Poddał się karze
Zakończył się proces w głośnej sprawie Stanisława C., byłego dyrektora raciborskich placówek Fundacji S.O.S. Dzieciom. Mężczyzna, który przy okazji pomocy ubogim i bezdomnym sam postanowił się wzbogacić, przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze. Otrzymał karę więzienia w zawieszeniu i zakaz zajmowania stanowisk związanych z wydatkowaniem publicznych pieniędzy. Teraz czeka go jeszcze sąd za podrabianie podpisów na czekach. O karierze i upadku Stanisława C. obszernie na str. w tekście pt. „Dyrektor poddał się karze”.
Zakończył się proces byłego dyrektora Fundacji S.O.S. Pomocy Dzieciom, którego prokurator oskarżył przed sądem za przywłaszczenie jej mienia i pobranie nienależnych wynagrodzeń. Oskarżony początkowo nie przyznał się do części zarzutów, po czym zmienił zdanie przed sądem i dobrowolnie poddał się karze.
39-letni Stanisław C. skazany został na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Sąd nałożył na niego również obowiązek naprawienia szkody. Ma też pięcioletni zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w organizacjach zarządzających publicznymi pieniędzmi. To jego pierwszy wyrok. Nigdy wcześniej nie był karany. Z wykształcenia jest handlowcem.
O sprawie pisaliśmy obszernie latem minionego roku, kiedy to Prokuratora Rejonowa w Raciborzu sporządziła akt oskarżenia. Przypomnijmy co zarzucono Stanisławowi C. Wszystko zaczęło się wiosną 2003 r. Władze miasta - zaniepokojone licznymi doniesieniami o nieprawidłowościach - postanowiły sprawdzić, czy budżetowe pieniądze przyznane na prowadzone przez fundację placówki (dom dla bezdomnych i ośrodek samotnej matki z hostelem dla ofiar przemocy) są prawidłowo wydawane. Okazało się wówczas, że nie ma za bardzo czego kontrolować, bo dokumentacja księgowa miała istotne braki. Pojawiły się zarzuty o złe zarządzanie. Zarząd fundacji zawiesił dyrektora, a miasto nadal przekazywało pieniądze na dom dla bezdomnych i ośrodek samotnej matki, ale gotówką mogli już jedynie operować kierownicy tych placówek. Ratusz zyskał gwarancję, że pieniądze trafią do naprawdę potrzebujących. Potem placówki przejęło nowe Stowarzyszenie Tęcza.
O nieprawidłowościach w S.O.S. Dzieciom prezydent miasta zawiadomił Prokuraturę Rejonową. Nie potwierdzono niezgodnego z prawem wydawania pieniędzy publicznych. Dyrektorowi przedstawiono jednak jedenaście innych, znacznie poważniejszych zarzutów. Okazało się bowiem, że przy badaniu sprawy wyszły na jaw jego liczne kanty.
Chodzi m.in. o przywłaszczenie sobie podarowanego fundacji oleju opałowego i bramy garażowej. Wszystko to, warte ponad 1400 zł, trafiło do Mierzęcina, gdzie dom ma konkubina oskarżonego. Do tych czynów dyrektor się przyznał. Dziewięć innych zarzutów, które odpiera, dotyczą przywłaszczenia materiałów budowlanych podarowanych fundacji na remont jego mieszkania na Ostrogu, pobranie gotówki z kasy na prace w biurze w Baborowie, do których nie doszło oraz wprowadzenia w błąd pracownicy co do przepracowanych dyżurów w ośrodkach fundacji. Kobieta wypłacała wynagrodzenia, podczas gdy dyrektora na dyżurach nie było, co więcej, nie było też potrzeby ich organizowania. Wartość zagarniętego mienia wynosi ponad 31,6 tys. zł.
Na tym jednak nie koniec kłopotów z prawem dyrektora C. Do sądu trafił kolejny akt oskarżenia przeciwko niemu. Tym razem chodzi o podrobienie w okresie od 5 stycznia 2000 r. do 12 grudnia 2002 r. podpisów na 138 czekach realizowanych w jednym z raciborskich banków. Do pobierania pieniędzy z konta fundacji potrzebna była na czeku poza podpisem C. także asygnata jednego z członków zarządu. Oskarżony ominął ten problem podrabiając podpisy jednej z członkiń tego gremium. Ta w toku postępowania wskazała rzekome jej autografy, których z pewnością sama nie skreśliła. Grafolog potwierdził, że zrobił to Stanisław C. Wyjaśniał przed prokuratorem, że członkini zarządu o wszystkim wiedziała. Ta jednoznacznie zaprzeczyła tym twierdzeniom.
(waw)
39-letni Stanisław C. skazany został na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Sąd nałożył na niego również obowiązek naprawienia szkody. Ma też pięcioletni zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w organizacjach zarządzających publicznymi pieniędzmi. To jego pierwszy wyrok. Nigdy wcześniej nie był karany. Z wykształcenia jest handlowcem.
O sprawie pisaliśmy obszernie latem minionego roku, kiedy to Prokuratora Rejonowa w Raciborzu sporządziła akt oskarżenia. Przypomnijmy co zarzucono Stanisławowi C. Wszystko zaczęło się wiosną 2003 r. Władze miasta - zaniepokojone licznymi doniesieniami o nieprawidłowościach - postanowiły sprawdzić, czy budżetowe pieniądze przyznane na prowadzone przez fundację placówki (dom dla bezdomnych i ośrodek samotnej matki z hostelem dla ofiar przemocy) są prawidłowo wydawane. Okazało się wówczas, że nie ma za bardzo czego kontrolować, bo dokumentacja księgowa miała istotne braki. Pojawiły się zarzuty o złe zarządzanie. Zarząd fundacji zawiesił dyrektora, a miasto nadal przekazywało pieniądze na dom dla bezdomnych i ośrodek samotnej matki, ale gotówką mogli już jedynie operować kierownicy tych placówek. Ratusz zyskał gwarancję, że pieniądze trafią do naprawdę potrzebujących. Potem placówki przejęło nowe Stowarzyszenie Tęcza.
O nieprawidłowościach w S.O.S. Dzieciom prezydent miasta zawiadomił Prokuraturę Rejonową. Nie potwierdzono niezgodnego z prawem wydawania pieniędzy publicznych. Dyrektorowi przedstawiono jednak jedenaście innych, znacznie poważniejszych zarzutów. Okazało się bowiem, że przy badaniu sprawy wyszły na jaw jego liczne kanty.
Chodzi m.in. o przywłaszczenie sobie podarowanego fundacji oleju opałowego i bramy garażowej. Wszystko to, warte ponad 1400 zł, trafiło do Mierzęcina, gdzie dom ma konkubina oskarżonego. Do tych czynów dyrektor się przyznał. Dziewięć innych zarzutów, które odpiera, dotyczą przywłaszczenia materiałów budowlanych podarowanych fundacji na remont jego mieszkania na Ostrogu, pobranie gotówki z kasy na prace w biurze w Baborowie, do których nie doszło oraz wprowadzenia w błąd pracownicy co do przepracowanych dyżurów w ośrodkach fundacji. Kobieta wypłacała wynagrodzenia, podczas gdy dyrektora na dyżurach nie było, co więcej, nie było też potrzeby ich organizowania. Wartość zagarniętego mienia wynosi ponad 31,6 tys. zł.
Na tym jednak nie koniec kłopotów z prawem dyrektora C. Do sądu trafił kolejny akt oskarżenia przeciwko niemu. Tym razem chodzi o podrobienie w okresie od 5 stycznia 2000 r. do 12 grudnia 2002 r. podpisów na 138 czekach realizowanych w jednym z raciborskich banków. Do pobierania pieniędzy z konta fundacji potrzebna była na czeku poza podpisem C. także asygnata jednego z członków zarządu. Oskarżony ominął ten problem podrabiając podpisy jednej z członkiń tego gremium. Ta w toku postępowania wskazała rzekome jej autografy, których z pewnością sama nie skreśliła. Grafolog potwierdził, że zrobił to Stanisław C. Wyjaśniał przed prokuratorem, że członkini zarządu o wszystkim wiedziała. Ta jednoznacznie zaprzeczyła tym twierdzeniom.
(waw)
Najnowsze komentarze