Argentyńskie tango
Trafiają tam ludzie naprawdę zdesperowani lub łatwowierni, którym wydaje się, że na każdym rogu czyha świetna okazja. Nie czytają umów, z których jednoznacznie wynika, że pieniędzy nie dostaje się od razu, a przy rezygnacji można stracić wszystko to, co się dotychczas wpłaciło. W powiecie raciborskim rośnie liczba osób, które uważają się za poszkodowane przez firmy oferujące kredyty w tzw. systemie argentyńskim.
Ofertą trudno się nie zachwycić. Jedna z naszych czytelniczek opowiada, jak została zbałamucona i uwierzyła, że dostanie 10 tys. zł, a przez 120 miesięcy odda 10.999,6 tys. zł, w równych miesięcznych ratach 83,33 zł, w tym tysiąc złotych kosztu zwrotnego. Kobieta, samotnie wychowująca dziecko i pracująca w jednej z raciborskich spółek z pensją 800 zł miesięcznie, usłyszała reklamę w radiu. Biuro wrocławskiej firmy, jednej z czterech organizujących w Raciborzu argentyński system kredytowania, znajdowało się w jej bloku w samym centrum miasta.
Skoro oferta jest tak dobra, to żal było nie skorzystać - przyznaje. Na miejscu dwie miłe panie zachwalały jak mogły tzw. produkt, czyli rzekomą „rewelacyjną” pożyczkę. Na karteczce, na której przedstawiły swoje symulacje biją w oczy nadruki: „Tak chciałby każdy bank”, „Zysk, pewność, gwarancja, bezpieczeństwo”. Komuś, kto chce dostać tani pieniądz takie slogany wystarczają. Inna rzecz, że tak naprawdę nie pada ofiarą wyrafinowanej socjotechniki, co zwykłego oszustwa.
Nasza czytelniczka chciała pożyczyć 10 tys. zł na remont mieszkania. Mówili mi wprost, że to kredyt i że dostanę go od razu, a potem będę spłacać - opowiada. Zwiedziona ofertą, po kilku dniach przedstawiła zaświadczenie o dochodach i okazało się, że ma „zdolność kredytową”. Pokazała też dowód wpłaty 500 zł na zabezpieczenie pożyczki. Potem nastąpił moment najważniejszy: podpisanie umowy. Miłe panie zabrały też dowód wpłaty 500 zł i kazały czekać na papiery z centrali.
Centrala trochę jednak zwlekała, więc nasza czytelniczka zaczęła się dopytywać, co jest z jej kredytem. Odpowiedź przyszła po 1,5 miesiąca. Było to pismo koordynatora departamentu obsługi klienta oraz blankiet przelewu. Kiedy zaczęłam czytać, coś tu nie grało. Było jasne, że nie dostanę pieniędzy, tylko mam je wpłacać. Umowa przekonała mnie, że to ten system argentyński - mówi nasza czytelniczka. Na pocieszenie pozostały jej słowa koordynatora: „wiemy, iż koronnym czynnikiem handlowym naszej oferty jest stała rata oraz niski koszt obsługi”.
Niedawno w Sejmie chciano przeforsować przepisy, które zabroniłyby działalności takich funduszy. Nic z tego nie wyszło. Tymczasem przedstawiając swoją ofertę firmy te wprowadzają ludzi w błąd - mówi Joanna Urban, Powiatowy Rzecznik Praw Konsumenta przy Starostwie Powiatowym. W 2003 r. zgłosiło się do niej kilkanaście osób czujących się oszukanymi. W tym roku już około dwadzieścia. Coraz częściej ludzie przychodzą pytać, czy ta oferta jest uczciwa. Wtedy na szczęście wielu daje się jeszcze, mówiąc wprost, uratować - dodaje.
Wszystkie relacje jakie słyszy są te same w treści. Wszystkim obiecuje się super tani kredyt taki, jak w banku. Klient staje się niewolnikiem funduszu kiedy podpisuje umowę. Przed złożeniem autografu nie chce mu się jej czytać, bo zadrukowana jest drobnym maczkiem, a wielu sformułowań po prostu nie rozumie. Dopiero kiedy okazuje się, że pieniędzy od razu nie będzie, przychodzi czas na dokładną lekturę. A ta nie zostawia wątpliwości. Odstąpienie od umowy, to przepadek opłat wstępnych lub zwrotnych (od 500 do 1000 zł). Produkt, czyli rzekomy tani kredyt przydzielany jest najczęściej nie w drodze losowania, ale licytacji, a więc temu, kto zadeklaruje zapłatę największej liczby rat. Kto już wpłaci kilka rat i zechce wystąpić z tzw. gremium (grupy podobnych mu osób), może odzyskać pieniądze dopiero po 8-10 latach (tak długo zwykle trwa program), czyli wtedy, kiedy zostanie zlikwidowane owo gremium.
Na końcu paskudna wiadomość dla tych, którzy chcieliby dochodzić roszczeń przed sądem. Właściwym jest ten dla miejsca siedziby funduszu. Raciborzanin musiałby więc jeździć po dużych miastach, np. do Wrocławia. Kiedy sfrustrowani policzą sobie, że więcej stracą jak zyskają, zapał do sądowych potyczek mija. Zresztą, jak mawiali Rzymianie, pacta sunt servanda, czyli umów należy dotrzymywać. Fundusze argentyńskie działają niestety zgodnie z prawem, przez co wygrana jest wątpliwa. I jeszcze jedno. Niewiele uda nam się zdziałać w sytuacji, gdy fundusz taki ogłosi upadłość. Wtedy pieniądze definitywnie przepadną.
Fundusze do których dzwonię po zgłaszanych mi interwencjach nawet nie chcą rozmawiać. Czasami nie można się w ogóle dodzwonić. Prawo nie daje mi też żadnych środków represji. Ludziom, którzy czują się oszukani pozostaje jedynie droga sądowa. Ważna jest jednak profilaktyka. Warto, by czytelnicy Nowin Raciborskich pamiętali, że nie można być łatwowiernym. Nie ma przeszkód, by zapytać mnie o radę - podkreśla rzecznik praw konsumenta Joanna Urban.
Grzegorz Wawoczny
Centrala trochę jednak zwlekała, więc nasza czytelniczka zaczęła się dopytywać, co jest z jej kredytem. Odpowiedź przyszła po 1,5 miesiąca. Było to pismo koordynatora departamentu obsługi klienta oraz blankiet przelewu. Kiedy zaczęłam czytać, coś tu nie grało. Było jasne, że nie dostanę pieniędzy, tylko mam je wpłacać. Umowa przekonała mnie, że to ten system argentyński - mówi nasza czytelniczka. Na pocieszenie pozostały jej słowa koordynatora: „wiemy, iż koronnym czynnikiem handlowym naszej oferty jest stała rata oraz niski koszt obsługi”.
Niedawno w Sejmie chciano przeforsować przepisy, które zabroniłyby działalności takich funduszy. Nic z tego nie wyszło. Tymczasem przedstawiając swoją ofertę firmy te wprowadzają ludzi w błąd - mówi Joanna Urban, Powiatowy Rzecznik Praw Konsumenta przy Starostwie Powiatowym. W 2003 r. zgłosiło się do niej kilkanaście osób czujących się oszukanymi. W tym roku już około dwadzieścia. Coraz częściej ludzie przychodzą pytać, czy ta oferta jest uczciwa. Wtedy na szczęście wielu daje się jeszcze, mówiąc wprost, uratować - dodaje.
Wszystkie relacje jakie słyszy są te same w treści. Wszystkim obiecuje się super tani kredyt taki, jak w banku. Klient staje się niewolnikiem funduszu kiedy podpisuje umowę. Przed złożeniem autografu nie chce mu się jej czytać, bo zadrukowana jest drobnym maczkiem, a wielu sformułowań po prostu nie rozumie. Dopiero kiedy okazuje się, że pieniędzy od razu nie będzie, przychodzi czas na dokładną lekturę. A ta nie zostawia wątpliwości. Odstąpienie od umowy, to przepadek opłat wstępnych lub zwrotnych (od 500 do 1000 zł). Produkt, czyli rzekomy tani kredyt przydzielany jest najczęściej nie w drodze losowania, ale licytacji, a więc temu, kto zadeklaruje zapłatę największej liczby rat. Kto już wpłaci kilka rat i zechce wystąpić z tzw. gremium (grupy podobnych mu osób), może odzyskać pieniądze dopiero po 8-10 latach (tak długo zwykle trwa program), czyli wtedy, kiedy zostanie zlikwidowane owo gremium.
Na końcu paskudna wiadomość dla tych, którzy chcieliby dochodzić roszczeń przed sądem. Właściwym jest ten dla miejsca siedziby funduszu. Raciborzanin musiałby więc jeździć po dużych miastach, np. do Wrocławia. Kiedy sfrustrowani policzą sobie, że więcej stracą jak zyskają, zapał do sądowych potyczek mija. Zresztą, jak mawiali Rzymianie, pacta sunt servanda, czyli umów należy dotrzymywać. Fundusze argentyńskie działają niestety zgodnie z prawem, przez co wygrana jest wątpliwa. I jeszcze jedno. Niewiele uda nam się zdziałać w sytuacji, gdy fundusz taki ogłosi upadłość. Wtedy pieniądze definitywnie przepadną.
Fundusze do których dzwonię po zgłaszanych mi interwencjach nawet nie chcą rozmawiać. Czasami nie można się w ogóle dodzwonić. Prawo nie daje mi też żadnych środków represji. Ludziom, którzy czują się oszukani pozostaje jedynie droga sądowa. Ważna jest jednak profilaktyka. Warto, by czytelnicy Nowin Raciborskich pamiętali, że nie można być łatwowiernym. Nie ma przeszkód, by zapytać mnie o radę - podkreśla rzecznik praw konsumenta Joanna Urban.
Grzegorz Wawoczny
Najnowsze komentarze