Kto zarabia na podręcznikach?
Czy raciborscy nauczyciele są skorumpowani? Zdaniem radnego Ryszarda Frączka można mieć takie podejrzenie. Problem dotyczy handlowania w szkołach podręcznikami. Problem jest niebagatelny. Roczny obrót książkami do nauki, według wyliczeń Frączka, przekracza w samym tylko Raciborzu kwotę 1,7 mln zł. Handlują nie tylko księgarnie, ale nauczyciele, którzy mają wpływ na dobór tytułów. Od kilku lat wokół podręczników narosło wiele kontrowersji. Księgarze narzekają, że nauczyciele, kuszeni prowizjami i prezentami, zabierają im sporą część rynku, sprzedają nieraz drożej i na dodatek tytuły nie najlepszej jakości. Nie odprowadzają podatków, za to, co często trafia do ich kieszeni. Co więcej, z ich działalności dość często nic nie mają szkoły. Czy władze miasta mogą wpłynąć na lokalny rynek podręczników?
Szkoły otrzymują wiele propozycji od hurtowni i wydawnictw, które wszystko zrobią, aby przekonać nauczyciela, że ich podręcznik jest najlepszy. Aby ten cel osiągnąć organizują spotkania dla nauczycieli zakończone obiadami i przygotowywanymi prezentami lub też bezpośrednio gratyfikują nauczycieli poprzez przekazywanie gadżetów czy stosowanie specjalnych upustów przy sprzedaży. Niewątpliwie jest to zjawisko korupcjogenne - grzmiał radny R. Frączek z mównicy na sali obrad Rady Miasta.
Dalej kreślił negatywne skutki, jakie odczuwają rodzice, a przede wszystkim ich portfele. Twierdził, że muszą kupować książki droższe i częstokroć o „nierzetelnej informacji”. Zdarza się, że rok później nauczyciele ogłaszają, iż książki są nieprzydatne. Jako przykład moi rozmówcy podają błękitną matematykę czy też podręczniki do obecnej pierwszej klasy gimnazjum - dodał.
Praktyka pokazuje, że same wydawnictwa ułatwiają zadanie. Co roku, w kolejnych edycjach, zmienia się po kilka stron, co oznacza nowe wydanie. Rodzice są nieraz zmuszani do ich zakupywania. Całym podręcznikowym tortem dzielą się trzy raciborskie księgarnie, kilka księgarń funkcjonujących w okolicznych miejscowościach oraz nauczyciele, którzy sami zajmują się dystrybucją. Nietrudno odgadnąć, iż nie robią tego bezinteresownie. Zwyczajowa prowizja wynosi około 15 proc. Miesiące wakacyjne i wrzesień nazywane są „podręcznikowymi żniwami”.
Radny Frączek zażądał od władz miasta znalezienia odpowiedzi na pytanie, gdzie trafiają prowizje i rabaty z podręczników. Ile z tego handlu trafia do szkoły? Czy prawdą jest, że część prowizji trafiało do nielicznej grupy nauczycieli? - pytał. Chciał też, by ustalić, czy prawdą jest, iż w szkołach brak jest kontroli nad doborem podręczników oraz że wykazy trafiają do rodziców dopiero we wrześniu.
Prezydent, jako że jest to oficjalna interpelacja, sprawę ma obowiązek zbadać. Radny Mariusz Marchwiak z SLD nie omieszkał jednak zauważyć, iż radny Frączek może mieć w tym swój interes, twierdząc, iż ma księgarnię. Indagowany replikował, iż nie jest to prawda, bo pobiera rentę i nie prowadzi żadnego interesu (w rzeczywistości księgarnię ma siostra radnego, jest m.in. przedstawicielką Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych).
G. Wawoczny
Do szkół podstawowych (rok szkolny 2002/2003) w samym Raciborzu uczęszcza ponad 4,3 tys. dzieci. Jeden komplet podręczników to około 210 zł. Daje to razem ponad 900 tys. zł. W gimnazjach uczy się ponad 2,4 tys. uczniów. Komplet książek kosztuje około 300 zł, razem blisko 730 tys. zł. Kwoty te można pomnożyć przed dwa, bo kolejna taka rzesza uczniów jest w okolicznych gminach. W samych podstawówkach i gimnazjach powiatu raciborskiego rynek podręczników można oszacować teoretycznie na 3,2 mln zł. W rzeczywistości jest mniejszy, bo część dzieci uczy się ze starych książek. Nie można jednak zapominać o uczniach szkół ponadpodstawowych i przedszkolakach, dla których również wydaje się książki na nauki czytania i rachowania oraz językowe. Bez przesady można więc powiedzieć, iż rocznie rodzice wydają na książki kilka milionów złotych.
Dalej kreślił negatywne skutki, jakie odczuwają rodzice, a przede wszystkim ich portfele. Twierdził, że muszą kupować książki droższe i częstokroć o „nierzetelnej informacji”. Zdarza się, że rok później nauczyciele ogłaszają, iż książki są nieprzydatne. Jako przykład moi rozmówcy podają błękitną matematykę czy też podręczniki do obecnej pierwszej klasy gimnazjum - dodał.
Praktyka pokazuje, że same wydawnictwa ułatwiają zadanie. Co roku, w kolejnych edycjach, zmienia się po kilka stron, co oznacza nowe wydanie. Rodzice są nieraz zmuszani do ich zakupywania. Całym podręcznikowym tortem dzielą się trzy raciborskie księgarnie, kilka księgarń funkcjonujących w okolicznych miejscowościach oraz nauczyciele, którzy sami zajmują się dystrybucją. Nietrudno odgadnąć, iż nie robią tego bezinteresownie. Zwyczajowa prowizja wynosi około 15 proc. Miesiące wakacyjne i wrzesień nazywane są „podręcznikowymi żniwami”.
Radny Frączek zażądał od władz miasta znalezienia odpowiedzi na pytanie, gdzie trafiają prowizje i rabaty z podręczników. Ile z tego handlu trafia do szkoły? Czy prawdą jest, że część prowizji trafiało do nielicznej grupy nauczycieli? - pytał. Chciał też, by ustalić, czy prawdą jest, iż w szkołach brak jest kontroli nad doborem podręczników oraz że wykazy trafiają do rodziców dopiero we wrześniu.
Prezydent, jako że jest to oficjalna interpelacja, sprawę ma obowiązek zbadać. Radny Mariusz Marchwiak z SLD nie omieszkał jednak zauważyć, iż radny Frączek może mieć w tym swój interes, twierdząc, iż ma księgarnię. Indagowany replikował, iż nie jest to prawda, bo pobiera rentę i nie prowadzi żadnego interesu (w rzeczywistości księgarnię ma siostra radnego, jest m.in. przedstawicielką Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych).
G. Wawoczny
Do szkół podstawowych (rok szkolny 2002/2003) w samym Raciborzu uczęszcza ponad 4,3 tys. dzieci. Jeden komplet podręczników to około 210 zł. Daje to razem ponad 900 tys. zł. W gimnazjach uczy się ponad 2,4 tys. uczniów. Komplet książek kosztuje około 300 zł, razem blisko 730 tys. zł. Kwoty te można pomnożyć przed dwa, bo kolejna taka rzesza uczniów jest w okolicznych gminach. W samych podstawówkach i gimnazjach powiatu raciborskiego rynek podręczników można oszacować teoretycznie na 3,2 mln zł. W rzeczywistości jest mniejszy, bo część dzieci uczy się ze starych książek. Nie można jednak zapominać o uczniach szkół ponadpodstawowych i przedszkolakach, dla których również wydaje się książki na nauki czytania i rachowania oraz językowe. Bez przesady można więc powiedzieć, iż rocznie rodzice wydają na książki kilka milionów złotych.
Najnowsze komentarze