Dobrusia w Manhattanie
- Zdobyłaś w programie „Bar II” drugie miejsce - co wtedy czułaś?
- Nie rywalizowałam z Erykiem, uważam, że dojście do finału to dużo. Ostatni tydzień był bardzo zabawny, dobrym pomysłem było wprowadzenie ludzi z I edycji Baru. Żałowaliśmy, że ostatnie tygodnie tygodnie nie były takie, jak ten finałowy, bez nerwów, rywalizacji i walki. I nie było ważne czy to będzie I czy II miejsce.
- Co osiągnęłaś dzięki udziałowi w „Barze”?
- Najważniejsze jest nie to co było podczas programu, lecz to co jest teraz. Nigdy nie ukrywałam, że miałam nadzieję, iż dzięki „Barowi” uda mi się zarobić trochę pieniędzy. Do końca marca mam zajęty każdy dzień. Podróżuję po całej Polsce, odwiedzam kluby i dyskoteki i myślę, że zarabiam dobre pieniądze.
- Na czym polegają te wizyty w dyskotekach i klubach?
- Byłam np. jurorką wyborów Miss dyskoteki Manhattan. Ocenialiśmy kandydatki pod względem prezencji, zachowania, gracji, otwartości, umiejętności nawiązania kontaktu z publicznością. W Manhattanie moja rola jest nieco inna, niż bywa to zwykle. Najczęściej wygląda to tak, że przez cały czas trzymam w ręce mikrofon, rozmawiam z ludźmi, prowadzę konkursy, prowadzę całą imprezę. Oczywiście stoję również za barem.
- Sama też startowałaś kiedyś w konkursach piękności?
- Tak, kiedyś na koloniach wygrałam Miss Gracji ale byłam wtedy jeszcze małą dziewczynką. Swego czasu pracowałam jako fotomodelka, lecz z uwagi na wzrost nie mogę być top modelką. Rzuciłam to, bo ludzie zaczęli oceniać mnie przez pryzmat wyglądu. Nie miało znaczenia jaka jestem lub co mam do powiedzenia. Przed rozpoczęciem „Baru II” dostałam ofertę sesji zdjęciowej dla jednego z męskich magazynów. Odmówiłam, chciałam żeby ludzie poznali mnie zanim zaczną oceniać mnie na zdjęciach. Wezmę jednak udział w sesji dla tego magazynu wspólnie z pozostałymi dziewczynami z Baru.
- Co jeszcze robisz, czy otrzymałaś jakieś ciekawe propozycje?
- Miałam kilka sesji zdjęciowych, biorę udział w akcji „Cała Polska Czyta Dzieciom”, czasem ktoś proponuje mi udział w reklamie. Dostałam też wiele propozycji pracy w barach i klubach w moim rodzinnym mieście, być może kiedyś podejmę się takiej pracy.
- Większość osób, które startuje do programów typu reality show liczy chyba na karierę w mediach. Ty nie?
- Nie i nie ciągnie mnie ani do telewizji, ani do radia. Liczyłam na to, że po programie zacznę po prostu zarabiać pieniądze.
- Na co chcesz przeznaczyć te pieniądze? Rozumiem, że są one środkiem do celu a nie celem samym w sobie.
- Wiesz, chodzi po prostu o życie. Chciałabym też wyjechać z całą rodziną na jakieś fajne wakacje. Nie jest ważne nawet gdzie. Byle by wsiąść z mężem i dzieciakami do auta i po prostu gdzieś pojechać. Od czterech lat nie miałam żadnych wakacji.
- Twoja obecność w dyskotece Manhattan sprawiła, że było tam bardzo dużo osób. Lubisz popularność, fanów?
- Mam mnóstwo fanów, wśród nich wielu wielbicieli. Wiem, że mam również antyfanów ale nie spotkałam się ani w „Barze”, ani w swoim mieście rodzinnym ani tu, w Manhattanie, z negatywnymi opiniami na mój temat. Obiecałam sobie, że podpiszę każdy autograf, o który zostanę poproszona, odpisuję na wszystkie listy i maile. Mam własną stronę internetową, na którą przy okazji serdecznie zapraszam (www.sqo.prv.pl-red). Można tam znaleźć mnóstwo moich zdjęć oraz aktualne informacje. Ludzie ciekawi są co robię po programie.
- Zauważyłam, że fascynuje Cię kultura indiańska.
- Fascynuję się tym, choć wbrew temu, co wiele osób sądzi nie mam żadnych korzeni indiańskich. Będąc w Anglii kilka lat temu weszłam do sklepu indiańskiego, który prowadził Indianin, Apacz. Podarował mi naszyjnik na szczęście, który teraz mam na szyi. Był taki okres, gdy ten naszyjnik leżał gdzieś schowany w mojej szafie. Kiedyś przypomniałam sobie o nim i założyłam na casting do „Baru”. Nosiłam go w programie przez cały czas. Może rzeczywiście przynosi mi szczęście. W lipcu wybieramy się wspólnie z Erykiem i naszymi rodzinami na zlot „Przyjaciół Indian”. Będziemy żyć naturą, bez cywilizacji i pieniędzy. Bardzo mi się to podoba.
- Kim jesteś na co dzień?
- Mamą i żoną. Robię zakupy, zajmuję się dziećmi, gotuję.
- Co doradziłabyś dziewczynom, które chciałby wziąć udział w programach typu reality show?
- Trzeba być sobą i trzeba być silnym. Na castingu nie sądziłam, że wezmą mnie do programu. Powiedziałam, że jestem odrażająca. Spędziłam sześć lat wychowując dzieci i było ciekawie. Nie przeżyłam żadnych niesamowitych historii, które mogłabym opowiadać. Powiedziałam też, że nie będę rozbierać się przed kamerami ani ulegać innym. Słowem, stawiałam warunki. A jednak ekipa uznała, że mam silny charakter i doceniła moją indywidualność. Lekceważyłam wiele słów, a czasem i pewne osoby. Nie było sensu spierać się na nieistotne tematy. Nie było najważniejszym, co kto myśli i chce powiedzieć o innym. Ale ważne było by mieć swoje zdanie i nie przeczyć sobie. Każdy kto chce wziąć udział w podobnym przedsięwzięciu musi mówić to co myśli i być takim, jakim jest. Udawanie na nic się nie zda. Ważne też by nie robić nic wbrew sobie samemu. Podczas programu bywało, że nie układało mi się najlepiej z pozostałymi uczestnikami. A jednak ucieszyła mnie świadomość, że na zewnątrz ludzie mnie popierają. Oczywiście, trzeba też wierzyć w siebie i to, że się uda.
- Życzę więc powodzenia i dalszej wiary w siebie. Dziękuję za rozmowę.
Ilona Kozłowska, Radio Vanessa
- Nie rywalizowałam z Erykiem, uważam, że dojście do finału to dużo. Ostatni tydzień był bardzo zabawny, dobrym pomysłem było wprowadzenie ludzi z I edycji Baru. Żałowaliśmy, że ostatnie tygodnie tygodnie nie były takie, jak ten finałowy, bez nerwów, rywalizacji i walki. I nie było ważne czy to będzie I czy II miejsce.
- Co osiągnęłaś dzięki udziałowi w „Barze”?
- Najważniejsze jest nie to co było podczas programu, lecz to co jest teraz. Nigdy nie ukrywałam, że miałam nadzieję, iż dzięki „Barowi” uda mi się zarobić trochę pieniędzy. Do końca marca mam zajęty każdy dzień. Podróżuję po całej Polsce, odwiedzam kluby i dyskoteki i myślę, że zarabiam dobre pieniądze.
- Na czym polegają te wizyty w dyskotekach i klubach?
- Byłam np. jurorką wyborów Miss dyskoteki Manhattan. Ocenialiśmy kandydatki pod względem prezencji, zachowania, gracji, otwartości, umiejętności nawiązania kontaktu z publicznością. W Manhattanie moja rola jest nieco inna, niż bywa to zwykle. Najczęściej wygląda to tak, że przez cały czas trzymam w ręce mikrofon, rozmawiam z ludźmi, prowadzę konkursy, prowadzę całą imprezę. Oczywiście stoję również za barem.
- Sama też startowałaś kiedyś w konkursach piękności?
- Tak, kiedyś na koloniach wygrałam Miss Gracji ale byłam wtedy jeszcze małą dziewczynką. Swego czasu pracowałam jako fotomodelka, lecz z uwagi na wzrost nie mogę być top modelką. Rzuciłam to, bo ludzie zaczęli oceniać mnie przez pryzmat wyglądu. Nie miało znaczenia jaka jestem lub co mam do powiedzenia. Przed rozpoczęciem „Baru II” dostałam ofertę sesji zdjęciowej dla jednego z męskich magazynów. Odmówiłam, chciałam żeby ludzie poznali mnie zanim zaczną oceniać mnie na zdjęciach. Wezmę jednak udział w sesji dla tego magazynu wspólnie z pozostałymi dziewczynami z Baru.
- Co jeszcze robisz, czy otrzymałaś jakieś ciekawe propozycje?
- Miałam kilka sesji zdjęciowych, biorę udział w akcji „Cała Polska Czyta Dzieciom”, czasem ktoś proponuje mi udział w reklamie. Dostałam też wiele propozycji pracy w barach i klubach w moim rodzinnym mieście, być może kiedyś podejmę się takiej pracy.
- Większość osób, które startuje do programów typu reality show liczy chyba na karierę w mediach. Ty nie?
- Nie i nie ciągnie mnie ani do telewizji, ani do radia. Liczyłam na to, że po programie zacznę po prostu zarabiać pieniądze.
- Na co chcesz przeznaczyć te pieniądze? Rozumiem, że są one środkiem do celu a nie celem samym w sobie.
- Wiesz, chodzi po prostu o życie. Chciałabym też wyjechać z całą rodziną na jakieś fajne wakacje. Nie jest ważne nawet gdzie. Byle by wsiąść z mężem i dzieciakami do auta i po prostu gdzieś pojechać. Od czterech lat nie miałam żadnych wakacji.
- Twoja obecność w dyskotece Manhattan sprawiła, że było tam bardzo dużo osób. Lubisz popularność, fanów?
- Mam mnóstwo fanów, wśród nich wielu wielbicieli. Wiem, że mam również antyfanów ale nie spotkałam się ani w „Barze”, ani w swoim mieście rodzinnym ani tu, w Manhattanie, z negatywnymi opiniami na mój temat. Obiecałam sobie, że podpiszę każdy autograf, o który zostanę poproszona, odpisuję na wszystkie listy i maile. Mam własną stronę internetową, na którą przy okazji serdecznie zapraszam (www.sqo.prv.pl-red). Można tam znaleźć mnóstwo moich zdjęć oraz aktualne informacje. Ludzie ciekawi są co robię po programie.
- Zauważyłam, że fascynuje Cię kultura indiańska.
- Fascynuję się tym, choć wbrew temu, co wiele osób sądzi nie mam żadnych korzeni indiańskich. Będąc w Anglii kilka lat temu weszłam do sklepu indiańskiego, który prowadził Indianin, Apacz. Podarował mi naszyjnik na szczęście, który teraz mam na szyi. Był taki okres, gdy ten naszyjnik leżał gdzieś schowany w mojej szafie. Kiedyś przypomniałam sobie o nim i założyłam na casting do „Baru”. Nosiłam go w programie przez cały czas. Może rzeczywiście przynosi mi szczęście. W lipcu wybieramy się wspólnie z Erykiem i naszymi rodzinami na zlot „Przyjaciół Indian”. Będziemy żyć naturą, bez cywilizacji i pieniędzy. Bardzo mi się to podoba.
- Kim jesteś na co dzień?
- Mamą i żoną. Robię zakupy, zajmuję się dziećmi, gotuję.
- Co doradziłabyś dziewczynom, które chciałby wziąć udział w programach typu reality show?
- Trzeba być sobą i trzeba być silnym. Na castingu nie sądziłam, że wezmą mnie do programu. Powiedziałam, że jestem odrażająca. Spędziłam sześć lat wychowując dzieci i było ciekawie. Nie przeżyłam żadnych niesamowitych historii, które mogłabym opowiadać. Powiedziałam też, że nie będę rozbierać się przed kamerami ani ulegać innym. Słowem, stawiałam warunki. A jednak ekipa uznała, że mam silny charakter i doceniła moją indywidualność. Lekceważyłam wiele słów, a czasem i pewne osoby. Nie było sensu spierać się na nieistotne tematy. Nie było najważniejszym, co kto myśli i chce powiedzieć o innym. Ale ważne było by mieć swoje zdanie i nie przeczyć sobie. Każdy kto chce wziąć udział w podobnym przedsięwzięciu musi mówić to co myśli i być takim, jakim jest. Udawanie na nic się nie zda. Ważne też by nie robić nic wbrew sobie samemu. Podczas programu bywało, że nie układało mi się najlepiej z pozostałymi uczestnikami. A jednak ucieszyła mnie świadomość, że na zewnątrz ludzie mnie popierają. Oczywiście, trzeba też wierzyć w siebie i to, że się uda.
- Życzę więc powodzenia i dalszej wiary w siebie. Dziękuję za rozmowę.
Ilona Kozłowska, Radio Vanessa
Najnowsze komentarze