Nauczyłem się zaradności
Po dziesięcioletnim pobycie w Niemczech Roman Pośpiech wrócił do Polski. Zechciał podzielić się z nami doświadczeniami nabytymi podczas spędzonego tam czasu. Za kilkanaście miesięcy prawdopodobnie będziemy członkami Unii Europejskiej. Warto zatem wiedzieć więcej o sąsiadach zza zachodniej granicy.
Decyzja o wyjeździe
Przed rokiem 1991 trwała duża fala emigracyjna. Jego rówieśnicy wyjeżdżali sami lub z rodzicami. Wydawało się, że na Zachodzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki. W 1991 r. ukończył Technikum Mechaniczne, po czym podjął pracę w ZEW-ie. Pensja wynosiła tyle co zasiłek dla bezrobotnych. Wytrzymał przez trzy miesiące, po czym postanowił, że wyjeździe do Niemiec. Było to ryzyko - stwierdza patrząc na ten pomysł z dystansem. Nie widziałem tu perspektyw, więc postanowiłem wyjechać na stałe. Miałem pochodzenie niemieckie. Granice Polski opuścił w październiku 1991 roku. Zamieszkał u wujka, który przygarnął go, kiedy dowiedział się, że jest w Niemczech. Wyjeżdżając nie znał ani słowa po niemiecku. Przeszedł intensywny kurs językowy finansowany przez Urząd Pracy. Jak się okazało, bardzo pomogło mu to, że wuj nie znał natomiast ani słowa po polsku. W domu musiał więc rozmawiać wyłącznie po niemiecku. Niestety, nie uznano mu szkoły, którą ukończył w Raciborzu - jedynym zaakceptowanym świadectwem było potwierdzające umiejętności ślusarza. Podjął więc pracę w tym zawodzie.
Chwile zwątpienia i powodzenia
Były momenty, że chciał wrócić. Wszak nie miał żadnej praktyki zawodowej, a w małej firmie, w której pracował każdy patrzył na ręce. Stosowane były inne technologie. Był kimś z zewnątrz - i jak na to nie patrzeć - obcokrajowcem. Dostał na miejscu mieszkanie, żeby nie dojeżdżać codziennie 50 km. Pieniądze też nie były rewelacyjne. To był okres wielkiego bezrobocia w Niemczech. Doświadczył jednak ogromnej wyrozumiałości ze strony pracodawcy i współpracowników. Zwolnił się po roku, gdyż dowiedział się że osoby, które legalnie wyemigrowały z kraju mają możliwość po przyspieszonym kursie zdać maturę w języku niemieckim. Przeszedł pozytywnie przez egzamin dopuszczający do kursu. Po południu pracował w firmie spedycyjnej. Otrzymał ponadto stypendium. Po zdaniu matury dostał propozycję rozpoczęcia pracy na cały etat w firmie spedycyjnej. Wybrał inną ofertę - zatrudnił się w fabryce papieru należącej do dużego koncernu. Przepracował tam 2,5 roku. Kiedy pojawiła się szansa otwarcia własnego interesu - zdecydował się ją wykorzystać. Przekonał się wówczas na kogo można liczyć i kto, spośród deklarujących przyjaźń, jest gotowy mu pomóc. Otworzył własną firmę przewozową na lotnisku we Frankfurcie. Dosyć szybko przekonał się na własnej skórze, że im człowiek więcej z siebie da, tym więcej ma. Tydzień pracy był siedmiodniowy. Trzeba było uważać, żeby utrzymać się na rynku. Doszedł do wniosku, że czas to pieniądz. Wśród pozytywnych stron tej pracy była i taka, że rozwożąc towary zwiedził całą Europę za wyjątkiem Rosji. W 1997 r. poznał swoją przyszłą żonę, Polkę z Wałbrzycha. Kiedy w 1998 r. skończyła czwarty rok studiów w Polsce, zamieszkała z nim w Niemczech. W listopadzie 98 r. urodziła im się córeczka. Ze względu na charakter pracy, w połowie 99 r. zrezygnował z własnej firmy i przeszedł do jednej z tych, które dawały mu zlecenia.
Powrót do Polski
W tym czasie z Polski przyszła wiadomość, że po powodzi w lipcu 97 r. sąsiedzi rodziców chcą sprzedać dom. Zaproponowali im jego zakup. Roman podjął decyzję - kupi go i wyremontuje. Miała to być lokata pieniędzy, decydujący był też fakt, że działki - sąsiadów i rodziców - przylegają do siebie.
Myśl powrotu do Polski zrodziła się też w związku z obietnicą, którą złożył żonie, że wrócą aby mogła skończyć studia. Okazało się ponadto, że firmę, w której pracował przenoszą ze względów ekonomicznych do Pragi. Rodzice i teściowie koniecznie chcieli, by zostali w Niemczech. Jednak ich postanowienie było nieodwołalne. Nie narzekam. Obojętnie gdzie bym się nie znalazł - dam sobie radę. W Niemczech nauczyłem się też tego, by być samodzielnym, zaradnym, niezależnym finansowo od rodziców - stwierdza. W styczniu 2000 r. podjął pracę w Urzędzie Miasta w Raciborzu jako referent ds. czystości i porządku na terenie Raciborza. Wziął udział we wprowadzeniu segregacji plastiku w domkach jednorodzinnych. UM wykorzystał jego znajomość języka niemieckiego, dzięki temu też w kwietniu pojawiła się szansa na lepiej płatną pracę w holenderskim biurze „In Person”, zajmującym się pośrednictwem pracy. Rozpoczął ją 1 czerwca 2001 r. Decyzja ta była podyktowana wyłącznie względami finansowymi. Ponadto prowadzi w domu firmę ślusarską - wykorzystuje nabyte w Niemczech umiejętności.
Ewa Halewska
Najnowsze komentarze