Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Duchy nie dają spokoju

16.03.2004 00:00
Kilka tygodni temu pisaliśmy na łamach Nowin Raciborskich o najbardziej znanym raciborskim duchu niewdzięcznego kowala Paszka, którego widywano w kościele farnym, o białej damie z Pietrowic i zjawach z Kornic. Bogactwo legend raciborskich jest jednak tak ogromne, że co rusz natrafiamy na wzmianki o kolejnych duszach pokutujących za życia. Tym razem o mszy duchów z Rudnika, procesji zjaw z Wojnowic oraz białej postaci z Ostroga.
Kościół w Rudniku związany jest z bożogrobcami, czyli zakonnikami Stróżów Grobu Chrystusowego. Mnisi ci przebywali w Raciborzu od 1295 do 1810 roku, kiedy to ich klasztor na Przedmieściu Odrzańskim został sekularyzowany przez króla Prus. Teraz na dawnych włościach zakonnych stoi stacja Statoil i market Alberta. Trudno uwierzyć, że jeszcze w latach 20. XIX wieku stał tu kościół św. św. Piotra i Pawła.
 

Raciborska prepozytura bożogrobców sprawowała patronat nad kościołem św. Katarzyny w Rudniku. Wtedy był on jeszcze drewniany. Obecny wzniesiono w latach 1892-1893. Po 1810 roku wypędzeni z Raciborza zakonnicy przenieśli tu ponoć część wyposażenia świątyni klasztornej, którą im odebrano. Niektóre zabytki zachowały się do dziś.
 

Rudnik, jakżeby inaczej, nie uszedł uwadze Jerzego Hyckla, autora znakomitej pracy pt. Co szumi w zdroju legend. Legendy ziemi raciborskiej (Was der Sagenborn rauscht. Sagen aus dem Stadt und Landkreise Ratibor), która ukazała się drukiem w 1924 roku w Raciborzu. Hyckel od kilku tygodni jest naszym przewodnikiem po legendach ziemi raciborskiej. Przeczytajmy co ma do powiedzenia w sprawie mszy duchów w kościele rudnickim.
 

Razu pewnego, a było to w dzień zaduszny, jedna kobieta z Rudnika poszła na poranną mszę. Nie wiedziała jednak dokładnie, która godzina (a było już dawno po północy) gdyż jej zegar stanął, a o tej porze roku jest długo ciemno. Myślała więc, że już czas, by pójść do kościoła. Kiedy weszła do kościoła, ławki były już prawie zapełnione, a msza już się rozpoczęła. Znalazła jednak jeszcze jedno wolne miejsce i szybko usiadła. Nagle ogarnęła ją trwoga. Zauważyła, że ksiądz przy ołtarzu poruszał się bezdźwięcznie, a ludzie dziwnie się jej przyglądali. Spostrzegła też, że byli to ludzie, którzy już dawno umarli. Spośród tłumu zobaczyła swoją dawno zmarłą przyjaciółkę, która siedziała teraz obok niej. Ona to nachylając się szepnęła jej cicho do ucha: Czego tu chcesz? To jest nasza msza. Wyjdź zaraz jak tylko zadzwonią na podniesienie, gdyż może cię spotkać coś złego. Ledwo wypowiedziała te słowa a już zadzwoniono. Kobieta podniosła się i szybko wyszła. Spostrzegła też, że za nią podążają złe duchy. Biegła szybko i na szczęście zobaczyła jakąś otwartą bramę, za którą się schowała. Pierwszy z duchów zdołał jej tylko ściągnąć chustę z głowy. W skutku przeżytego strachu kobieta wnet zmarła, a chustka z wypalonym otworem w kształcie dłoni, tj. miejscem po dotknięciu ducha, była jeszcze długo przechowywana w zamku na Ostrogu.
 

Po chuście, rzecz jasna, też nie ma dziś śladu. Być może kiedyś rzeczywiście przechowywano ją na zamku, wierząc święcie, iż jest to dowód na istnienie rudnickich duchów.Czy wśród nich byli przegnani z Raciborza bożogrobcy? - chciałoby się zapytać. Odpowiedzi nie doczekamy, bo nie dość, że materia naszych dociekań jest li tylko powtarzanym z pokolenia na pokolenie podaniem, to i jej istota nie jest w żaden sposób wytłumaczalna na gruncie nauki. Pamiętamy wszakże, że popularna przed wojną na ziemiach polskich „Encyklopedia Powszechna”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Gutenberga, pod hasłem „duch” podaje aż dziewięć znaczeń tego słowa. Z łacińskiego i greckiego duch (odpowiednio spiritus i pneuma) „oznaczają oddech, tchnienie, powiew, jako symbol i znak życia i duchowych funkcyj”. Pierwsze, podane w „Encyklopedii” znaczenie określa „ducha” jako: „duszę, samoistną istotę, od ciała niezależną, także jako widmo”.
 

Relacje o owych widmach traktowano co prawda bardzo poważnie, ale nikomu nie udało się ich potwierdzić. Zakusy jednak były. W XIX wieku bardzo modne były seanse spirytystyczne. Stały się elementem spotkań towarzyskich, głównie elit miejskich, żądnych wrażeń w ramach spotkań z zaświatami. Napisano szereg książek, zarówno hochsztaplerskich jak i próbujących naukowo ocenić zjawisko i doniesienia o kontaktach żyjących z duchami. Co rusz pojawiały się wiadomości o przesłaniach przekazanych przez zmarłe osoby. Wywoływanie duchów znalazło się w scenariuszach przedstawień obwoźnych teatrów, potem filmów grozy. W roku 1853 przeniósł się z Ameryki Północnej do Niemiec i innych krajów pewien rodzaj zabobonu, który ogarnął nawet osoby wykształcone i który polegał na tym, że wierzono, iż można kontaktować się z duchami za pomocą pewnych znaków - pisze w swojej Kronice Wodzisławia Franz Ignatz Henke. Także tutaj wielu wierzyło w tego rodzaju zabobonne objawienia się duchów i starało się w ten sposób zaspokoić swoją ciekawość, dowiedzieć się tajemnych rzeczy albo zbadać świat duchów - dodaje.
 

Duchy zagościły także na Ostrogu, gdzie rzekomo przechowywano wspomnianą chustę. Pewna biedna rodzina przeprowadziła się w 1865 r. do Raciborza. Kiedy od mężczyzny zażądano opłaty mieszczańskiej, ten nie był w stanie jej zapłacić. Dlatego nie wpuszczono go do miasta i musiał zatroszczyć się o kwaterę na przedmieściu. Zanim jednak ją dostał wprowadził się na nocleg wraz z rodziną do kaplicy, która stała po lewej stronie na drodze do ostrogskiego cmentarza. Tam, wraz z rodziną spał przez pięć nocy. Każdej nocy o północy niektórzy członkowie rodziny byli budzeni przez jasną poświatę, która przenikała do kaplicy. Widzieli oni stojącą białą postać, która ich spokojnie obserwowała. Kiedy wybijała pierwsza znikała nagle rozpływając się w nicość. Bezdomni nie bali się jej. Wierzyli, że zjawisko chce ich ochronić - pisze Hyckel.
 

Mieszkańcy Wojnowic woleli nie wchodzić jednak duchom w drogę. Tu zjawy są nieprzyjazne ludziom tak samo, jak w Rudniku. Babcia mojego ojca miała pewnego razu chorą dłoń. Kiedy w nocy nie mogła wytrzymać z bólu wybrała się do Wojnowic, aby tam zasięgnąć rady. Była północ, kiedy doszła do krzyża, który stoi tam przy drodze. Wtedy zobaczyła nagle przed sobą procesję. Wszyscy ludzie byli w białych szatach i śpiewali pobożne pieśni. Tak szła uroczyście ta procesja wzdłuż drogi. Wtedy babcia zrobiła drogę okrężną, aby im zejść z drogi, dlatego też nie mogła rozpoznać co to była za procesja - pisze Hyckel.

(waw)

Tłumaczenia legend:
Patrycja Tkocz

Więcej o legendach w nowej książce Grzegorza Wawocznego pt. „Tajemnice ziemi raciborskiej”. Na jej stronach także m.in. o: zabytkach zaginionych w 1945 r., sensacyjnych odkryciach w kościele dominikanek, nekropolii Piastów w kościele Św. Jakuba, najsłynniejszych duchach Raciborza, zaginionym mieście pod Łubowicami, zamkach Maidburg i Fulnow w Krzanowicach-Borucinie, fortunie mnichów cysterskich z Rud, skarbach i masonach z zamku w Wojnowicach, skrytce pastora, tworkowskiej klątwie, skarbach zamku w Krowiarkach, tajemnicach folwarku w Samborowicach i szczątkach mamutów. Pozycja już dostępna w księgarniach.

  • Numer: 12 (622)
  • Data wydania: 16.03.04