Wirtualne rozdawniactwo
Ten budżet to kolos na glinianych nogach. Jeśli runie, narobi bałaganu, który trzeba będzie długo sprzątać. Niestety, wszystko wskazuje na to, że już teraz trzeba zakasać rękawy i brać się za sprzątanie.
To pierwszy taki przypadek w historii najnowszej Raciborza, by od jednej transakcji tak wiele zależało. Sprzedaż Kamienioka, gdzie ma powstać duże centrum handlowe z hipermarketem, jest kołem ratunkowym dla miasta, zadłużonego po uszy, które znikąd indziej nie ma możliwości pozyskania pieniędzy. Potrzeba kilku milionów złotych, które zapobiegną zaciąganiu kolejnych pożyczek.
O sprzedawaniu Kamienioka można już napisać książkę. Najpierw był spór miasto kontra kupcy. Ci drudzy zdecydowanie powiedzieli: nie. Boją się o miejsca pracy. Magistrat zlecił więc badania opinii społecznej. Z ankiet wyszło, że około 70 proc. mieszkańców chce takiego obiektu. To było zielone światło dla rozpoczęcia działań. Kamieniok wytypowała już poprzednia ekipa rządząca. Warunkiem rozpoczęcia inwestycji była zmiana planu zagospodarowania przestrzennego. To dokument, który określa co i gdzie można budować.
Przy poparciu radnych wszystkich ugrupowań w Radzie sprawa wydawała się prosta. Zmianę planu przegłosowano, ale okazało się, że jej wyłożenie do publicznego wglądu było zbyt krótkie, przez co wojewoda chciał stwierdzić nieważność uchwały. Drobny błąd urzędników ma do dziś katastrofalne skutki.
Procedurę należało powtórzyć. Zakończyła się w minionym miesiącu kolejną zmianą planu. Pojawił się jednak inny problem. Ważność uchwały. Na pewno zakwestionuje ją wojewoda, bo jego zdaniem podjęto ją na „nieformalnym spotkaniu radnych” (opisywana przez NR sprawa ważności mandatów T. Wojnara i M. Wiechy). To odsuwa sprzedaż Kamienioka o kilka miesięcy. Trzeba mieć w sobie spory ładunek optymizmu, by wierzyć, że przetarg na sprzedaż uda się ogłosić jeszcze w tym roku. Musi go poprzedzić ogłoszenie zmiany planu w dzienniku urzędowym wojewody (do czasu rozstrzygnięcia o ważności uchwały na pewno do tego nie dojdzie) i formalnej zgody Rady na sprzedaż terenu.
W obliczu nikłych szans na przeprowadzenie transakcji, radni rządzących klubów Ruch Samorządowy „Racibórz 2000” i Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej zwiększyli w budżecie dochód, jaki ma przynieść. Co to oznacza? Nic innego jak kreatywną księgowość. Towarzyszyć jej będą jednak realne wydatki. To tak, jakby planować wydatki rodzinne z nadzieją objęcia spadku po osobie tryskającej zdrowiem.
Prezydent wnioskował, by do budżetu przyjąć, że sprzedaż Kamienioka da około 10 mln zł. Na ostatniej sesji ujawnił jednak, że to zawyżony szacunek. Według opinii rzeczoznawców grunt wart jest około 7 mln zł. Tak więc już prezydencki projekt kreował coś, co można nazwać „nalewaniem z pustego”. Radni RS-u i TMZR uznali, że dochód będzie o milion zł większy. Po co? Bo wtedy można wpisać do budżetu dodatkowe wydatki, a radnych nic tak nie cieszy, jak wydawanie publicznych pieniędzy ku radości wyborców.
Podobnie jak radni w Raciborzu, postępowały kolejne ekipy rządzące w państwie. Zwiększały dług publiczny w celu zaspokojenia żądań różnych grup społecznych: górników, hutników, emerytów i rencistów. Na szczeblu zarządzania państwem musiało się to skończyć planem Hausnera. Nie da się bowiem wydawać pieniędzy, których nie ma. Czym to się skończy w Raciborzu? Na pewno jakimś planem oszczędności. Tylko kto zechce go zrealizować, skoro półmetek kadencji za nami? Niech martwią się inni.
Grzegorz Wawoczny
O sprzedawaniu Kamienioka można już napisać książkę. Najpierw był spór miasto kontra kupcy. Ci drudzy zdecydowanie powiedzieli: nie. Boją się o miejsca pracy. Magistrat zlecił więc badania opinii społecznej. Z ankiet wyszło, że około 70 proc. mieszkańców chce takiego obiektu. To było zielone światło dla rozpoczęcia działań. Kamieniok wytypowała już poprzednia ekipa rządząca. Warunkiem rozpoczęcia inwestycji była zmiana planu zagospodarowania przestrzennego. To dokument, który określa co i gdzie można budować.
Przy poparciu radnych wszystkich ugrupowań w Radzie sprawa wydawała się prosta. Zmianę planu przegłosowano, ale okazało się, że jej wyłożenie do publicznego wglądu było zbyt krótkie, przez co wojewoda chciał stwierdzić nieważność uchwały. Drobny błąd urzędników ma do dziś katastrofalne skutki.
Procedurę należało powtórzyć. Zakończyła się w minionym miesiącu kolejną zmianą planu. Pojawił się jednak inny problem. Ważność uchwały. Na pewno zakwestionuje ją wojewoda, bo jego zdaniem podjęto ją na „nieformalnym spotkaniu radnych” (opisywana przez NR sprawa ważności mandatów T. Wojnara i M. Wiechy). To odsuwa sprzedaż Kamienioka o kilka miesięcy. Trzeba mieć w sobie spory ładunek optymizmu, by wierzyć, że przetarg na sprzedaż uda się ogłosić jeszcze w tym roku. Musi go poprzedzić ogłoszenie zmiany planu w dzienniku urzędowym wojewody (do czasu rozstrzygnięcia o ważności uchwały na pewno do tego nie dojdzie) i formalnej zgody Rady na sprzedaż terenu.
W obliczu nikłych szans na przeprowadzenie transakcji, radni rządzących klubów Ruch Samorządowy „Racibórz 2000” i Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej zwiększyli w budżecie dochód, jaki ma przynieść. Co to oznacza? Nic innego jak kreatywną księgowość. Towarzyszyć jej będą jednak realne wydatki. To tak, jakby planować wydatki rodzinne z nadzieją objęcia spadku po osobie tryskającej zdrowiem.
Prezydent wnioskował, by do budżetu przyjąć, że sprzedaż Kamienioka da około 10 mln zł. Na ostatniej sesji ujawnił jednak, że to zawyżony szacunek. Według opinii rzeczoznawców grunt wart jest około 7 mln zł. Tak więc już prezydencki projekt kreował coś, co można nazwać „nalewaniem z pustego”. Radni RS-u i TMZR uznali, że dochód będzie o milion zł większy. Po co? Bo wtedy można wpisać do budżetu dodatkowe wydatki, a radnych nic tak nie cieszy, jak wydawanie publicznych pieniędzy ku radości wyborców.
Podobnie jak radni w Raciborzu, postępowały kolejne ekipy rządzące w państwie. Zwiększały dług publiczny w celu zaspokojenia żądań różnych grup społecznych: górników, hutników, emerytów i rencistów. Na szczeblu zarządzania państwem musiało się to skończyć planem Hausnera. Nie da się bowiem wydawać pieniędzy, których nie ma. Czym to się skończy w Raciborzu? Na pewno jakimś planem oszczędności. Tylko kto zechce go zrealizować, skoro półmetek kadencji za nami? Niech martwią się inni.
Grzegorz Wawoczny
Najnowsze komentarze