Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Biznes czeka na impuls

20.11.2002 00:00
Największy wpływ na miejscowy rynek pracy mają kurs euro czy choćby cena kilograma cukru. Siłą napędową są małe i średnie przedsiębiorstwa. Politycy, jako siła sprawcza rozwoju, niewiele mogą, choć to wobec nich wyborcy mają największe oczekiwania.

Wybory za nami. Wszyscy politycy obiecywali działania na rzecz rozwoju miasta, choć chyba nie do końca zdawali sobie sprawę, że ich rola w gospodarce jest niewielka. W rzędzie takich czynników, jak: kurs euro, kwoty limitu produkcji cukru, czy poziom rządowych nakładów na tzw. inwestycje centralne, znajdują się na szarym końcu, mając w ręku jedynie kilka narzędzi oddziaływania na lokalną gospodarkę. Najważniejsze to ulgi podatkowe, które nabierają znaczenia dopiero wówczas, gdy w kraju rosną nakłady inwestycyjne. Jeśli ich nie ma, miasta, a szczególnie te średnie z małymi rynkami konsumentów, stają się bezradne, zdane na wyczekiwanie lepszej współpracy. Nawet najlepsza promocja nic nie daje. Co więc może wytworzyć impuls do rozwoju raciborskiej gospodarki?

Cudowna moc dewaluacji
 
Na pewno na plus działa zanotowany niedawno spadek wartości złotówki. Raciborskie firmy - Rafako, ZEW, Mieszko, Rafamet i Rameta oraz szereg zakładów rzemieślniczych produkują na eksport, głównie do strefy euro. Przy drogim euro więcej zarabiają, co docelowo poprawia ich kondycję finansową, oddala widmo zwolnień oszczędnościowych, a wręcz daje szanse na nowe miejsca pracy. Przy drogim euro produkty raciborskich firm stają się na Zachodzie tańsze, można ich wyprodukować więcej i więcej też zarobić. Niski kurs euro oznacza zaś kłopoty ze zbytem i w konsekwencji rodzi konieczność dokonania zwolnień. Wie o tym na pewno Rameta, która przy kursie euro rzędu 3,6 zł miała kłopot z utrzymaniem rentowności. Produkty firmy, oferowane przez zachodnie koncerny w swoich katalogach np. IKEI, mają stałe ceny. Różnice kursowe są więc problemem raciborskiej firmy, a nie jej odbiorców, którzy bez problemu znajdą nowych dostawców.
 
Pomocny może się też okazać rządowy pakiet oddłużeniowy. Możliwość pozbycia się należności jest ważna np. dla Rafametu. Dla tej spół-ki z Kuźni Raciborskiej im mniejszy balast zadłużenia, tym większa szansa na zrealizowanie postępowania układowego z wierzycielami i przetrwanie. Ma to o tyle mocne uzasadnienie, że Rafamet w ostatnim czasie informował o pozyskaniu kilku cennych kontraktów. Jak ważne jest istnienie Rafametu dla Kuźni Raciborskiej, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.
 
W nieciekawej sytuacji jest, niestety, Rafako. Ta największa raciborska spółka giełdowa znajduje się pod kontrolą balansującego na skraju upadłości Elektrimu. Jednym z najważniejszych kontraktów jest budowa bloków energetycznych dla PAK-u, czyli Zespołu Elektrowni Pątnów - Adamów - Konin. Elektrim co prawda przekazał niedawno PAK-owi pożyczkę potrzebną na kontynuację inwestycji, ale ostateczny głos w tej sprawie będzie należeć do państwa. Zarząd PAK chce bowiem od rządu poręczenia kredytów bankowych, na co rada ministrów na razie zgodzić się nie chce. Jeśli ich nie będzie, dalsza budowa stanie pod znakiem zapytania. Nie spowoduje to rzecz jasna nagłego, dużego kryzysu w Rafako, ale będzie z pewnością odczuwalnym ciosem w pakiet zamówień. Nie wiadomo też, co będzie z samym Elektrimem (uzgodnił ostatnio warunki spłaty zobowiązań). Firma kilka tygodni temu poinformowała, że chce się pozbyć do roku kontrolnego pakietu akcji Rafako. Nic na razie nie wiadomo, kto mógłby je nabyć i czy w ogóle znajdzie się nabywca. A jeśli tak, to powstaje pytanie, co zrobi inwestor w Rafako, jaka będzie jego wizja przyszłości raciborskiej spółki.

Limit zabójczy dla Mieszka
 
Spory kłopot ma Mieszko, dynamicznie zwiększający ostatnio przychody ze sprzedaży. Firma do niedawna kontrolowana przez rodzinę Gajdzińskich pozyskała inwestora strategicznego Central European Confectionery z Holandii (Gajdzińskim pozostawiono zarządzanie spółką), przez co częściowo rozwiązała swój problem z ogromnym zadłużeniem powstałym wskutek zaciągania kredytów na rozwój. Teraz jednak musi kupować drogi polski cukier z limitu A. Do niedawna mogła nabywać surowiec po cenach światowych, o blisko złotówkę niższych od ceny kilograma cukru w sklepie. Mieszko i inne zakłady branży padły ofiarą niedawnej nowelizacji przepisów, które dawały możliwość nabywania taniego cukru, a teraz już nie. Dla zwykłego zjadacza taki szczegół nie ma być może większego znaczenia, ale dla całej branży cukierniczej tak. Drogi surowiec, to drogi produkt końcowy, kłopot ze sprzedażą, mniejsze przychody i w efekcie zwolnienia.
 
Nowelizacja miała w zamyśle ulżyć pogrążonym w długach spół-kom cukrowniczym, zwiększyć ich rynki zbytu, a w praktyce okazała się ciosem dla rozwijających się zakładów produkujących słodycze. Teraz muszą skorzystać z przepisów prawa celnego, które daje możliwość odzyskania cła za importowany cukier, jeśli wyjedzie z Polski w postaci gotowego produktu.

Wreszcie stanęło
 
Istotne znaczenie ma otoczenie. Sąsiednia aglomeracja rybnicka ma za sobą okres dynamicznego rozwoju, ale w perspektywie duże kłopoty związane z trudnościami w restrukturyzacji górnictwa. Nad powiatami wodzisławskim i rybnickim ciąży widmo grupowych zwolnień górników. Mowa o liczbie około 14 tys. osób. Duże bezrobocie u sąsiadów zamyka dla mieszkańców powiatu raciborskiego tamtejszy rynek pracy.
 
Powiat raciborski, wbrew powszechnemu mniemaniu, może się cieszyć dość ustabilizowaną sytuacją, jedną z najniższych stóp bezrobocia w województwie śląskim. Bezrobocie oscyluje wokół 5,2 tys. osób i nie rośnie, mimo że szkoły opuściła kolejna rzesza absolwentów. W październiku, pomimo zakończenia wiosenno-letniego sezonu prac, bezrobocie to nawet spadło. Pracodawcy zaczynają szukać młodych doświadczonych pracowników. Tu, paradoksalnie, natrafią na dość istotną barierę. Młodej, wykwalifikowanej i - co bardzo ważnej - doświadczonej siły roboczej nie ma. Po pierwsze młodzi nie mieli okazji by zdobyć szlify, po drugie na rynku panuje monokultura świeżo upieczonych specjalistów od zarządzania i marketingu, księgowych, prawników czy ekonomistów, po trzecie wreszcie spora część młodego pokolenia nadal woli migrować zarobkowo na Zachód, gdzie zaciąga się do prostych prac fizycznych.

Co może ratusz?
 
Powodzenie przedsiębiorców zależy od nakładów inwestycyjnych gmin i państwa. To sfera, w której władza polityczna dużo może, choć na razie zrobi niewiele ze względu na kulejący system finansowania samorządów. Relatywnie dochodów jest coraz mniej, zarówno z podatku od nieruchomości płaconego przez firmy, jak i udziału w podatku dochodowym od osób fizycznych, czyli mieszkańców. Występuje tu bezpośrednia zależność; biedniejsi obywatele, biedniejsza gmina, mniej inwestycji. Obecnie więc samorządom pozostało udzielać ulg chętnym do inwestowania czy też znajdującym się w trudnej sytuacji, w przypadku Raciborza rozwijanie Raciborskiej Strefy Aktywności Gospodarczej i działania promocyjne, ale z nastawieniem, że przyniosą efekt za kilka lat.

Ile damy od siebie?
 
Najistotniejsze jest jednak to, że najwięcej zależy od samych raciborzan, od tego, na ile okażą się przedsiębiorczy, chętni do zakładania firm i ciężkiej, kilkunastogodzinnej pracy. Z danych Śląskiego Urzędu Statystycznego wynika, że największym pracodawcą jest sektor małych i średnich firm. Tych zatrudniających do 9 osób jest w Raciborzu blisko 4,4 tys., a mających od 10 do 49 ludzi 264. Minęły czasy dużej industrializacji. Tylko dwanaście podmiotów w Raciborzu zatrudnia ponad 250 osób, a jest wśród nich np. szpital, Spółdzielnia Mieszkaniowa „Nowoczesna” czy Śląski Oddział Straży Granicznej. Wśród pracodawców zatrudniających od 50 do 249 osób są szkoły, Urząd Miasta i wiele innych instytucji publicznych.

Grzegorz Wawoczny

  • Numer: 47 (554)
  • Data wydania: 20.11.02