Fenomen Tolkiena
Dwie pierwsze części trylogii „Władcy Pierścieni” zobaczyło w Raciborzu prawie dwadzieścia tysięcy widzów. Do kina wybrali się na „Drużynę Pierścienia” i „Dwie Wieże” zarówno wieloletni miłośnicy Tolkiena, jak i ci, którzy nie zapoznali się wcześniej z historią Śródziemia. O fenomen Tolkiena, jego książki i ekranizację zapytaliśmy Andrzeja Gądka, nauczyciela języka angielskiego w Gimnazjum nr 2, który w ramach hobby, od lat zgłębia tajemnice dzieł tego pisarza.
- Pana zafascynowanie Tolkienem ma swoje korzenie jeszcze w czasach szkoły podstawowej. Jak to się stało, że nastoletni wówczas chłopiec zainteresował się książkami właśnie tego autora?
- Moje zamiłowanie do dzieł Tolkiena powstało z ogólnego zainteresowania fantastyką. Dzieliłem je wraz z kolegą. Było to bardzo dawno temu - jeszcze w piątej klasie podstawówki. Zaczęło się od czytania „Fantastyki” oraz dość rzadkich jak na tamte czasy gier planszowych, np. „Magia i Miecz” i „Labirynt”. Kojarzyliśmy wówczas Tolkiena głównie z prasą. Jego nazwisko pojawiało się najczęściej w „Fantastyce”. Do jego książek dotarliśmy za pośrednictwem biblioteki, gdzie znaleźliśmy „Hobbita”. Przeczytaliśmy go dosyć szybko. Spodobał nam się i dlatego sięgnęliśmy po trylogię „Władca Pierścieni”. Od tamtego czasu ukierunkowałem się właśnie na Tolkiena, zostawiając na boku resztę fantastyki, chociaż nadal czasem czytam też tytuły innych autorów.
- W ciągu kilkunastu lat stał się Pan posiadaczem wielu wydań i gadżetów związanych z Tolkienem. Proszę powiedzieć, co zdołał Pan zgromadzić w swoich zbiorach?
- Mam w posiadaniu wszystkie książki, które ukazały się w języku polskim. Są to przeróżne wydania z lepszym i gorszym tłumaczeniem. W sumie jest tych pozycji ponad czterdzieści. Do tego dochodzą również wersje angielskie, a nawet fińskie wydanie „Władcy Pierścieni” oraz listy, atlasy i przekłady, bowiem Tolkien jest klasykiem literatury staroangielskiej, językoznawcą i literaturoznawcą. Zbieram również literaturę przedmiotu, czyli także opracowania krytyków, dotyczące dzieł i życia Tolkiena.
- Kiedy tak naprawdę rozpoczęła się fala zainteresowania polskich czytelników książkami tego autora?
- Fascynacja Tolkienem ogarnęła mnie pod koniec lat 80. Były to czasy, kiedy na rynku można było kupić zaledwie polskie wydanie „Silmarilliona”. Wtedy też Tolkien nie był w Polsce tak popularny jak teraz. Dopiero później, na początku lat 90., rynek wydawniczy zaczął się zmieniać i pojawiło się coraz więcej nowych tytułów. Regularnie je też kupowałem. Poza tym zaczęły być dostępne również wydawnictwa anglojęzyczne. Ostatnimi czasy „Władca Pierścieni” stał się popularny głównie dzięki skutecznej reklamie jego ekranizacji. Stała się ona jednym z najbardziej oczekiwanych filmów ostatnich lat. Przyczyniła się również do wejścia dużej liczby gadżetów związanych z filmem i nie tylko. Powstały albumy filmowe, plakaty, kalendarze. Nie podba mi się, że Tolkienem napędzane są także gałęzie rynku, które nie mają z nim nic wspólnego: np. karty do gry w chipsach, batoniki ze scenami z „Władcy Pierścieni” na opakowaniu. Nawet uczeń może sobie skompletować całą wyprawkę do szkoły z wizerunkami bohaterów Śródziemia.
- W takim razie proszę mi powiedzieć, w czym tkwi sukces Tolkiena? Co sprawia, że jego książki przyciagają rzesze czytelników na całym świecie?
- Jest to przede wszystkim kawałek dobrej literatury. Tolkien ma miliony zwolenników na całym świecie, a i rzadko można spotkać jego przeciwników. Cały stworzony przez niego świat jest dopracowany w każdym szczególe - trzeba głęboko grzebać w temacie, by znaleźć jakieś niekonsekwencje. Każda rasa przedstawiana przez niego ma swoje wyraźnie zaznaczone cechy, zwyczaje, kulturę, kalendarze, historię i język.
- Kto najchętniej czyta Tolkiena?
- Najczęściej czytają Tolkiena ludzie młodzi - licealiści i studenci. To, że starsi go nie czytają wynika z tego, że mają do niego dystans i traktują tę literaturę jako literaturę drugiego gatunku. Jest to pewnego rodzaju ignorancja, wynikająca z niewiedzy. Wiele problemów i wątków przedstawionych przez Tolkiena można porównać z twórczością tzw. klasyków literatury. Wystepują tutaj podstawowe motywy takiej jak poczucie obowiązku, przyjaźń, miłość, przemijanie i przede wszystkim walka dobra ze złem. Człowiek bardzo wciąga się w to, co czyta i zastanawia się, co będzie dalej i jak cała historia się zakończy.
- Czy jest to łatwa literatura?
- Jest to literatura łatwa na poziomie „Hobbita” i „Władcy Pierścieni”. Są to książki dla każdego. Natomiast już „Silmarillion” i jego rozszerzenie wymagają już trochę większego skupienia, zapamiętywania większej liczby postaci i zdarzeń przedstawionych w okresie kilkudziesięciu tysięcy lat.
- W co powinien zaopatrzyć się prawdziwy miłośnik dzieł Tolkiena?
- Każdy prawdziwy miłośnik powienien mieć na półce trylogię, „Hobbita” oraz cykl trzynastu ksiąg opisujących historię Śródziemia. Dobrze byłoby mieć również atlas map Śródziemia, który jest pomocny w zgłębianiu stworzonego przez Tolkiena świata. A bez całej tej komercyjnej otoczki i setki gadżetów można się obejść.
- Jakie są Pana wrażenia dotyczące dwóch pierwszych części ekranizacji trylogii „Władcy Pierścieni”?
- Jeśli chodzi o „Dwie Wieże”, to w stosunku do pierwszej części - „Drużyny Pierścienia”, w filmie znalazło się dużo więcej zmian w porównaniu z tekstem. Niektóre z tych zmian są konieczne przede wszystkim ze względu na obszerność materiału i nie są one znaczące dla książki. Nie ma też technicznej możliwości żeby dokładnie przedstawić wszystkie wydarzenia w ciągu trzech godzin tak, jak były opisane w książce. Są też takie zmiany, które uważam zupełnie za niepotrzebne, np. niektóre postacie zostały przedstawione w zupełnie inny sposób niż w książce, np. Faramir - w książce jest bohaterem pozytywnym albo Gimli, który w filmie jest postacią humorystyczną, a w książce jest poważnym wojownikiem.
- Czy nie uważa Pan, że producenci „Władcy Pierścieni” i „Harry'ego Pottera” konkurują ze sobą o światową publiczność? Poszczególne części obu filmów wchodzą przecież do kin w tym samym okresie.
- Wydaje mi się, że taka konkurencja nie istnieje. Kto ma iść na Tolkiena i tak pójdzie. Natomiast „Harry Potter” jest dla młodszych odbiorców. Poza tym, nie umniejszając Harry’emu, jest to literatura sezonowa. Na Harry’ego moda trwa zaledwie od ok. trzech lat, podczas kiedy Tolkiena czyta się już od kilkudziesięciu. Poza tym „Władca Pierścieni” jest skierowany do starszych ze względu na brutalne sceny.
- Czy w ogóle ekranizacja jest satysfakcjonująca dla miłośników Tolkiena?
- Hmmm, pytanie nie jest łatwe. Trudno zadowolić każdego, kto czytał „Władcę Pierścieni”, tym bardziej że takich ludzi są miliony. Z tego, co się dowiedziałem książka ta jest drugą co do poczytności po „Biblii” książką na świecie. Poza tymi niepotrzebnymi zmianami o których mówiłem, wydaje mi się, że film został zrobiony tak dobrze jak to było możliwe. Na razie jest to najdoskonalsza ekranizacja Tolkiena. Warto przywołać tu ekranizację Ralpha Bakshi z lat 70. Był to film półfabularny, półanimowany i był skrytykowany przez wszystkich - począwszy od krytyków filmowych aż po miłośników Tolkiena. Nawet nie został dokończony.
E.Wa
- Moje zamiłowanie do dzieł Tolkiena powstało z ogólnego zainteresowania fantastyką. Dzieliłem je wraz z kolegą. Było to bardzo dawno temu - jeszcze w piątej klasie podstawówki. Zaczęło się od czytania „Fantastyki” oraz dość rzadkich jak na tamte czasy gier planszowych, np. „Magia i Miecz” i „Labirynt”. Kojarzyliśmy wówczas Tolkiena głównie z prasą. Jego nazwisko pojawiało się najczęściej w „Fantastyce”. Do jego książek dotarliśmy za pośrednictwem biblioteki, gdzie znaleźliśmy „Hobbita”. Przeczytaliśmy go dosyć szybko. Spodobał nam się i dlatego sięgnęliśmy po trylogię „Władca Pierścieni”. Od tamtego czasu ukierunkowałem się właśnie na Tolkiena, zostawiając na boku resztę fantastyki, chociaż nadal czasem czytam też tytuły innych autorów.
- W ciągu kilkunastu lat stał się Pan posiadaczem wielu wydań i gadżetów związanych z Tolkienem. Proszę powiedzieć, co zdołał Pan zgromadzić w swoich zbiorach?
- Mam w posiadaniu wszystkie książki, które ukazały się w języku polskim. Są to przeróżne wydania z lepszym i gorszym tłumaczeniem. W sumie jest tych pozycji ponad czterdzieści. Do tego dochodzą również wersje angielskie, a nawet fińskie wydanie „Władcy Pierścieni” oraz listy, atlasy i przekłady, bowiem Tolkien jest klasykiem literatury staroangielskiej, językoznawcą i literaturoznawcą. Zbieram również literaturę przedmiotu, czyli także opracowania krytyków, dotyczące dzieł i życia Tolkiena.
- Kiedy tak naprawdę rozpoczęła się fala zainteresowania polskich czytelników książkami tego autora?
- Fascynacja Tolkienem ogarnęła mnie pod koniec lat 80. Były to czasy, kiedy na rynku można było kupić zaledwie polskie wydanie „Silmarilliona”. Wtedy też Tolkien nie był w Polsce tak popularny jak teraz. Dopiero później, na początku lat 90., rynek wydawniczy zaczął się zmieniać i pojawiło się coraz więcej nowych tytułów. Regularnie je też kupowałem. Poza tym zaczęły być dostępne również wydawnictwa anglojęzyczne. Ostatnimi czasy „Władca Pierścieni” stał się popularny głównie dzięki skutecznej reklamie jego ekranizacji. Stała się ona jednym z najbardziej oczekiwanych filmów ostatnich lat. Przyczyniła się również do wejścia dużej liczby gadżetów związanych z filmem i nie tylko. Powstały albumy filmowe, plakaty, kalendarze. Nie podba mi się, że Tolkienem napędzane są także gałęzie rynku, które nie mają z nim nic wspólnego: np. karty do gry w chipsach, batoniki ze scenami z „Władcy Pierścieni” na opakowaniu. Nawet uczeń może sobie skompletować całą wyprawkę do szkoły z wizerunkami bohaterów Śródziemia.
- W takim razie proszę mi powiedzieć, w czym tkwi sukces Tolkiena? Co sprawia, że jego książki przyciagają rzesze czytelników na całym świecie?
- Jest to przede wszystkim kawałek dobrej literatury. Tolkien ma miliony zwolenników na całym świecie, a i rzadko można spotkać jego przeciwników. Cały stworzony przez niego świat jest dopracowany w każdym szczególe - trzeba głęboko grzebać w temacie, by znaleźć jakieś niekonsekwencje. Każda rasa przedstawiana przez niego ma swoje wyraźnie zaznaczone cechy, zwyczaje, kulturę, kalendarze, historię i język.
- Kto najchętniej czyta Tolkiena?
- Najczęściej czytają Tolkiena ludzie młodzi - licealiści i studenci. To, że starsi go nie czytają wynika z tego, że mają do niego dystans i traktują tę literaturę jako literaturę drugiego gatunku. Jest to pewnego rodzaju ignorancja, wynikająca z niewiedzy. Wiele problemów i wątków przedstawionych przez Tolkiena można porównać z twórczością tzw. klasyków literatury. Wystepują tutaj podstawowe motywy takiej jak poczucie obowiązku, przyjaźń, miłość, przemijanie i przede wszystkim walka dobra ze złem. Człowiek bardzo wciąga się w to, co czyta i zastanawia się, co będzie dalej i jak cała historia się zakończy.
- Czy jest to łatwa literatura?
- Jest to literatura łatwa na poziomie „Hobbita” i „Władcy Pierścieni”. Są to książki dla każdego. Natomiast już „Silmarillion” i jego rozszerzenie wymagają już trochę większego skupienia, zapamiętywania większej liczby postaci i zdarzeń przedstawionych w okresie kilkudziesięciu tysięcy lat.
- W co powinien zaopatrzyć się prawdziwy miłośnik dzieł Tolkiena?
- Każdy prawdziwy miłośnik powienien mieć na półce trylogię, „Hobbita” oraz cykl trzynastu ksiąg opisujących historię Śródziemia. Dobrze byłoby mieć również atlas map Śródziemia, który jest pomocny w zgłębianiu stworzonego przez Tolkiena świata. A bez całej tej komercyjnej otoczki i setki gadżetów można się obejść.
- Jakie są Pana wrażenia dotyczące dwóch pierwszych części ekranizacji trylogii „Władcy Pierścieni”?
- Jeśli chodzi o „Dwie Wieże”, to w stosunku do pierwszej części - „Drużyny Pierścienia”, w filmie znalazło się dużo więcej zmian w porównaniu z tekstem. Niektóre z tych zmian są konieczne przede wszystkim ze względu na obszerność materiału i nie są one znaczące dla książki. Nie ma też technicznej możliwości żeby dokładnie przedstawić wszystkie wydarzenia w ciągu trzech godzin tak, jak były opisane w książce. Są też takie zmiany, które uważam zupełnie za niepotrzebne, np. niektóre postacie zostały przedstawione w zupełnie inny sposób niż w książce, np. Faramir - w książce jest bohaterem pozytywnym albo Gimli, który w filmie jest postacią humorystyczną, a w książce jest poważnym wojownikiem.
- Czy nie uważa Pan, że producenci „Władcy Pierścieni” i „Harry'ego Pottera” konkurują ze sobą o światową publiczność? Poszczególne części obu filmów wchodzą przecież do kin w tym samym okresie.
- Wydaje mi się, że taka konkurencja nie istnieje. Kto ma iść na Tolkiena i tak pójdzie. Natomiast „Harry Potter” jest dla młodszych odbiorców. Poza tym, nie umniejszając Harry’emu, jest to literatura sezonowa. Na Harry’ego moda trwa zaledwie od ok. trzech lat, podczas kiedy Tolkiena czyta się już od kilkudziesięciu. Poza tym „Władca Pierścieni” jest skierowany do starszych ze względu na brutalne sceny.
- Czy w ogóle ekranizacja jest satysfakcjonująca dla miłośników Tolkiena?
- Hmmm, pytanie nie jest łatwe. Trudno zadowolić każdego, kto czytał „Władcę Pierścieni”, tym bardziej że takich ludzi są miliony. Z tego, co się dowiedziałem książka ta jest drugą co do poczytności po „Biblii” książką na świecie. Poza tymi niepotrzebnymi zmianami o których mówiłem, wydaje mi się, że film został zrobiony tak dobrze jak to było możliwe. Na razie jest to najdoskonalsza ekranizacja Tolkiena. Warto przywołać tu ekranizację Ralpha Bakshi z lat 70. Był to film półfabularny, półanimowany i był skrytykowany przez wszystkich - począwszy od krytyków filmowych aż po miłośników Tolkiena. Nawet nie został dokończony.
E.Wa
Najnowsze komentarze