Wtorek, 30 kwietnia 2024

imieniny: Katarzyny, Mariana, Lilii

RSS

Kraj północy

13.11.2002 00:00
Islandczycy to prawdziwi Europejczycy - mimo wyspiarskiego pochodzenia i związanej z tym izolacji. Ale są świetnie wykształceni, ciekawi świata i cierpliwi. A ich ojczyzna to geograficzny cud. Kraina wulkanów, legend, poetów.

W poprzednim roku szkolnym grupa uczniów kuźniańskiego Zespołu Szkół Ogólnokształcących brała udział w programie europejskim Socrates - Comenius. I spisała się tak dobrze, że zakwalifikowała się do wyjazdu. W tym roku celem dla uczestników tego programu, uczniów innych europejskich szkół, była Islandia. Agnieszka Ochalska i trójka podopiecznych szkoły - Wirginia Buława, Bartek Urbanowicz i Martin Panek - mieli znaleźć się na wyspie. Na najdalej położonym na zachód skrawku Europy.
 
Islandzka wycieczka trwała niespełna tydzień. Najpierw podróż do Warszawy - na lotnisko Okęcie. Potem wylot rejsowym „wikingiem” z przesiadką w Kopenhadze, prosto do Reykjaviku. Samolot leciał ponad 5 godzin, bez większych kłopotów lądując na miejscowym lotnisku. Odebrali nas przyszli gospodarze z tutejszej szkoły. O jakichkolwiek kłopotach z porozumiewaniem się nie było mowy, bo znaliśmy angielski. A Islandczycy, jak się okazuje, znają dobrze po kilka języków - wyjawiła A. Ochalska, nauczycielka j. angielskiego z kuźniańskiego ZSO. Trochę kłopotów sprawiła zmiana czasu miejscowego, ale z aklimatyzacją nie było większych problemów. Każdy otrzymał opiekuna i u jego rodziny został zakwaterowany.
 
Cała czwórka już następnego dnia poznała Aesturbaejarskoli - reykjavickią podstawówkę i gimnazjum. Po zwiedzeniu i przedstawieniu teatralnym, jakie wystawili gospodarze, drugiego dnia pobytu zrobili wypad na miasto. Reykjavik to wbrew pozorom dość senne, ale kolorowe miasto. Świetnie utrzymane, z komunikacją i solidnie zbudowanymi domami - objaśniła Agnieszka Ochalska. Najlepsze były oczywiście krajobrazy, choć na tej części wyspy cywilizacja wycisnęła swe piętno. W głębi kraju drogi już nie są tak liczne, a zaludnienie gwałtownie spada. Kilka dni później mieliśmy wycieczkę do mniejszych miasteczek. Gulfoss, Thingvellir, Nesjavellir i Geysir raczej nie różniły się od siebie. Ludzie żyją tam z rybołówstwa i turystów. To spokojni, flegmatyczni obywatele. Geysir słynie, jakżeby inaczej, z gejzerów - wulkanicznych fontann rozgrzanej wody i pary, co jakiś czas kipiących z głębi magmowej ziemi. Wszędzie czuć wyziewy wulkaniczne, widać zastygłe niedawno skały, tufy i popioły. Islandia to tak naprawdę jeden wielki, wciąż czynny wulkan. A kraterów jest tu bez liku. Niektóre dymią bez przerwy - inne budzą się co jakiś czas. Na wyspie do dziś trwa pamięć o tragiczny rok 1783, gdy ze szczeliny wulkanu Laki wylała się lawa, a wyziewy siarki zatruły roślinność wyspy. Padło wtedy z braku paszy bydło i z głodu zmarło kilka tysięcy ludzi. My zwiedzaliśmy jeden ze stożków. Sneafellsness jest wygasły, ma za to wspaniały lodowiec na zboczach. Dostać się tam można tylko skuterami śnieżnymi. Trwa to ponad dwie godziny - opowiada Ochalska. Jest tam dosyć zimno i solidnie dmucha wiatr - z góry widoki jednak są nieziemskie. I ponoć dlatego widywano tam UFO - jak głosi miejscowa plotka.
 
Sama szkoła, centrum wypadowe całej czwórki, okazała się doskonale przygotowana na przyjazd gości. Islandczycy kładą duży nacisk na edukację, aby ich absolwenci umieli kilka języków i znali współczesny świat. Są bardzo otwarci - wyjaśniła A. Ochalska. Historia wyspy nie dostarczała tubylcom zbyt wielu nieszczęść w polityce - zbyt wiele zmartwień przysparzała walka z surowym, zimnym i szarym od pyłów wulkanicznych otoczeniem. Islandczycy do dziś są wielbicielami legend i mitów - począwszy od sag wikingów, a kończąc na opowieściach o trollach. Wiele spotkań w szkole i zajęć w klasach prowadzono na użytek międzynarodowych gości w różnych językach. Islandzki wprawdzie jest wyjątkowo bogaty w zwroty i wyrażenia, ale głównie posługiwano się angielskim. Przez te kilka dni byliśmy także w aquaparku, starym mieście, w domach innych gospodarzy. W szkole trwały lekcje i warsztaty w grupach roboczych.  Lekcje są inaczej prowadzone - więcej praktyki, mniej teorii. Ale właśnie temu sprzyjają takie wyjazdy - powiedziała nauczycielka z kuźniańskiej szkoły. Naprawdę było to duże doświadczenie. Warto się trochę wysilić w szkole i realizować jakiś temat, a potem uzyskać informacje o edukacyjnych programach europejskich i wysłać swój projekt.

(sem)

  • Numer: 46 (553)
  • Data wydania: 13.11.02