Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Wybrano maniaków i warchołów, a nie wartościowe charaktery

31.07.2002 00:00
Londyńskie pamiętniki Arki Bożka (34)

W Paryżu jedyn z byłych dygnitarzy z łaski Grażyńskiego powiada mi do oczu: „Zaś ja myślałem Bożku, że wyście Korfantowiec, a tu jesteście ludowiec”. Gdy się jemu roześmiałem w oczy i powiedziałem, że się myli, bo ani jednym, ani drugim nie byłem i nie jestym, a wątpię że podczas wojny kimś z nich będę, to nie chciał wierzyć. Nie mogło mu włazić do głowy, że gdoś co jest tylko Polakiem, może jeszcze gdzieś coś robić i być przyciągnięty. Takie to niestety były w Polsce „umentalnione” morale. Szkoda że w Polsce nie możemy się bez tego odbyć. Indywidua myślące za bardzo polskiemi katygoriami, że trudno je wkuć w jakieś szablony partyjne lub stronnictwa, nie są mile widziane w naszym życiu społecznym. Prawda że dotychczas zrobiono z „próbami” smutne doświadczenia. Ale to „próby” były winne, nie zasady, bo wybrano maniaków, warchołów, a nie wartościowe charaktery. Patrzono na „blichtr” a nie na serce, charakter i się zawiedziono.

Co gdo myśli o Korfantym
 
Będąc jeszcze w Berlinie, gdy sobie w duchu robiłem plany na przyszłość w Polsce, to za jedno z najpierwszych i najważniejszych uważałem walkę o wyzwolenie Korfantego z więzienia i zrehabilitowanie go na całego. Tak że przyjeżdżając na Śląsk powziąłem następujące kroki; w rozmowach próbowałem wyczuć, co gdo myśli o Korfantym i jego obecnym położeniu. Dziwiłem się temu, że ludziska szalenie okazywali sympatię na jego korzyść i współczuli z losym Korfantego. Często się nie zgadzali z jego polityką, a jeszcze częściej mieli uwagi do jego osobistych postępowań w przyszłości, ale w jednym byli sobie zgodni, że to świństwo trzymać Korfantego w więzieniu. Zbierałem tych „nieoficjalnych” sympatyków współczujących z Wojtkiem, aby rozpocząć akcję na dużą skalę, nowymi siłami i metodami. Moje przekonanie jest takie, że jego „oficjalni” zwolennicy nieświadomie jemu bardziej zaszkodzili, aniżeli pomogli.
 
Tym co mi najbardzi pomagał i mnie dopingował był adwokat Ignacy Grabski z Katowic i kilku innych, jak Jan Wyglenda, dr Kudlicki, Antos z Rybnika i sporo innych osób blisko Grażyńskiego stojących, z którymi się spotykałem w Katowicach. Z Grabskim i Wyglendą, żeśmy nawet parę razy plany układali. U Grażyńskiego jedyn raz, a to tyn pierwszy, gadaliśmy o Korfantym. Dla sprawiedliwości muszę stwierdzić, że Grażyński się nawet zastanawiał, gdy ja mu wskazałem na jego zgubną sytuację, która coraz się pogarsza dla niego; pod wiela Korfanty siedzi, jest silniejszy i niebezpieczniejszy, jak w swobodzie na wolności. Miałem nawet wrażenie, że to uznał, choć bardzo nierad słuchał o tym.

Przez łaskę prezydenta
 
Pojechałem do Warszawy razym z Ignacym Grabskim, który miał tam coś do załatwienia. W Warszawie próbowałem za pomocą kilku posłów, jak dr Rostka z Katowic  Pietrzaka z Chorzowa dostać się do ministra Grabowskiego. Z góry mi to odmawiano. Pomimo to poszedłem do Ministerstwa Sprawiedliwości. Tam gadałem w tej sprawie z jakimś dyrektorym w zastępstwie ministra Grabowskiego. Tyn pan mając tam jakieś akta, tak dziwnie na mnie patrzył i po może jakiś pół godzinie oświadczyć mi, że ta sprawa nie może być inaczej załatwiona, jak albo w trybie normalnym, albo przez łaskę p. prezydenta; w powodzenie moje misji ów pan pokładał niedużo nadziei. Miałem wrażenie, że już wtedy pod koniec czerwca 1939 r. wszyscy byli jak bez głowy, a jeżeli je jeszcze mieli na karku, to z mózgiem u nich nie bardzo było w porządku.
 
O chorobie p. Korfantego dochodziły coraz to smutniejsze wieści, tak że lada dzień się można było spodziewać tego najgorszego, co też nastąpiło w sierpniu.

Co to znaczy bieda i niedostatek
 
Śmierć p. Korfantego różnie komentowano, zależało od tego w jakim środowisku i przez jakich ludzi. Ja zabrałem proste i jasne stanowisko i nie kryłem się z nim, idąc oddać mu hołd i uznanie przez odwiedziny go w trumnie i zapisując się do książki. Szedłem też, bez jakiegoś najmniejszego zastanowienia się, za trumną razym z Ignacym Grabskim, którego uznawali jako przyjaciela Grażyńskiego.
 
Co do jego śmierci to nie tak trudno znaleźć powód człowiekowi przy 67 latach, który był całe życie człowiekiem czynu; niemało walki i wstrząsów psychicznych. Nie tylko charakteru politycznego, ale i prywatnego. Przecież on, który wiedział z lat dziecinnych, co to znaczy bieda i niedostatek, obracając się w świecie widział jaką siłę i moc ma grosz, majątek i znaczenie, za to tyn biedak a pragnył tego grosza z obawy przed tą ponowną biedą; może bardzi, aniżeli to mogła zrozumieć ludzka zazdrość. Miał też pecha, no i nie bardzo się znał na „interesach”, tak że bardzo często różni spryciarze go w porządku nabrały, a on przy tymu pozostał tym głupim. Sprawa Pardygoła i towarzyszy to najlepszy dowód, jak już przed 1914 r. Korfantego nabrali galicyjscy hrabiowie.

Ojciec gromadki dzieci
 
Jestym przekonany o tym co stwierdzam, że jedynie jego obawa przed ponowną biedą (co u polityka jest bardzo prędko możliwe, gdy tynże skazany na łaskę nierozsądnego ludu, która jest bardzo kapryśna i ulegliwa dymagogom), jako ojca gromadki dzieci, skłaniała go do szukania jakiegoś zarobku, który by mu umożliwioł nie tylko usunąć obawę o przyszłość rodziny w razie gwałtowne śmierci z czym musiał się liczyć, ale też aby się stać zupełnie niezależnym pod względym materialnym, aby rzeczywiście móc swobodniej służyć sprawie polskiej. Podłości ani jakiś niskich motywów, o które go posądzali wrogowie, nie było u niego. Tu jemu wyrządzono wielką krzywdę i niesprawiedliwość.
 
To samo się powtarzało, czy to przed 1921 r., czy też po. Różnica była ta, że przed 1914 r. wykorzystali go jego galicyjscy hrabiowie, a po 1922 r. to już galicyjski Żyd później ochrzczony p. Falter, którego rzekomo ojcym chrzestnym był p. Korfanty i Wolny. Falter nagrabioł, Korfantymu dał oszkrabiny. Niestety, to jakoś los jednakowo prześladuje nas wszystkich Ślązaków.
 
Tak samo z innymi jego sprawami: przedsiębiorstw, do których przyciągnięto p. Korfantego, jak „Rzeczypospolita” w Warszawie i inne.

Uradzili miliony za głowę
 
Do tego jego ciągłe zdenerwowanie w czasie plebiscytu, gdy wówczas Niemcy uradzili miliony za głowę Korfantego w razie sprzątnięcia go. Toteż takie napięcie niemało żarło nerwy. A potym ta walka z Piłsudskim, który nienawidzioł Korfantego jedynie dlatego, że Korfanty to wróg I dla Niemiec, kiedy Piłsudski uwielbiał Niemcy i czuł do nich bardzo żywe sympatie.
 
Na tyn tymat pokrótce mi pewne wyjaśnienie dał poseł Liebermann w rozmowie na statku „Chorzów” w czerwcu 1940 r. w ucieczce trwający pięć dni z Francji z Bordeaux do Falmouth w Anglii: „Marszałek Piłsudski wściekle nienawidzioł Rosji, lekceważył sobie Austrię, po prostu drwił z niej. Zaś Niemców wprost ubóstwiał. Tyn „szlif” pruskiego oficera bardzo imponował onymu, który sam niewiele dawał na „szlif”. Dużo razyśmy się w życiu sprzeczali z Pił-sudskim”, powiadał śp. Liebermann. Na tyn tymat będę obszerniej pisał w swoim czasie.

Brześć i emigracja
 
Korfantego bardzo zjadały te lata po 1926 r., a przede wszystkim Brześć i emigracja. Resztę jemu naturalnie dodał fakt, że on widział, co się na Polskę szykuje i jej grozi, znał Niemców jak żadyn w Polsce. W więzieniu musiał się nieczynnie przyglądać nadchodzący na niebie katastrofie. Nie, tego by nie wytrzymały o wiele młodsze lata. Ja uważam W. Korfantego jako pierwszego bohatera tej wojny, bo ona przedwcześnie pojadła jego życiy. Jak nik z nas on ją musiał naprzód widzieć jak nadchodzi. Znał Niemcy, ale i Polskę tak dobrze, jak nikt z nas. Może na wolności nie byłby tak boleśnie i samotnie odczuwał tej nadchodzące katastrofy, jak ją przeżywał za kratami.
 
Gdo z polityków w czasach krytycznych jeszcze nie siedział za kratami w więzieniu, nie może sobie wyobrazić, co wtedy człowiek przeżywa za męki psychiczne. to naturalne, że każdy człowiek bez wolności i wolnych ruchów jest nastawiony pesymistyczniej od człowieka wolnego w posiadaniu swych sił i możności obrony. Korfanty po prostu zgorał za więziennymi kratami; to jest moje przekonanie, jak też w tym mam jasny pogląd i o tym jestem przekonany, że ci którzy go tam trzymali są winni jego przedwczesny śmierci. Nie moja sprawa dziś sądzić, czy słusznie, czy niesłusznie, to raz się będzie musiało wyjaśnić. Dlatego lud śląski ma prawo żądać sprawiedliwości dla swego patrona i swego największego syna. Obojętnie, czy to będzie Grażyński, czy Mościcki, gdo winien będzie musioł odpokutować.

Opracowanie R.K.

  • Numer: 31 (539)
  • Data wydania: 31.07.02