibórz 2000” oraz Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej wezwali prezydenta Jana Osuchowskiego, by z własnej kieszeni pokrył koszty procesu, który miasto przegrało z Arturem Jaroszem, prezesem raciborskiego oddziału Stowarzyszenia Wspólnota Mieszkaniowa. Prezydent odmówił.
Przypomnijmy, że proces dotyczył naruszenia dóbr osobistych gminy. A. Jarosz na jednej z sesji, gdzie omawiano problem żyrowania przez gminę kredytu na termomodernizację tzw. budynku zakładowego MZB przy ul. Karola Miarki, powiedział, że doszło do kumoterstwa, a sprawność działania urzędników nosi znamiona „przyjacielskiej przysługi”. Decyzją prezydenta gmina pozwała Jarosza. W maju proces jednak przegrała. Sąd oddalił powództwo magistratu uznając, że co prawda kumoterstwa nie było, ale pozwany działał w interesie społecznym, przez co jego czyn nie był bezprawny. Sędza dodała również, że prezydent i podległy mu aparat musi się liczyć z krytyką i wyciągać z niej odpowiednie wnioski. Kasa ratusza musi teraz opłacić koszty procesu i adwokata Jarosza. Wyrok nie jest prawomocny.
Dziś nie wiadomo, kto tak naprawdę czuł się urażony stwierdzeniami Jarosza. Na ostatniej sesji opozycyjne wobec prezydenta Osuchowskiego kluby RS i TMZR wezwały go, by z własnej kieszeni wyłożył ponad 2 tys. zł, które straciło miasto na procesie. Nazwano to „wyjściem honorowym”.
Prezydent Osuchowski nazwał wyrok kuriozalnym i dodał, że nie czuje się adresatem żądań radnych, bo wypowiedź Jarosza nie dotyczyła jego osoby, lecz urzędników. Kosztów sądowych nie ureguluje z własnej kieszeni - wynikało z konkluzji wypowiedzi głowy miasta.
Na to oświadczenie natychmiast zareagował radny Stanisław Mika, szef komisji budżetu. Uznał, że skoro obrażeni poczuli się urzędnicy, a nie prezydent, to Jan Osuchowski powinien teraz zidentyfikować wszystkich tych jego podwładnych, którzy domagali się pozwania Jarosza i ściągnąć od nich pieniądze na pokrycie kosztów procesu.
Zamiast chodzić po sądach mógł Pan prezydencie opracować program pomocy wspólnotom mieszkaniowym, dzięki któremu można uniknąć na przyszłość podobnych kontrowersji - dodał radny Stanisław Borowik.
Oberwało się także Nowinom Raciborskim za komentarz sprzed trzech tygodni, w którym wezwaliśmy prezydenta, by z własnej kieszeni płacił za przegrane procesy mające chronić dobre imię gminy, na której czele stoi. Pisaliśmy, że krytyka w demokratycznym państwie jest rzeczą powszechną, nie tak jak w PRL-u, kiedy żadna z gazet nie mogła sobie na to pozwolić w stosunku do prominentów. Prezydent, określając się jako „pupilek niektórych mediów” oświadczył, że podczas swojego urzędowania w magistracie w latach 80. był krytykowany, a nawet - jak powiedział - „oberwał dość mocno”.
Grzegorz Wawoczny
Dziś nie wiadomo, kto tak naprawdę czuł się urażony stwierdzeniami Jarosza. Na ostatniej sesji opozycyjne wobec prezydenta Osuchowskiego kluby RS i TMZR wezwały go, by z własnej kieszeni wyłożył ponad 2 tys. zł, które straciło miasto na procesie. Nazwano to „wyjściem honorowym”.
Prezydent Osuchowski nazwał wyrok kuriozalnym i dodał, że nie czuje się adresatem żądań radnych, bo wypowiedź Jarosza nie dotyczyła jego osoby, lecz urzędników. Kosztów sądowych nie ureguluje z własnej kieszeni - wynikało z konkluzji wypowiedzi głowy miasta.
Na to oświadczenie natychmiast zareagował radny Stanisław Mika, szef komisji budżetu. Uznał, że skoro obrażeni poczuli się urzędnicy, a nie prezydent, to Jan Osuchowski powinien teraz zidentyfikować wszystkich tych jego podwładnych, którzy domagali się pozwania Jarosza i ściągnąć od nich pieniądze na pokrycie kosztów procesu.
Zamiast chodzić po sądach mógł Pan prezydencie opracować program pomocy wspólnotom mieszkaniowym, dzięki któremu można uniknąć na przyszłość podobnych kontrowersji - dodał radny Stanisław Borowik.
Oberwało się także Nowinom Raciborskim za komentarz sprzed trzech tygodni, w którym wezwaliśmy prezydenta, by z własnej kieszeni płacił za przegrane procesy mające chronić dobre imię gminy, na której czele stoi. Pisaliśmy, że krytyka w demokratycznym państwie jest rzeczą powszechną, nie tak jak w PRL-u, kiedy żadna z gazet nie mogła sobie na to pozwolić w stosunku do prominentów. Prezydent, określając się jako „pupilek niektórych mediów” oświadczył, że podczas swojego urzędowania w magistracie w latach 80. był krytykowany, a nawet - jak powiedział - „oberwał dość mocno”.
Grzegorz Wawoczny
Najnowsze komentarze