Żyła złota
Na kablu można zarobić nawet kilkaset złotych na dzień. Biegnie z Kuźni Raciborskiej aż do Raciborza. Już dziś jest regularnie wydzierany ziemi i po przetopieniu trafia do punktów skupu złomu. Dla bezrobotnych to recepta na ciężkie czasy. Można powiedzieć, że wiszą na kablu.
Najpierw kabel trzeba wykopać, potem obstawić las, by nie doszło do wpadki, odciąć i przenieść w bezpieczne miejsce. Tym miejscem jest mały skrawek tegoż lasu tuż przy drodze wiodącej od granicy Kuźni do szkoły i na osiedle. Tu w gęstwinie rozpala się ognisko, ściąga wierzchnią warstwę otuliny a resztę opala nad płomieniami. Produktem całego procesu jest czysta miedź, która następnie jedzie do skupu w Solarni lub Raciborzu. Zarobek jest niezły, nawet kilkaset złotych dziennie. Pozostaje jednak mnóstwo odpadów zaśmiecających las. Dziś na tym małym skrawku pełno jest wypalonych placków i hałdy otulin.
Wszyscy wiedzą, co się dzieje, ale jak przychodzi co do czego, to nikt nie chce mówić. Niektórzy wolą już nie spacerować tu wśród drzew, bo po co się narażać zbieraczom. I tak widok zaśmieconego poszycia nie jest źródłem żadnych doznań estetycznych. Wiadomo tylko, że procederem zajmuje się określona grupa miejscowych młodzieńców. Ostatnio doszła ponoć jakaś szajka spoza Kuźni Raciborskiej. Kiedy jeszcze kilka tygodni temu w lesie zalegał śnieg, widać było ślady i skąd wiodą. Latem wszystko zakryje trawa.
Latem jest gorąco
W ubiegłym roku straż pożarna odnotowała nadzwyczaj dużo pożarów w okolicy Kuźni Raciborskiej. W końcu udało się złapać dwóch miejscowych strażaków ochotników, którzy celowo podkładali ogień gdzie się da, gasząc go później na pierwszej linii. Kiedy jednak porównano daty pożarów z akcjami, w których brali udział i wstępnie wykluczono ich winę, okazało się, że zostało jeszcze trochę zdarzeń, których nijak nie dało się wyjaśnić. Dziś okazuje się, że niektóre mogli spowodować kablarze. W lesie, obok placków po ogniskach, można również natrafić na spopielone grupki drzew.
W tym roku może być podobnie. W ziemi jest jeszcze dużo kabla i wątpliwe, by ktoś nie zechciał podnieść tych pieniędzy. Pokłady miedzi w otulinie zbliżają się jednak coraz bardziej do Nędzy i tak też mogą przesuwać się pożary.
Ściółka pełna niespodzianek
Panie, a kto to wie, co tu w ziemi leży - mówi jeden ze spacerowiczów, mieszkaniec osiedla. Daleko w lesie nie dość, że w 1945 r. toczyły się ciężkie walki, to Niemcy mieli jeszcze ponoć jakiś ośrodek doświadczalny. Saperzy świetnie znają teren, w niektórych miejscach naznaczony lejami. Znaleźć tu niewybuch to żadna sztuka. Każdy piroman będzie miał coś dla siebie; od naboi do pocisków pancernych i do haubic. W tamtym roku policjanci namierzyli poloneza z przyczepą, który wyjeżdżał z lasu. Jak się okazało, faceci wieźli w niej do skupu złomu skorodowane pociski, ot tak bez żenady przez centrum Kuźni Raciborskiej. Jak by pierdykło, to byłoby co odbudowywać, w tym może i kościół - mówił nam w ubiegłym roku saper z Gliwic, który zabezpieczał przygotowaną do wywozu kolejną partię „złomu”.
Jadąc drogą do Raciborza, kilkaset metrów za Kuźnią, skręca się w prawo na teren byłej jednostki wojsk rakietowych. Rakiety przez cały PRL stały tu zamaskowane i czekały, by strącić wrogie samoloty, których wypatrywał radar w Kornowacu. Na przełomie lat 80. i 90. było już pewne, że nic nie strącą, więc je zdemontowano. Pozostał dość duży kompleks solidnych betonowych bunkrów, hangarów i magazynów, dawniej otoczony dwoma liniami drutu kolczastego.
Każdy może tu wejść. Wojsko zabrało rakiety i wyposażenie, ale nie targało żelastwa. Co dało się rzucić na wagę targali ludzie. Na pierwszy ogień poszła kotłownia. Teraz zostały tylko kable, które łączyły stanowiska wyrzutni z koszarami w samej Kuźni, gdzie dziś jest Zespół Szkół Technicznych. Trzeba jednak wiedzieć gdzie kopać, bo wojsko wszystko przecież maskowało, by wrogie siły nie zakłóciły łączności.
A złoto leży przy drodze
Najwięcej można jednak zarobić na starym kablu telefonicznym, który leży w ziemi po prawej stronie drogi Kuźnia-Nędza. Obsługiwał kiedyś Kuźnię, która była podłączona do centrali analogowej w Raciborzu. W otulinie biegnie sto par kabelków miedzianych o grubości 0,8 mm, łącznie - w przekroju kabla - kilka centymetrów miedzi. Jedna para to był jeden numer.
Po wprowadzeniu światłowodów i nowych centrali, stary, kilkunastoletni kabel stał się niepotrzebny. Dziś grupy złomiarzy regularnie wykopują go z ziemi i opalają w lesie. To ich sposób na życie. W Kuźni nie ma roboty, a za coś trzeba się utrzymać.
Jesienią mieliśmy z Telekomunikacji Polskiej SA zgłoszenie dokonania sześciu kradzieży. Wartość skradzionego kabla oszacowano na 3820 zł - powiedział nam Stanisław Melnarowicz, komendant Komisariatu w Kuźni Raciborskiej. Sprawców nie ujęto, dochodzenie umorzono. Od tego czasu zgłoszeń nie było, choć widać, że kabel nadal wyrywają, bo wzdłuż drogi pozostały świeżo kopane rowy. Policja obserwowała teren, zrobiła zasadzki, ale kablarzy nie ujęła.
#nowastrona#
Są jak ptaki w locie
Ci ludzie są świetnie zorganizowani - mówi nam Bogusław Beck, dyrektor ds. eksploatacji sieci z TP SA Obszaru Telekomunikacyjnego Bielsko-Biała. Najpierw kabel się wykopuje, potem trzeba trochę odczekać, by w końcu tak przygotowany łup wyrwać i opalić - dodaje. Cała akcja jest dobrze obstawiona. Jak jedzie radiowóz kablarze posługują się gwizdkami. Nikogo nie da się złapać za rękę.
Pracownicy TP SA zakładali nawet tzw. pętle, dzięki którym w czasie kradzieży odzywały się specjalne dzwonki. Jak dzwoniły, to natychmiast zawiadamiano policjantów, ale ci zanim dojechali na miejsce, mogli już szukać jedynie wiatru w polu.
W Bielsku-Białej sprawa Kuźni Raciborskiej jest dobrze znana. Kradzieże kabla były wielokrotnie zgłaszane policji, bo pozostawiono go po to, by miejscowy Komisariat mógł się awaryjnie łączyć z komendą w Raciborzu. Działania prewencyjne stróżów porządku nic jednak nie dały. Widać policji wystarczy normalne łącze więc nie ma sensu byśmy starali się za wszelką cenę utrzymać sprawne połączenie przez ten kabel - dodaje Bogusław Beck.
Możemy gadać
Czy TP SA nie może wykopać kabla i sama zarobić na sprzedaży miedzi? - pytamy w bielskim Obszarze. Koszty byłyby dla nas znacznie większe niż zyski - słyszymy. Gdyby jednak ktoś chciał legalnie wykopać kabel i sprzedać jako surowiec wtórny, czy może się z wami dogadać w tej sprawie? - pytamy dalej. Jeśli jakaś firma złoży nam poważną ofertę, wówczas ją rozważymy - zapewnia B. Beck.
G. Wawoczny
Wszyscy wiedzą, co się dzieje, ale jak przychodzi co do czego, to nikt nie chce mówić. Niektórzy wolą już nie spacerować tu wśród drzew, bo po co się narażać zbieraczom. I tak widok zaśmieconego poszycia nie jest źródłem żadnych doznań estetycznych. Wiadomo tylko, że procederem zajmuje się określona grupa miejscowych młodzieńców. Ostatnio doszła ponoć jakaś szajka spoza Kuźni Raciborskiej. Kiedy jeszcze kilka tygodni temu w lesie zalegał śnieg, widać było ślady i skąd wiodą. Latem wszystko zakryje trawa.
Latem jest gorąco
W ubiegłym roku straż pożarna odnotowała nadzwyczaj dużo pożarów w okolicy Kuźni Raciborskiej. W końcu udało się złapać dwóch miejscowych strażaków ochotników, którzy celowo podkładali ogień gdzie się da, gasząc go później na pierwszej linii. Kiedy jednak porównano daty pożarów z akcjami, w których brali udział i wstępnie wykluczono ich winę, okazało się, że zostało jeszcze trochę zdarzeń, których nijak nie dało się wyjaśnić. Dziś okazuje się, że niektóre mogli spowodować kablarze. W lesie, obok placków po ogniskach, można również natrafić na spopielone grupki drzew.
W tym roku może być podobnie. W ziemi jest jeszcze dużo kabla i wątpliwe, by ktoś nie zechciał podnieść tych pieniędzy. Pokłady miedzi w otulinie zbliżają się jednak coraz bardziej do Nędzy i tak też mogą przesuwać się pożary.
Ściółka pełna niespodzianek
Panie, a kto to wie, co tu w ziemi leży - mówi jeden ze spacerowiczów, mieszkaniec osiedla. Daleko w lesie nie dość, że w 1945 r. toczyły się ciężkie walki, to Niemcy mieli jeszcze ponoć jakiś ośrodek doświadczalny. Saperzy świetnie znają teren, w niektórych miejscach naznaczony lejami. Znaleźć tu niewybuch to żadna sztuka. Każdy piroman będzie miał coś dla siebie; od naboi do pocisków pancernych i do haubic. W tamtym roku policjanci namierzyli poloneza z przyczepą, który wyjeżdżał z lasu. Jak się okazało, faceci wieźli w niej do skupu złomu skorodowane pociski, ot tak bez żenady przez centrum Kuźni Raciborskiej. Jak by pierdykło, to byłoby co odbudowywać, w tym może i kościół - mówił nam w ubiegłym roku saper z Gliwic, który zabezpieczał przygotowaną do wywozu kolejną partię „złomu”.
Jadąc drogą do Raciborza, kilkaset metrów za Kuźnią, skręca się w prawo na teren byłej jednostki wojsk rakietowych. Rakiety przez cały PRL stały tu zamaskowane i czekały, by strącić wrogie samoloty, których wypatrywał radar w Kornowacu. Na przełomie lat 80. i 90. było już pewne, że nic nie strącą, więc je zdemontowano. Pozostał dość duży kompleks solidnych betonowych bunkrów, hangarów i magazynów, dawniej otoczony dwoma liniami drutu kolczastego.
Każdy może tu wejść. Wojsko zabrało rakiety i wyposażenie, ale nie targało żelastwa. Co dało się rzucić na wagę targali ludzie. Na pierwszy ogień poszła kotłownia. Teraz zostały tylko kable, które łączyły stanowiska wyrzutni z koszarami w samej Kuźni, gdzie dziś jest Zespół Szkół Technicznych. Trzeba jednak wiedzieć gdzie kopać, bo wojsko wszystko przecież maskowało, by wrogie siły nie zakłóciły łączności.
A złoto leży przy drodze
Najwięcej można jednak zarobić na starym kablu telefonicznym, który leży w ziemi po prawej stronie drogi Kuźnia-Nędza. Obsługiwał kiedyś Kuźnię, która była podłączona do centrali analogowej w Raciborzu. W otulinie biegnie sto par kabelków miedzianych o grubości 0,8 mm, łącznie - w przekroju kabla - kilka centymetrów miedzi. Jedna para to był jeden numer.
Po wprowadzeniu światłowodów i nowych centrali, stary, kilkunastoletni kabel stał się niepotrzebny. Dziś grupy złomiarzy regularnie wykopują go z ziemi i opalają w lesie. To ich sposób na życie. W Kuźni nie ma roboty, a za coś trzeba się utrzymać.
Jesienią mieliśmy z Telekomunikacji Polskiej SA zgłoszenie dokonania sześciu kradzieży. Wartość skradzionego kabla oszacowano na 3820 zł - powiedział nam Stanisław Melnarowicz, komendant Komisariatu w Kuźni Raciborskiej. Sprawców nie ujęto, dochodzenie umorzono. Od tego czasu zgłoszeń nie było, choć widać, że kabel nadal wyrywają, bo wzdłuż drogi pozostały świeżo kopane rowy. Policja obserwowała teren, zrobiła zasadzki, ale kablarzy nie ujęła.
#nowastrona#
Są jak ptaki w locie
Ci ludzie są świetnie zorganizowani - mówi nam Bogusław Beck, dyrektor ds. eksploatacji sieci z TP SA Obszaru Telekomunikacyjnego Bielsko-Biała. Najpierw kabel się wykopuje, potem trzeba trochę odczekać, by w końcu tak przygotowany łup wyrwać i opalić - dodaje. Cała akcja jest dobrze obstawiona. Jak jedzie radiowóz kablarze posługują się gwizdkami. Nikogo nie da się złapać za rękę.
Pracownicy TP SA zakładali nawet tzw. pętle, dzięki którym w czasie kradzieży odzywały się specjalne dzwonki. Jak dzwoniły, to natychmiast zawiadamiano policjantów, ale ci zanim dojechali na miejsce, mogli już szukać jedynie wiatru w polu.
W Bielsku-Białej sprawa Kuźni Raciborskiej jest dobrze znana. Kradzieże kabla były wielokrotnie zgłaszane policji, bo pozostawiono go po to, by miejscowy Komisariat mógł się awaryjnie łączyć z komendą w Raciborzu. Działania prewencyjne stróżów porządku nic jednak nie dały. Widać policji wystarczy normalne łącze więc nie ma sensu byśmy starali się za wszelką cenę utrzymać sprawne połączenie przez ten kabel - dodaje Bogusław Beck.
Możemy gadać
Czy TP SA nie może wykopać kabla i sama zarobić na sprzedaży miedzi? - pytamy w bielskim Obszarze. Koszty byłyby dla nas znacznie większe niż zyski - słyszymy. Gdyby jednak ktoś chciał legalnie wykopać kabel i sprzedać jako surowiec wtórny, czy może się z wami dogadać w tej sprawie? - pytamy dalej. Jeśli jakaś firma złoży nam poważną ofertę, wówczas ją rozważymy - zapewnia B. Beck.
G. Wawoczny
Najnowsze komentarze