Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Gęś oszkubana

03.12.2003 00:00
Zanika już stopniowo powszechny niegdyś zwyczaj szkubania pierza. Udało nam się jeszcze utrwalić na kliszy fotograficznej taką wyjątkową okazję, która miała miejsce w domu Hildegardy i Ignacego Marcińskich oraz ich córki Eryki z mężem Józefem Lamlą w Sudole.
Coraz rzadziej, niestety, kobiety we wsi spotykają się na szkubaniu, bo też coraz mniej gospodarzy hoduje gęsi na pierze. Przeszła już na to moda, ludzie stali się wygodniejsi i wolą kupić gotową kołdrę czy pierzynę w sklepie. Bowiem szkubanie to bardzo żmudna i czasochłonna robota, a kto w dzisiejszych czasach, gdy wszyscy wokół się śpieszą, ma na to czas? Przez cały dzień kilkanaście kobiet jest w stanie naszkubać zaledwie pół kilograma pierza. Na pierzynę o szerokości 1,60 m potrzeba aż cztery kilogramy. Do tego zwykle robi się dwie poduszki - do każdej wsypuje się dwa kilogramy pierza. Czyli na przygotowanie kompletu na jedno łóżko potrzeba aż 8 kg! Kiedyś każda dziewczyna, która wychodziła za mąż, musiała być wyposażona w taką wyprawkę dla siebie i męża, czyli w dwa komplety. Takie pierzyny powinny były służyć im przynajmniej do złotego wesela, czyli przez 50 lat. Nic zatem dziwnego, że szkubanie trwało co najmniej kilkanaście dni. Schodziły się na nie sąsiadki i krewne oraz cała rodzina. Młode dziewczyny miały kiedyś więcej czasu, bo edukacja kończyła się na podstawówce. Szkubały zatem pierze wspólnie ze starszymi kobietami. Chodziło nie tylko o to żeby naszkubać pierze, ale o to by się spotkać, zacieśnić wzajemne więzy. Spotkania takie mają do dziś swoistą oprawę. Kobiety przychodzą na cały dzień, siadają przy jednym stole, snują wspomnienia, opowiadania, śpiewają, jedzą wspólnie posiłek. Koniec szkubania to tak zwany fejderszlus. W tym dniu wszyscy jego uczestnicy zasiadają do uroczystego poczęstunku. 

U Marcińskich i Lamlów, 27 listopada, spotkało się jedenaście osób. Piyrzi, po oszkubaniu gynsi, nie czyści się. Potym je już gorsze, taki piyrzi już tak nie grzeje. Prowda, że my nie słyszeli, żeby kieryś downiyj mioł alergio. Moja mama mi godała, że kiejś nojwięcyj szkubało sie w Poście, na Boże Narodzenie i w karnawale był luz. Baby złaziły sie na wieczór. Godały wice, historyjki o Kristofie - znanym raciborskim psotniku, o warzyniu, tradycjach. Ale i o utoploszkach, duchach, zmorach. Potym ich tak strach przelecioł, i jak było cima boły się iść nazod do dom bez wieś! - śmieje się pani Hildegarda.

Szkoda, że zwyczaj ten odchodzi w niepamięć. Trzeba przyznać, że ma swoisty urok i sprzyja budowaniu i utrwalaniu wzajemnych więzi. Wspólne wieczory przy szkubaniu wypierają stopniowo takie współczesne rozrywki, jak np. oglądanie telewizji.

E. Halewska
  • Numer: 49 (608)
  • Data wydania: 03.12.03