Jak na Księżycu lądowali...
Bieńkowice, duża wieś w gminie Krzyżanowice granicząca z Raciborzem, ma dość duży wkład w historię powiatu. To tu, już od średniowiecza, znajdowała się tama, dzięki której wodę z Cyny kierowano do kanału Psinki zaopatrującego Racibórz. Tu swój majątek, aż do 1810 r., miały raciborskie dominikanki. Tu też odbywają się coroczne procesje konne, obok takich samych w Sudole i Pietrowicach Wielkich, znane na całym Śląsku.
Podczas pracy zawodowej zbierałem artykuły na temat Bieńkowic i okolic, ale dopiero po 1990 r., kiedy nie było już cenzury, zająłem się badaniem przeszłości wsi na poważnie. Wcześniej ludzie nie o wszystkim chcieli mówić, bo za byle co można było iść na SB - mówi Alojzy Cwik. Od końca wojny minęło jednak 45 lat, starsze pokolenia wymierały i zbieranie informacji nie było już takie łatwe. Cwik zaczął od wgłębiania się w literaturę. Przeczytał historię archiprezbiteratu raciborskiego ks. Augustyna Weltzla i dostrzegł, jak bardzo współcześni różnią się od swoich przodków. Kiedyś skrupulatnie odnotowywano wszystkie fakty. To mnie zafascynowało i jednocześnie zmobilizowało do pracy - wyznaje.
Zasłyszane przy młóceniu zbóż czy piwie informacje zaczął spisywać. Posegregował wszystkie wycinki z gazet, kserokopie książek. Zaczął docierać do najstarszych mieszkańców pytając o fakty z przeszłości. Ludzka pamięć jest zawodna. Nie zawsze wszystko da się odtworzyć. Na przykład chciałem się dowiedzieć, kiedy zbudowano jedną z dróg. Mieszkający przy niej gospodarz długo nie mógł sobie przypomnieć. W końcu oświadczył, że było to w czasie, jak Amerykanie na Księżycu lądowali - śmieje się A. Cwik. Dalej czytał, głównie niemiecką literaturę sprzed 1945 r. Nowsza, ta z czasów PRL-u, mówiła jedynie o piastowskich początkach, ruchu robotniczym i powstaniach. O tych powstaniach nikt u nas nie słyszał, bo mówiło się na nie „pucz”. Dopiero jak zapytałem o „pucz”, to ludzie zorientowali się o co chodzi.
Znacznie ciekawsze od owego puczu okazały się informacje o samych mieszkańcach, kościele, szkołach, gospodach, rolnikach, gwarze, strojach, odkryciach archeologicznych, znanych postaciach z Bieńkowic, księżach, a nawet o pierwszej linii telefonicznej. To w latach socjalizmu nikogo nie interesowało. Polska, przynajmniej z założenia, była krajem jednonarodowym i nikt nawet głośno nie myślał o heimacie, czyli jak to piyrwy bywało.
Historii Bieńkowic nie da się jednak napisać w jeden rok. Trzeba czasu potrzebnego na mozolne grzebanie w źródłach, w domowych szufladach i w ludzkiej pamięci, bo lata wojny i okres PRL-u to ogromna biała plama. Muszę konfrontować fakty, bo okazuje się, że ktoś kiedyś błędnie je podał. Na przykład w kronice kościelnej o dziesięć lat do tyłu przesunięto moment likwidacji pomnika żołnierzy poległych w latach 1914-1918. Ustaliłem, że stało się dokładnie dziesięć lat później - dodaje bieńkowicki dziejopisarz. Dużo pomogła mu spuścizna po ks. Franciszku Pawlarze, byłym krzanowickim proboszczu, który zbierał materiały do dziejów regionu, a śmierci doczekał na emeryturze w swoim domu w Bieńkowicach.
Przydało się kilka lat w niemieckiej szkole, kiedy teksty drukowano w tzw. gotyku. Alojzy Cwik nie ma też kłopotu ze zrozumieniem mowy morawskiej. Dzięki temu spisał słownik miejscowej gwary, w której jest sporo naleciałości morawskich. W Sudole, co ciekawe, było już trochę inaczej. Tam w gwarze było więcej polskiej mowy - dodaje.
Niezwykle pasjonujące są współ-czesne dzieje. W 1948 r. przez Bieńkowice wiodła trasa Wyścigu Pokoju z Pragi do Warszawy. Kolumna kolarzy i wozów jechała starą drogą obok kościoła, bo nie było jeszcze obwodnicy na Tworków. Dwadzieścia lat później, starym drewnianym mostem na Cynie, przejechała kolumna czołgów udająca się z bratnią interwencją do Czech. O dziwo most wytrzymał - śmieje się pan Alojzy. W czerwcu 1959 r. wioska uroczyście witała Todora Żiwkowa, wówczas I sekretarza Komitetu Centralnego Bułgarskiej Partii Komunistycznej. Jednocześnie powstaje spis mieszkańców Bieńkowic, którzy wyemigrowali stąd na Zachód. Okazuje się, że od 1945 r. wyjechało więcej ludzi, niż dziś tu mieszka.
Alojzy Cwik marzy o wydaniu dziejów Bieńkowic drukiem. Szuka sponsora, bo przedsięwzięcie nie jest tanie, a i ewentualnych nabywców nie jest aż tak dużo. Zapewnia jednak, że książka ukaże się również w języku niemieckim, tak by starzy bieńkowiczanie z Niemiec mogli bez problemu ją przeczytać.
G. Wawoczny
Alojzy Cwik (taka pisownia nazwiska zapisana w akcie urodzenia), rocznik 1934, rodowity bieńkowiczanin, absolwent tutejszej szkoły, w latach 1954-1957 służył w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ukończył szkołę podoficerską, przeszedł z wojska polskiego do rezerwy w stopniu kaprala, w cywilu przejął gospodarstwo rolne po ojcu, w 1960 zawarł pierwszy związek małżeński, na gospodarce został mistrzem rolnikiem, w 1976 uczestniczył w zakładaniu Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Bieńkowicach, został jej prezesem, funkcję pełnił do 1999 r., w międzyczasie ukończył Technikum Rolnicze w Nysie, po śmierci pierwszej żony w 1987 r. drugi raz się ożenił, obecnie emeryt, badacz lokalnych dziejów.
Ze spisu treści: prehistoria, nazwa wsi, zasiedlenie Bieńkowic, klasztor sióstr dominikanek, karczmy, sołtysi, historia młynów, szpital i myto, szkoły, kanał Psina, kościół, plebania, parafia, księża, katolickie życie parafialne, bieńkowicki cmentarz, sławni ludzi, siostry elżbietanki, ochotnicza straż pożarna, I wojna światowa, powstania śląskie, II wojna światowa, dyktatura hitlerowska i stalinowska, fale emigracyjne do Niemiec, sieć handlowo-usługowa, Reifeisen, a magazyn Rolnik, elektryfikacja wsi i spółka wodna, budowa dróg i kanalizacji, mostów, wodociągu i sieci gazowej, linia kolejowa, telefonizacja, wypadki i zdarzenia, najstarsi mieszkańcy, kobiety w stroju chłopskim, wykaz gospodarstw z 1930 i 1960 r., Gromada Bieńkowic 1955-1961, Urząd Stanu Cywilnego 1874-1945, kółko rolnicze, RSP, DFK.
Najnowsze komentarze