Piątek, 27 grudnia 2024

imieniny: Jana, Żanety, Fabioli

RSS

Na dobre i na złe

05.03.2003 00:00
Rada Powiatu przyjęła do realizacji program naprawczy Szpitala Rejonowego. Do raciborskiego sądu pracy wpłynęło około 340 pozwów pracowników, głównie pielęgniarek, o wypłatę należnej podwyżki z tzw. ustawy 203. Jeśli nie znajdziemy kompromisu będzie to oznaczać nasz koniec - zapowiada dyrekcja. Czy lecznica legnie w gruzach, a leczyć nas będą w sąsiednich miastach?
Sceny znane wielu Polakom z serialu „Nad dobre i na złe” to dla raciborskiej lecznicy utopia. Szpital zajmujący dwa budynki, przy obniżonych ostatnio kontraktach, tonie dziś w długach. Na już potrzebuje na zapłacenie swoich wierzytelności 3,6 mln zł. Na koniec roku zalegał w sumie z kwotą 7,2 mln zł. Jego dług rośnie co miesiąc w tempie 500 tys. zł.

Nie mamy wyjścia

Na ostatniej sesji radni powiatowi, przy zdecydowanym sprzeciwie związków zawodowych lekarzy i pielęgniarek, przyjęli zaproponowany przez dyrekcję drakoński program naprawczy. Zakłada on przeniesienie oddziałów z ul. Bema na ul. Gamowską, zmniejszenie liczby łóżek o 150 oraz redukcję zatrudnienia w ciągu trzech lat o ponad 180 osób. Dyrekcja Szpitala i władze powiatu argumentują; nie ma innego wyjścia, bo przy obecnym tempie wzrostu zobowiązań i tak nieuchronna jest upadłość, co będzie korzystne dla okolicznych lecznic, głównie Rybnika, mogących bez problemu przejąć pacjentów z Raciborza.

Związki zawodowe zgodne są co do istoty problemu; trzeba coś zrobić, bo rzeczywiście nie jest najlepiej. W szczegółach krytykują jednak projekt dyrekcji nie zostawiając na nim suchej nitki. „Jest nierzetelny, nieobiektywny, wysoce szkodliwy, a nie naprawczy zarówno wobec społeczeństwa, jak i pracowników w nim zatrudnionych” - czytamy w ich stanowisku. Własnych propozycji związkowcy jednak nie zgłosili. W zamian usłyszeli na sesji: obecnie nie dyskutujemy już jaki ten szpital ma być, ale czy w ogóle ma istnieć.

To nie bułka z masłem

Problemy przed dyrekcją i władzami jednak się mnożą. Program, z czym się zgodzono, musi być dopracowany w szczegółach, by skupiony przy ul. Gamowskiej szpital uzyskał niezbędną akredytację, mógł zawrzeć umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia i dalej leczyć. Na to są potrzebne pieniądze. Państwo da w tym roku 15 mln zł, choć w Katowicach chciano zabrać z tej kwoty 5 mln zł z przeznaczeniem dla szpitali w Częstochowie i Rybniku.

Powiat musi doprowadzić do dokończenia budowy bloku szpitalnego przy ul. Gamowskiej oraz uzyskać wszelkie wymagane pozwolenia na przeprowadzkę. W Starostwie przyznają, że będzie to trudne, ale nie niemożliwe. Optymistycznie założono, że cały proces zakończy się w sierpniu.

Będzie to jednak tylko połowa sukcesu. Pozostaje zmniejszenie liczby łóżek i idąca z tym w parze redukcja zatrudnienia oraz prywatyzacja usług kuchni, pralni i sprzątania, co również wiąże się ze zwolnieniami. Jakkolwiek nietrudno znaleźć zrozumienie personelu dla jakiejkolwiek naprawy, to bardzo trudno zyskać akceptację dla tak dużych zwolnień prowadzących do poważnych niepokojów społecznych.

Pakiet pozwów

Sytuacja w lecznicy jest bardzo napięta. Dowodem może być złożenie przez personel 340 pozwów do sądu pracy o wypłatę podwyżki z tzw. ustawy 203 (pierwsze wpłynęły dzień po sesji, wszystkie mają taką samą treść), przyjętej jeszcze w czasach rządów AWS, której większość szpitali nie realizowała, bo po prostu nie miała na to pieniędzy. Podobnie w Raciborzu. Liczono też, że Trybunał Konstytucyjny przepis uchyli, co ostatecznie się nie stało.

Dziś nikt nie ma wątpliwości, że pracownicy sprawy wygrają. Nikt jednak nie wie, jaki będzie tego ostateczny skutek. Wiadomo jedynie, że szpital popadnie w długi na amen.

Na koniec minionego roku z tytułu niezrealizowanej podwyżki zalegaliśmy z kwotą 4,63 mln zł. Tych pieniędzy nie mamy, bo i skąd. Jeśli sąd ją zasądzi, oznacza to dla nas ogromne kłopoty z płynnością finansową - mówi dyrektor Wojciech Krzyżek. Ma żal do związków, które obiecały, iż w marcu usiądą do stołu rokowań na temat 203. Tymczasem pozwy posypały się po przyjęciu przez Radę Powiatu programu naprawczego.

Zastanawiam się w czyim interesie się to wszystko dzieje? Według najczarniejszego scenariusza może nie być nie tylko tych pieniędzy, ale i pracy i to dla wszystkich. To klasyczne podcinanie gałęzi, na której się siedzi - dodaje dyrektor.

Związek zawodowy pielęgniarek odmówił nam udzielenia jakichkolwiek informacji i komentarzy, uzasadniając to obawą o brak obiektywizmu, zarzucając jednocześnie, że gazeta nie interesowała się wcześniej problemami środowiska. Akcji składania pozwów nie organizował Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Jego członkowie czekają na rozmowy z dyrekcją zapowiedziane na 5 marca. Jak powiedział nam lek. Piotr Szczerbicki, postępowaniu pielęgniarek nie ma się co dziwić, bo to licho opłacana grupa zawodowa, która dopomina się o swoje. W podobnym tonie wypowiada się lek. med. Aleksander Bąkowski, przewodniczący Samodzielnego Niezależnego Związku Pracowników Służby Zdrowia „Solidarność” Ziemi Raciborskiej, który również nie organizował akcji składania pozwów. Byłoby to zresztą sprzeczne z wytycznymi związku ze względu na groźbę likwidacji miejsc pracy. Jego zdaniem, pielęgniarki w obliczu dużych zwolnień chcą odzyskać to, co im się słusznie należy.

Propozycje do namysłu

Do spotkania z pracownikami Szpitala doszło 3 marca w Strzesze. Przyszło około 300 osób. Dyrekcja zaproponowała wypłacenie połowy należnej podwyżki z 203 za okres od lutego do czerwca tego roku, a potem już całej kwoty. Zaległe zobowiązania z tego tytułu miałyby zostać spłacone w ciągu trzech lat. Obietnicę pokrycia tych wydatków złożyło Starostwo, ale w zamian chce rezygnacji pracowników z odsetek.

5 marca dyrekcja ma się spotkać ze związkami zawodymi. Oczekuje na odpowiedź, czy propozycja z 3 marca zostanie przyjęta, oczywiście z warunkiem wycofania pozwów.

Droga bez wyjścia?

Co dalej? Wykonaliśmy ruch składając konkretne propozycje. Pozwy są jednak w sądzie, a jeśli zostaną, to skończy się to naszą przegraną - twierdzą w dyrekcji.

W kontekście przyszłości lecznictwa w Raciborzu może mieć to brzemienne skutki. Jakie dokładnie, tego nikt dziś nie wie. Uzasadnione wydaje się być znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto zyska na kłopotach naszego szpitala - twierdzi A. Bąkowski. Słychać głosy, że działalność lecznicy może zostać ograniczona do najbardziej niezbędnej, ratującej życie. Pozostałych pacjentów miałyby przejąć ościenne ośrodki. Najczęściej mówi się o Rybniku.

Grzegorz Wawoczny
  • Numer: 10 (569)
  • Data wydania: 05.03.03