Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Kłamstwa i mity PRL-u

30.03.2004 00:00
31 marca mija kolejna rocznica zakończenia w 1945 r. walk o Racibórz. To również kolejna okazja do rozrachunku z historią. Wciąż archiwa udostępniają nowe, skrywane niegdyś dokumenty, a historycy dostarczają cennych opracowań. Upadają mity pielęgnowane w latach PRL-u.
Mit pierwszy to ciężkie walki o Racibórz w 1945 r. Autorzy z czasów PRL-u rozpisywali się o umocnieniach niemieckich na przedpolach miasta i ciężkich bojach ulicznych. W 1998 r. ukazała się cenna praca Henryka Stańczyka, historyka wojskowości, pod tytułem „Od Sandomierza do Opola i Raciborza”. Autor miał dostęp do archiwów rosyjskich i niemieckich. Pokusił się o syntetyczne ujęcie działań II frontu ukraińskiego i obrony niemieckiej.
 

 

Niemiłosiernie zadaje kłam dawnym publikacjom. 59. i 60. armia II frontu próbowała zająć Racibórz już w styczniu i lutym. Atak został odparty przed zdziesiątkowane, aczkolwiek przedstawiające dużą wartość bojową jednostki niemieckie, m.in. sprowadzoną z południa Europy 97. dywizję strzelców bawarskich. Linia frontu ustabilizowała się pod Raciborzem. Rosjanie próbowali ją przełamać, ale angażowali zbyt mało sił. Po tzw. awangardzie 59. i 60. armii skupili się na głównej linii ataku Berlin-Drezno. To zwiększało szanse jednostek niemieckich. Racibórz został zdobyty dopiero w ramach tzw. operacji opolskiej 31 marca 1945 r.
Walki, których nie było
 

 

Nieprawdą jest, że toczono zacięte walki o miasto. Kłam tej tezie zadawały już opracowania powstałe po wojnie w Niemczech. Wynika to również ze wspomnień pozostałej w mieście ludności. Oddziały niemieckie zostały ewakuowane w połowie marca. Nowa linia obrony została ustalona na przedpolu Bramy Morawskiej, na linii Cyny. To tam stanęły oddziały radzieckie po wejściu do opuszczonego przez Niemców Raciborza. Obrona miasta jak twierdzy nie miała sensu z militarnego punktu widzenia. Zamykałaby na małej przestrzeni dużą liczbę wojską, która mogła zostać okrążona. Formacje te były potrzebne do obrony zagłębia ostrawsko-karwińskiego.
 

 

Do dziś nie znaleziono śladów po opisywanych przez PRL-owskich „badaczy” transzejach i betonowych bunkrach z podziemnym systemem komunikacji. Na przedpolach Markowic były pola minowe, wokół miasta okopy i lekkie betonowe bunkry przy drogach. Generalnie nic więcej ponad standardowe umocnienia, ale też nic z rzeczy, które dając upust swojej wyobraźni opisują historycy z czasów PRL-u.
To nie był koniec bitwy
 

 

Z formalnego punktu widzenia nie można również mówić o wyzwoleniu Raciborza. Było to bowiem miasto leżące w granicach III Rzeszy. Nie da się więc wyzwalać miejscowości, której Niemcy nie okupowali. Jedyne adekwatne określenie to „zakończenie walk”. Wcale jednak nie było ono równoznaczne z przyłączeniem do macierzy. W Moskwie toczyła się bowiem polityczna bitwa rządu czechosłowackiego z polskim o Racibórz, Kłodzko i Głubczyce.
 31 marca 1945 r. byłoby wielkim nadużyciem stwierdzenie, że Racibórz stał się polski. Polskie grupy operacyjne pojawiły się dopiero w połowie marca. Miasto przejęto dopiero w maju. Pomiędzy tymi wydarzenia mogło nawet dojść do polsko-czechosłowackiego konfliktu zbrojnego.
 

 

Jedno, co nie budzi wątpliwości, to fakt niepodzielnych rządów komendantury radzieckiej. Jej siedziba znajdowała się przy obecnej ul. Wojska Polskiego, po wojnie krótko Generalissimusa Stalina. W okolicach Armia Czerwona zajmowała wszystkie folwarki i pałace. Wojska rosyjskie pilnowały zakładów przemysłowych, poniemieckich składów broni oraz pól minowych. Miały kontrole nad wszystkim.
Trofiejnyje komisje
 

 

Najnowsze publikacje Instytutu Pamięci Narodowej nie pozostawiają złudzeń co do roli owych komendantur. Miały one za zadanie rozeznać teren i przygotować do wywózki maszyny z zakładów pracy. Specjalne grupy trofeów wojennych (trofiejnyje komisje) grabiły w kościołach, zamkach i muzeach. Pojedynczy żołnierze mieli pełną swobodę w grabieniu mieszkań obywateli. W dokumentach archiwalnych liczne są wzmianki o zabieraniu ludziom z podraciborskich wsi żywego inwentarza i ciągników. Tuż po zajęciu Raciborza nie brakuje doniesień o brutalnych gwałtach i zbiorowych egzekucjach (np. na Płoni przy ul. Rybnickiej).
 

 

Około połowy kwietnia żołnierze radzieccy wskutek celowych podpaleń doprowadzili do zniszczenia śródmiejskiej zabudowy. Świadkowe wspominają o wyprowadzeniu pozostałej ludności poza miasto, w okolice Brzeźnicy i Grzegorzowic. Widzieli oni potem łunę ognia nad Raciborzem. Nie był to jedyny przypadek na Śląsku. Był on traktowany, jak czytamy w opracowaniach IPN-u, jako zdobyte terytorium wroga, z wszystkimi tego konsekwencjami.
Grzechy PRL-u
 

 

Polska władza ludowa przejęła miasto ograbione i spalone. Nadal, praktycznie do końca 1945 r., nie mogło się nic dziać bez wiedzy komendantury radzieckiej. Wciąż wywożono wyposażenie zakładów pracy.
 

 

Tymczasem w opracowaniach z czasów PRL-u podkreśla się rzekomo „harmonijną współpracę z bratnią Armią Czerwoną”. Przeczą temu dokumenty przechowywane w Archiwum Państwowym w Katowicach - Oddział w Raciborzu. Teczki z doniesieniami urzędników z podraciborskich gmin, w których dowodzą bezprawnych działań Rosjan, piszą o wybrykach pijanych żołdaków i kradzieżach, nie były prawdopodobnie dostępne badaczom. O latach 1945-50 nie tylko więc nie można było pisać, ale również czytać ze źródeł.
 

 

Po kilkanaście wpisów historyków mają natomiast karty z teczek, gdzie znajdują się oficjalne podsumowania władz PRL-u. Nie ma tam mowy o faktach, które dziś tak bulwersują. Wszystko to wskazuje na celową politykę władz. Prawdę o pierwszy powojennych latach po prostu skrzętnie skrywano.
 

 

Wciąż nie dokonano rozrachunku z pierwszymi latami władzy ludowej. Przewodnia siła partii, trud klasy robotniczo-chłopskiej, wzrost produkcji przemysłowej, oddawanie kolejnych mieszkań, uruchamianie szkół - to znane z minionej epoki hasła, w które komunistyczna propaganda stroiła oficjalne opracowania. Robiła co mogła, by nadużycia lata 1945-50 przekuć w sukces. W dużym stopniu się to udało. Gros ludności wyjechało do Niemiec. Nowa, która napłynęła do Raciborza, o wielu rzeczach nie wiedziała. Nieliczni świadkowe bali się inwigilacji. Nie mówili, zabierali tajemnice do grobu. Publikacje wychodzące z Niemiec określano mianem „burżuazyjnych prowokacji”.
 

 

Prawda kryje się w archiwach. Powszechne tuż po wojnie były wybryki milicjantów i służby bezpieczeństwa oraz prześladowania polskiej ludności śląskiej - wynika z dokumentów. Nieufność do Polski była ogromna. Incydenty prowokowane przez pijanych funkcjonariuszy MO w miejscowościach przygranicznych, głównie napaści na ludzi deklarujących się jako Morawianie, Czesi wykorzystywali do antypolskiej propagandy.
Cegły do stolicy
 

 

Zamiast odbudowywać Racibórz przystąpiono do dalszej destrukcji miejskiej zabudowy. Szereg kamienic nadających się odbudowy rozbierano, bo cegła była potrzebna w Warszawie. Z dokumentów wynika, że wiele budynków najpierw kwalifikowano do remontu, a potem nagle rozbierano.
 

 

Robiono to nieporadnie. Kamienice, w tym dawną Ring Cafe przy kościele farnym, wysadzono w powietrze. Ściany szczytowe burzono ciągnąc liny zaczepione o występu murów, a dopiero potem wybierano cegły. Ogromne ilości budulca bezmyślnie w ten sposób zniszczono. Nie tylko nie wsparto skutecznie odbudowy Warszawy, lecz również bezpowrotnie rujnowano zabudowę, które na przedwojennych pocztówkach Raciborza układa się w piękną starówkę. Pozostały ogromne, ogołocone połacie miasta, które zapełniono brzydką, socrealistyczną zabudową.
 

 

Prawda o latach 1945-50 jest gorzka. 31 marca niegdyś hucznie świętowano, jako wyzwolenie Raciborza. Dziś data ta, jak i cała II wojna światowa, powinna się raczej kojarzyć z kolejną klęską elementarną w dziejach miasta, podobnie jak pożary, powodzie, epidemie. Świętować na pewno nie ma co. Racibórz wrócił do Polski dopiero w maju. Do tego czasu był przedmiotem politycznych zatargów z Czechosłowacją i terenem bezlitosnych, zaplanowanych grabieży dokonywanych przez Rosjan.

 

Grzegorz Wawoczny

 

Więcej na ten temat w „Racibórz. Prawda o latach 1945-50” w Ziemia Raciborska nr 8-9/2003.

 

  • Numer: 14 (624)
  • Data wydania: 30.03.04