Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Pomogą świetnemu grodowi

04.05.2004 00:00
Obchodzące w tym roku 80-lecie swojego istnienia rybnickie Bractwo Kurkowe chce doprowadzić do utworzenia podobnej organizacji w Raciborzu. 29 kwietnia rozmawiano na ten temat w raciborskim Muzeum.   Historia bractw strzeleckich sięga średniowiecza. Pierwsze powstały w Niemczech, gdzie były nazywane Schützenvereine czy też Schützen Gilden. Ich członkowie stawiali sobie za cel doskonalenie umiejętności strzeleckich na wypadek wojny, a że ćwiczyli strzelając z łuku lub kuszy do drewnianych lub metalowych figur ptactwa domowego (kurów), stąd przylgnęło do nich miano bractw kurkowych. Z czasem zwyczajem stało się organizowanie przez bractwa zawodów poza murami ciasnych miast. Przez rok na tronie króla strzelców zasiadał ten, kto trafił bądź najczęściej trafiał w środek kura.   Czym w średniowieczu dla książąt i szlachetnie urodzonych były turnieje, tym dla mieszczan były ćwiczenia strzeleckie. Tamci brali udział w rycerskich turniejach z włócznią lub mieczem, ci strzelali z kuszy do drewnianego ptaka, zaś po wynalezieniu prochu strzelbą do tarczy. (...) I ci i tamci używali tej broni, którą posługiwali się w czasie wojen - objaśnia krótko ks. Augustyn Weltzel w swojej „Historii miasta Żory na Górnym Śląsku” (Sohrau-Żory 1888). Ten sam historyk, wielce zasłużony na polu badań nad dziejami Śląska, pisze obszernie o bractwie raciborskim w swoich dwóch dziełach poświęconych historii Raciborza, wydanych w 1861 i 1882 r.
Na terenach polskich bractwa pojawiły się w XIII w. Na Śląsk zwyczaj ten trafił z Niemiec, prawdopodobnie wraz z niemieckimi kolonistami, którzy w większości zasiedlali śląskie miasta. Na 1286 r. datowana jest wzmianka o zawodach strzeleckich w Świdnicy, a z 1401 r. pochodzi informacja o zawodach we Wrocławiu, już z użyciem strzelb.

Rybniczanie z odsieczą
 

Racibórz, jako historyczna stolica Górnego Śląska ma znacznie starsze tradycje kurkowe od Rybnika, ale problem w tym, że od ostatniej wojny nie ma bractwa. To, które działało za czasów niemieckich liczyło ponad stu członków, którzy pięknie umundurowani brali aktywny udział w życiu miasta. Urządzali nie tylko swoje brackie zawody, ale paradowali w odświętnych strojach na wszystkich ważnych imprezach. Witali w Raciborzu prezydenta Hindenburga, kardynała Bertrama.
 

Bractwo rybnickie, które 12 czerwca hucznie będzie obchodzić 80. rocznicę istnienia, skupia przedsiębiorców, polityków i wszystkich tych, którzy chcą w ten sposób kultywować historyczne tradycje. Jak wynika ze statutu, stowarzyszenie to jest „dobrowolną i patriotyczną wspólnotą osób stawiających sobie za cel: popularyzację tradycji narodu polskiego i jego oręża, budowanie uczuć patriotycznych oraz kształtowanie postaw zaangażowania w rozwój Ojczyzny ze szczególnym uwzględnieniem historii, obyczaju i przyszłości ziemi rybnickiej oraz postaw obywatelskich wobec spraw obronności RP, wyrabianie i utrwalanie w społeczeństwie nawyków i umiejętności ważnych z punktu widzenia zdolności obronnych państwa, a przydatnych do zapobiegania i ewentualnego zwalczania zagrożeń okresu pokoju”.
 

Członkowie mówią do siebie: bracie. Na co dzień różnią się poglądami politycznymi i wyznaniem. W bractwie są jednak równi, tolerancyjni wobec siebie. Mają wielkiego hetmana, członka rady królewskiej (co roku wybierany jest król bractwa, który po zakończeniu kadencji wchodzi w skład rady), braci odpowiedzialnych za broń czy armatę. Bractwo w Rybniku organizuje szereg imprez historycznych. Znane jest w kraju ze strzelań z broni czarnoprochowej. W czerwcu organizuje pierwsze mistrzostwa Polski w strzelaniu z tej broni. Działa przy nim zespół muzyki dawnej „Wzruszenie”.
 

Rybniczanie mają nadzieję, że podobna organizacja powstanie w Raciborzu. W czerwcu ma się odbyć zebranie założycielskie stowarzyszenia. Deklarują swoją pomoc przy jego zakładaniu. Czy ostatecznie powstanie? To pokaże czas. Inicjatywę wsparły władze miasta. Być może znajdą się chętni do wspierania idei brackiej. Przedwojenne tradycje zobowiązują.

Z kart historii
 

Raciborska gilda strzelecka powstała prawdopodobnie już w średniowieczu, choć dopiero z początku XVII w. pochodzi wzmianka o jej istnieniu. W średniowieczu cechy rzemieślników miały obowiązek bronienia wyznaczonych odcinków obwarowań miasta, zakupowania i konserwowania broni. Swoje umiejętności strzeleckie rzemieślnicy szlifowali w ramach gildii kurkowych.
 

W 1566 r. cesarz Ferdynand I pozwolił mieszkańcom Raciborza zorganizować zawody strzeleckie. Był to czas tureckiego zagrożenia. Władca zachęcał mieszczan wszystkich miast do organizowania zawodów, które traktował jako ćwiczenia wojskowe. Z 1612 r. pochodzi wzmianka, że reprezentanci Raciborza i Opola, ze względu na zbyt wysokie koszty, nie wzięli udziału w zawodach zorganizowanych w Nysie. Pojawili się tam za to strzelcy z sześćdziesięciu innych miast, którzy strzelali z rusznicy o lufie długiej na 120 cm do celu odległego o 100 metrów.
 

W 1620 r. piekarze raciborscy ufundowali bractwu insygnia, które zdobiły najlepszego strzelca. Potem każdy z nich - po wygraniu zawodów - musiał zakupić srebrną tarczę lub inną kosztowność, którą dołączono do łańcucha. W 1712 r. za czasów „panowania” doktora medycyny i filozofii Szymona Michalskiego, uzbierało się tego w sumie aż dziesięć kilogramów.
 

Sprawowanie godności króla wiązało się jednak nie tylko z wydatkami, ale i istotnymi przywilejami. Warto było mieć dobre oko. Posiadanie korony pozwalało na dodatkowe warzenie piwa (tzw. wolny porządek piwny) oraz zwalniało z podatków lokalnych. Król zarządzał też domem gildii i strzelnicą.
 

Największe festy strzeleckie odbywały się w Raciborzu, podobnie zresztą jak na całym Śląsku, w Zielone Świątki. Drugim ważnym miejscowym świętem strzeleckim było tzw. Königsschiessen, czyli strzelania królewskie, które miały miejsce na Płoni. Zawody trwały wtedy kilka dni, zazwyczaj już od czwartku aż do niedzieli i miały niezwykle uroczysty charakter. Zapraszano na nie wielu znakomitych gości, władze miejskie i prowincjonalne. Częstymi gośćmi zawodów byli także możnowładcy, którym przysługiwał tytuł książąt raciborskich. Impreza, z suto zastawionymi stołami uginającymi się od pieczonej dziczyzny i zakrapiania winem oraz piwem, odbywała się na koszt rady miejskiej. Wydatki były spore. W 1738 r. ratusz zapłacił prawie sto florenów rachunku.
 

Przełomowe dla bractwa było wkroczenie na Śląsk Prusaków, z czym wiązał się zmierzch habsburskiej, przestarzałej myśli obronnej. Mieszczanie nie mieli już co prawda obowiązku bronienia obwarowań, bo wzięła to na swoje barki dobrze zorganizowana armia prus-ka, ale musieli za to oddać broń. Władze państwowe zabroniły urządzać festy, a ratusz sprzedał insygnia.
 

Ta sytuacja nie trwała jednak długo. Już w 1751 r. bractwo odzyskało broń i mogło nadal odbywać strzelania, a to za sprawą zabiegów bogatego raciborskiego kupiectwa z włoskim rodowodem w osobach Toscaniego, Rossiego i Bordollo oraz autochtona Moczygemby. Król kurkowy nie cieszył się już jednak takimi przywilejami, jak dawniej. Musiał płacić podatki i nie mógł warzyć większej ilości piwa. Gildia straciła prawo dzierżawy miejskiej karczmy na Bronkach (dziś okolice ul. Londzina).
 

Usytuowanie strzelnicy na Płoni nie było na rękę strzelcom. Przenieśli się więc w XVIII w. na tereny tuż za południowymi murami miasta, notabene stanowiącymi najlepszy pas umocnień (dziś wzdłuż ulicy Wojska Polskiego, która znajduje się na miejscu dawnej fosy). Strzelnica rozciągała się od miejsca, w którym stoi obecnie SP 4 do pl. Wolności. Był tam też dom gildii.
 

Na początku XIX w. bractwo musiało sprzedać te posiadłości rozrastającemu się miastu, które wykraczało poza obwarowania, sukcesywnie zresztą burzone. Część strzelnicy kupił kuśnierz Antoni Kramarczyk (1824), resztę niedługo potem magistrat. W 1825 r. bractwo zakupiło za 1600 talarów tereny na Nowych Zagrodach, przy dzisiejszej ul. 1 Maja (teraz baza Zakładu Wodociągów i Kanalizacji). Już w 1828 r. była tu strzelnica (co ciekawe obsadzona wokoło czereśniami) i dom strzelecki, którego wznoszenie kosztowało 4,5 tys. talarów. Obiekt miał na parterze salę bilardową, na piętrze zaś salę balową i trzy pokoje.
 

W 1861 r. bractwo miało już status stowarzyszenia, a w 1866 r., na polecenie władz pruskich, jego członkowie pełnili warty przy więzieniu, gdyż żołnierze skierowani zostali na front prusko-austriacki uformowany w czasie tzw. wojny niemieckiej.
 

W 1868 r. znów nastąpiła przeprowadzka. Na terenie strzelnicy, w związku z budową sieci wodociągowej, stanęły urządzenia do uzdatniania wody. W 1873 r. wybudowano tu pierwszą wieżę ciśnień. Likwidacji uległ też znajdujący się w pobliżu cmentarz choleryczny, na którym pogrzebano ofiary epidemii cholery z 1831 r. Ekshumowane szczątki pogrzebano w zbiorowej mogile. Natrafiono na nią przypadkowo podczas remontu budynku zakładu po powodzi z 1997 r. Resztę terenów bractwa nabyła w 1891 r. kolej.
 

Strzelcy przenieśli się na tzw. łąki rzeźnickie (dziś okolice ul. Łąkowej). Powstała tam nowoczesna strzelnica, a w 1896 r. istniejący do dziś dom, który w 1911 r. rozbudowano dobudowując obszerną salę. Dzięki temu mógł on pomieścić dwa tysiące ludzi. Po 1945 r. teren strzelnicy zajęła wznoszona wówczas Raciborska Fabryka Kotłów.
 

Na przełomie XIX i XX w. raciborskie bractwo było dość liczne, gdyż miało ponad stu członków. Od 1849 r. działał w Raciborzu Górnośląski Związek Strzelecki, który w okresie swojego największego rozkwitu skupiał 21 bractw Górnego Śląska, m.in.: Gliwic, Żor, Głubczyc, Opola, Koźla i Zabrza. W 1915 r. bractwo raciborskie liczyło 110 członków.

Grzegorz Wawoczny

(wykorzystano tekst autora pt. „Raciborskie bractwo strzeleckie” w Ziemia Raciborska 9-10/2002)

  • Numer: 19 (629)
  • Data wydania: 04.05.04