Zakaźny pozostanie
W tym szpitalu się urodziłam, tu zakażono mnie żółtaczką, w nim się leczę i w nim chcę umrzeć - takie dramatyczne apele dało się słyszeć na spotkaniu, 15 kwietnia, pacjentów raciborskiego oddziału zakaźnego z władzami powiatu. Chorzy chcieli, by adaptacja pomieszczeń na oddział przy ul. Gamowskiej ruszyła jak najszybciej. Starosta obiecał, że ruszy w przyszłym roku. Dał chorym gwarancję: oddział nie zniknie.
Oddział zakaźny jako jedyny pozostał w starym szpitalu przy ul. Bema. Funkcjonuje w fatalnych warunkach. Nie ma się jednak gdzie przeprowadzić, bo nie ma dla niego miejsca przy ul. Gamowskiej. Nowe przepisy zabraniają umieszczenia go w głównym bloku. Musi być oddalony od niego o przynajmniej 30 metrów. Jak się okazuje, oddziału nie było w programie funkcjonalnym nowej lecznicy. Nie ma na razie pieniędzy, by zaadaptować na jego potrzeby odpowiednie pomieszczenia.
Chorzy zaczęli się domagać, by władze powiatu zrobiły wszystko w celu zatrzymania oddziału zakaźnego w Raciborzu. Pod petycją zebrali dwa tysiące podpisów. Powód? Większość z nich choruje na wirusowe zapalenie wątroby, w wielu przypadkach z powodu zakażeń wewnątrzszpitalnych, potrzebuje specjalistycznej opieki, drogich leków, kupowanych w ramach specjalnych programów zdrowotnych, niedostępnych dla przeciętnej kieszeni, przede wszystkim zaś chce, by pomoc uzyskać jak najbliżej miejsca zamieszkania. Oddział w Raciborzu będzie wkrótce najprawdopodobniej jedynym, który obsłuży całą zachodnią ścianę województwa śląskiego, w sumie od 500 do 600 tys. osób. Podobny funkcjonujący w Wodzisławiu ma być zlikwidowany.
Gdzie będziemy mogli udać się po pomoc? - pytali retorycznie na spot-kaniu pacjenci. Oddział ma u nich świetną opinię. Wiele osób zawdzięcza lekarzom życie. W Raciborzu chcą się leczyć mieszkańcy powiatów rybnickiego i wodzisławskiego. Nie brakuje chorych z Opolszczyzny. Przyjeżdżają nawet z Częstochowy. Wszyscy jak mogą, walczą o zatrzymanie oddziału. Za jego utrzymaniem wypowiedziała się nawet Rada Powiatu Rybnickiego.
Starania chorych najwyraźniej zmobilizowały Starostwo. Urzędnicy podjęli działania, mające doprowadzić do przenosin oddziału na ul. Gamowską. To, zdaniem pacjentów, będzie gwarancją, że pozostanie. Na razie jego funkcjonowanie określają jako „wirtualne”. Jest na ul. Bema, ale nie wiadomo, jak długo będzie mógł tu pozostać ze względu na fatalne warunki sanitarne. W programie funkcjonalnym szpitala przy ul. Gamowskiej nie jest wpisany. Nie ma pieniędzy na adaptację pomieszczeń.
Jak zapewnił na spotkaniu wicestarosta Adam Hajduk, wojewoda podpisze wkrótce zmianę programu. To umożliwi zlecenie opracowania dokumentacji technicznej na zaadaptowanie budynku niedoszłych warsztatów. Prace mają ruszyć w 2005 r. Potrwają, jak przewiduje Hajduk, około 9 miesięcy. W przyszłym roku więc oddział zakaźny znajdzie się w nowym miejscu.
Dokumentacja ma pokazać, ile naprawdę potrzeba pieniędzy na te prace. Obecnie mówi się, że około 6,5 mln zł. W Starostwie przewidują, że może to być znacznie mniej. Pieniądze na wyposażenie chcemy zdobyć w ramach środków pomocowych z Unii Europejskiej - dodaje Hajduk. Dzięki temu budżet państwa, który finansuje budowę szpitala przy ul. Gamowskiej, musiałby dać pieniądze tylko na prace budowlane.
Musimy wspólnie robić dobry klimat dla tego oddziału - apelował starosta Henryk Siedlaczek. Zapewnił, że zrozumienie wykazują wojewoda i władze samorządowe województwa. Pieniędzy w budżecie państwa jest jednak mało. Na szpital powiat dostał w tym roku znacznie mniej niż planowano. Istnieje potrzeba zorganizowania oddziału intensywnej terapii. Jedno łóżko ze specjalistycznym sprzętem kosztuje tu około miliona złotych. Wniosek: pieniądze na zakaźny znalazłyby się, ale dopiero w 2005 r.
Chorych ucieszyły zapewnienia władz powiatu, że oddział pozostanie i będzie przeniesiony. Mieli jednak żal, że dopiero ich naciski zmobilizowały Starostwo do działań. Pytali, dlaczego oddziału nie było w programie funkcjonalnym. Wicestarosta odpowiedział, że nie może tłumaczyć się za to, co zaniedbano kilkanaście lat temu. Mieli żal, że powstały nowe oddziały szpitalne, że zakupuje się drogi sprzęt, np. wannę do rodzenia, a zapomniało się o ludziach śmiertelnie chorych, którzy nie mają gdzie szukać pomocy, a wielu z nich walczyło już na zakaźnym o życie. Chcieli, by już w tym roku z pieniędzy przeznaczonych na ul. Gamowską rozpocząć adaptację warsztatów. Jak będą widzieć, że już coś robimy to w Katowicach pomogą - apelowali.
Wnioskowano również, by przeniesienie oddziału wsparła fundacja na rzecz szpitala, a wśród raciborzan zorganizować kwestę na tę rzecz. To dobry pomysł. Sam będę zbierał pieniądze - zadeklarował starosta. Wcześniej zapewnił, że „oddział jest potrzebny Raciborzowi jak rybie woda”. Pacjenci mają nadzieję, że wszystkie deklaracje zostaną spełnione.
G. Wawoczny
Chorzy zaczęli się domagać, by władze powiatu zrobiły wszystko w celu zatrzymania oddziału zakaźnego w Raciborzu. Pod petycją zebrali dwa tysiące podpisów. Powód? Większość z nich choruje na wirusowe zapalenie wątroby, w wielu przypadkach z powodu zakażeń wewnątrzszpitalnych, potrzebuje specjalistycznej opieki, drogich leków, kupowanych w ramach specjalnych programów zdrowotnych, niedostępnych dla przeciętnej kieszeni, przede wszystkim zaś chce, by pomoc uzyskać jak najbliżej miejsca zamieszkania. Oddział w Raciborzu będzie wkrótce najprawdopodobniej jedynym, który obsłuży całą zachodnią ścianę województwa śląskiego, w sumie od 500 do 600 tys. osób. Podobny funkcjonujący w Wodzisławiu ma być zlikwidowany.
Gdzie będziemy mogli udać się po pomoc? - pytali retorycznie na spot-kaniu pacjenci. Oddział ma u nich świetną opinię. Wiele osób zawdzięcza lekarzom życie. W Raciborzu chcą się leczyć mieszkańcy powiatów rybnickiego i wodzisławskiego. Nie brakuje chorych z Opolszczyzny. Przyjeżdżają nawet z Częstochowy. Wszyscy jak mogą, walczą o zatrzymanie oddziału. Za jego utrzymaniem wypowiedziała się nawet Rada Powiatu Rybnickiego.
Starania chorych najwyraźniej zmobilizowały Starostwo. Urzędnicy podjęli działania, mające doprowadzić do przenosin oddziału na ul. Gamowską. To, zdaniem pacjentów, będzie gwarancją, że pozostanie. Na razie jego funkcjonowanie określają jako „wirtualne”. Jest na ul. Bema, ale nie wiadomo, jak długo będzie mógł tu pozostać ze względu na fatalne warunki sanitarne. W programie funkcjonalnym szpitala przy ul. Gamowskiej nie jest wpisany. Nie ma pieniędzy na adaptację pomieszczeń.
Jak zapewnił na spotkaniu wicestarosta Adam Hajduk, wojewoda podpisze wkrótce zmianę programu. To umożliwi zlecenie opracowania dokumentacji technicznej na zaadaptowanie budynku niedoszłych warsztatów. Prace mają ruszyć w 2005 r. Potrwają, jak przewiduje Hajduk, około 9 miesięcy. W przyszłym roku więc oddział zakaźny znajdzie się w nowym miejscu.
Dokumentacja ma pokazać, ile naprawdę potrzeba pieniędzy na te prace. Obecnie mówi się, że około 6,5 mln zł. W Starostwie przewidują, że może to być znacznie mniej. Pieniądze na wyposażenie chcemy zdobyć w ramach środków pomocowych z Unii Europejskiej - dodaje Hajduk. Dzięki temu budżet państwa, który finansuje budowę szpitala przy ul. Gamowskiej, musiałby dać pieniądze tylko na prace budowlane.
Musimy wspólnie robić dobry klimat dla tego oddziału - apelował starosta Henryk Siedlaczek. Zapewnił, że zrozumienie wykazują wojewoda i władze samorządowe województwa. Pieniędzy w budżecie państwa jest jednak mało. Na szpital powiat dostał w tym roku znacznie mniej niż planowano. Istnieje potrzeba zorganizowania oddziału intensywnej terapii. Jedno łóżko ze specjalistycznym sprzętem kosztuje tu około miliona złotych. Wniosek: pieniądze na zakaźny znalazłyby się, ale dopiero w 2005 r.
Chorych ucieszyły zapewnienia władz powiatu, że oddział pozostanie i będzie przeniesiony. Mieli jednak żal, że dopiero ich naciski zmobilizowały Starostwo do działań. Pytali, dlaczego oddziału nie było w programie funkcjonalnym. Wicestarosta odpowiedział, że nie może tłumaczyć się za to, co zaniedbano kilkanaście lat temu. Mieli żal, że powstały nowe oddziały szpitalne, że zakupuje się drogi sprzęt, np. wannę do rodzenia, a zapomniało się o ludziach śmiertelnie chorych, którzy nie mają gdzie szukać pomocy, a wielu z nich walczyło już na zakaźnym o życie. Chcieli, by już w tym roku z pieniędzy przeznaczonych na ul. Gamowską rozpocząć adaptację warsztatów. Jak będą widzieć, że już coś robimy to w Katowicach pomogą - apelowali.
Wnioskowano również, by przeniesienie oddziału wsparła fundacja na rzecz szpitala, a wśród raciborzan zorganizować kwestę na tę rzecz. To dobry pomysł. Sam będę zbierał pieniądze - zadeklarował starosta. Wcześniej zapewnił, że „oddział jest potrzebny Raciborzowi jak rybie woda”. Pacjenci mają nadzieję, że wszystkie deklaracje zostaną spełnione.
G. Wawoczny
Najnowsze komentarze