Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Ja swoje obrazy robię

23.10.2002 00:00
Namalował około trzysta obrazów, ma na koncie około dwadzieścia wystaw indywidualnych, pracuje twórczo trzydzieści pięć lat. Marian Zawisła obchodził swój artystyczny jubileusz.

Zawisła, rocznik 1942, jest znany wielu raciborzanom. To dość nietypowy malarz, nietypowy, bo swoje obrazy robi, po prostu robi, choć posługuje się też pędzlem. Specyfiki jego dzieł, swoistych kolaży, nietrudno zapomnieć. Trochę mechaniczne, oszczędne w barwach, ale kontrastowe, raczej w ciemnej tonacji, ale jasno podzielone na dwie płaszczyzny; jedną z tematem, drugą z tłem zawsze upiększonym „Zawisłowym słoneczkiem” - kawałkiem złotka lub sreberka, która artysta stara się „rehabilitować”. Pamiętam z dzieciństwa jarmarki i odpusty, na którym tych złotek i sreberek było pełno, oklejone nimi zabawki miały żywotność policzoną na ten jeden dzień, sprawiały wrażenie niepotrzebnych - mówi. Zaczął więc błyskotkom tym dawać nowe życie, życie na swoich obrazach. To tworzywo stało się moim podpisem - przyznaje po 35 latach pracy twórczej.
 
Pochodzi z Rozwadowa, obecnie Stalowej Woli. Pracować twórczo zaczął w podstawówce. Pierwszym dziełem była namalowana
na szkolnej tabliczce łupkowej biblijna scena ucieczki z Egiptu. Centralnym punktem, który Zawiśle do dziś utkwił w pamięci, był osioł. Cały czas starałem się uczyć sztuki - wyznaje. Swoje prace przygotowane na różne szkolne konkursy nazywa „przemyślanymi”. Te pierwsze szkolne sukcesy zachęciły go do profesjonalnej pracy nad swoim warsztatem.
 
Najpierw było Liceum Plastyczne w Jarosławiu, potem malarstwo i grafika w katowickim wydziale zamiejscowym krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wykształcony Zawisła, jako plastyk, podjął pracę w RSW Prasa, gdzie zajmował się projektowaniem linii Petzolda, na której przygotowywano do druku gazety. Gdyby nie przeprowadzka do Raciborza byłbym dziś poligrafem, bo ta dziedzina niezwykle mnie pasjonowała - oświadcza.
 
Stało się inaczej. Dyrektorem raciborskiego Muzeum był Cezariusz Kotowicz, przyjaciel Zawisły, w roku 1970 świeżo upieczonego żonkosia. Padła propozycja przeniesienia się do Raciborza, gdzie czekało służbowe mieszkanie i pierwsze zadanie - opracowanie galerii współczesnej sztuki śląskiej. To miasto bardzo mi się spodobało, więc zostałem - mówi po 32 latach pobytu w nadodrzańskim grodzie. Dziś jest kustoszem w Dziale Sztuki i Rzemiosła. Jest opiekunem zbiorów, w największym skrócie robota polega na przygotowywaniu wystaw, odpowiednim magazynowaniu i dbałości o dobry stan dzieł.
 
Praca twórcza to hobby, na które trzeba wygospodarować czas, często, niestety, tylko godzinę - mówi jubilat. Na koncie ma około trzysta obrazów i trzydzieści wystaw, głównie w kraju, ale i za granicą. Kiedyś sobie obiecał, że cały swój dorobek dokładnie opisze. Nic z tego nie wyszło. Stąd trudno mu dokładnie podsumować to, co zrobił. Jego dzieła znajdują się w zbiorach muzealnych, prywatnych i własnych. Namalowany kilkadziesiąt lat temu pejzaż nadrzeczny w Paczkowie pozwolił zarobić 9 tys. zł. Wówczas za połowę tej kwoty kupił szwajcarski zegarek. Dobrze sprzedał się też obraz przedstawiający cerkiew turzańską. Przypadł do gustu anonimowemu kolekcjonerowi z Krosna.
 
Na wystawie w raciborskim Muzeum, w budynku przy ul. Gimnazjalnej, można obejrzeć kilkadziesiąt dzieł artysty. Jej uroczyste otwarcie odbyło się 11 października.

(waw)

  • Numer: 43 (550)
  • Data wydania: 23.10.02