Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Gromniczką mi świecili

17.07.2002 00:00
Londyńskie pamiętniki Arki Bożka (32)

Do śmierci nie zapomnę te tragedie, które się tam na Śląsku działy w rodzinach, że synowie powstańców, starych polskich bojowników, wytykali ojcom: Uż to mocie te wasze Polskie, tym samym górnikiem jesteście cożcie za Niemca byli, my wasze dzieci roboty nie mamy, z maturami nie mogiemy się dostać nawet na szleprów. Na „Bożych Darach”, kiedy tam byłem parę dni przed wojną, przewodniczący Rady załogowe ze łzami w oczach mi opowiada:

Grentzschutz mnie tłukł
 
Jo jest już 63 lata stary, 46 lat tu na kopalni pracujam, jestem Polakiem od ojca i to czynnym i aktywnym. Już przed 1914 żech za Polską robiłem, dwa razy w więzienium siedzioł. Po wojnie, w 1919 r. Grentzschutz mnie tak stłukł, że gromniczką mi świecili, bo myśleli że się nie wylizam, było to w I powstaniu śląskiem. W 1920 r. w II powstaniu Niemcy mnie zawarły. Siedziołech 6 tygodni aż mnie wypuścili koalicjanty. Siedzieli ze mną w więzieniu w Bytomiu dwa synowie Karlik i Max. W III powstaniu mnie taki jedyn pieron sztajger z kopalni tak postrzelił, że kule z browninga musieli wyoperować spod żeber. Moi oba chłopcy byli na powstaniu. Max był raniony pod Kędzierzynem. A gdy Polska była toch z radości płakał, jak małe dziecko, coch tak szczęśliwych był.
 
Mówi mi to tyn biedok i ponownie płacze, ocierając łzy z oczu powiada: Wybaczcie Bożku, że się tak rozczulam, ale wtedych z radościm płakał i do dziś jakoś nie mogem przestać, tylko dziś już nie z radości, ale płaczam z bólu o tam Polskę. Wstydzam się spotkać ludzi, bo mi wytykajom: zachciało ci się Polskie, mosz jom pieronie. Powstańce, bezrobotni, których ja werbowoł i wychowoł na Polaków, dziś mnie wytkajom i mnie przeklinajom. Syn mój młodszy Karlik inwalida, połamało mu na dole nogi, nie może łazić. Renta - Boże się zlituj, za mało do życia, a do umarcia za dużo. Synek jego był w wojsku w Dubinie, po dwu latach przyszeł do domu jako kapral. Cały rok łazikował bez roboty, bo przez ściągnięcie go do wojska, stracioł robotam za maszynkorza na grubie. 

Kapral na kopalni
 
A tu rozpłakał się tak rzewnie, że nie mógł dalej gadać - przestał. Jego szwagier w portierni dokończył mi tragedię tego bohatera o Polskę. Dwa synowie Maxa, którzy już od dwóch lat pracowali w Niemczech na kopalni koło Bytomia i byli zażartymi hitlerowcami, namówili kuzyna - kaprala Wojska Polskiego też do wyjazdu do Niemiec, gdzie go przyjęto na kopalnię i stąd go odkomenderowano do obozu w Lambsdorfie (Łambinowicach) na Śląsku Opolskim, gdzie Niemcy ćwiczyli dywersantów. Bolało to synów i wnuków powstańców, których ojcowie i dziadki krew przelewali za Polskę i przechodzili więzienia; w Wojsku Polskim dosłużyli się kaprala, a nie miała Polska dla nich ani pracy, ani chleba. Dziadkowi serce pękało na myśl, że jego wnukowie, którzy nawet nie znali mowy niemieckiej, musieli u Niemca szukać chleba i tam się stali zdrajcami.
 
W Nieboczowych na granicy po polskiej stronie, 6 km od miasta Raciborza, który już po niemieckiej stronie (8 km od moich Markowic), miałem ciotkę, siostrę mojego ojca. Było tam u ciotki dużo dzieci, zdaje mi się jakich 8. Wszyscy kuzynowie i kuzynki dobrze się pożynili, tak że wedle naszych pojęć byli zamożni, nie mniej od nas w Markowicach. W samych Nieboczowych pozostał jedyn kuzen i 4 kuzenki. Każde z nich też miało po kilku dzieciach. Jak to u nas bywało jedyn lub dwa pozostaną na gospodarce, a drudzy idą na studia do miasta lub do nauki na rzemieślnika albo też na robotnika na kolei lub do fabryk.

Trza było w świat
 
Te rodziny po niemieckiej stronie tak się też urządziły, te po polskiej stronie, tego nie mogły. Do Raciborza do gimnazjum ani do roboty lub nauki nie szło posłać, bo przeszkadzała granica; do tego wszyscy byli morowi Polacy, ojcami powstańcy. Do Rybnika było daleko, do 23 km. Gospodarka rolna w Polsce długo nie przynosiła tego co w Niemczech, tak że zaledwie rodzina się wyżywiła. Pod wiela małe dziecka, no to jeszcze jako tako, ale rozpoczyło to róść jak na drożdżach i trza było w świat - a gdzie?
 
Ja potrzebowałem służące i to prosiły się kuzenki, abym córki ich zatrudnioł jako służące, a chłopaków jak dęby na parobków, a trza sobie wyobrazić, co to u nas znaczy „siedlacza cera” na służącą. Fatalnie to oddziaływało na stosunki na polskim Śląsku. Ileż musiałem się skarz, narzekań, biadań, złorzeczeń i przekleństw nasłuchać od własnych krewnych i to całymi latami. Niemcy to świetnie wykorzystywali dla swych celów. Setki robotników przybierali do fabryk i kopalń, co miesiąc to więcy, a Polaków ze Śląska Opolskiego, obywateli niemieckich, wydalono z pracy i wysiedlano do Saksonii lub Westfalii.

Robotnicy na bruku
 
Wpadł mi do głowy tak niechcący jeszcze jedyn drastyczny wypadek z inne dziedziny. Jak wiadomo granica polska sięgała aż po Racibórz. Jedna z raciborskich fabryk „Ceres”, wyrabiająca przetwory kościane, zatrudniała w normalnych czasach do 500 robotników, przeważnie z Brzezia na Odrą, które przypadło Polsce razym z fabryką „Ceres”. Parę lat to tam jeszcze ta fabryka w Polsce szła jako tako. Ale pomału słabi, aż ją po prostu zostawiono, no i robotników wyrzucano na bruk.
 
Powód tyn, ze powstała nowa fabryka w „mało co Polsce” albo w Galicji i tam nowa spółka dlatego zakupiła akcje „Ceresu”, żeby skasować konkurenta. W Galicji robotnik tańszy i lepszy dowóz, i położenie centralne - za to rentowniej się kalkuluje, jeżeli się wszystko ma na jednym miejscu. Profit w Polsce był lepszy. Twierdzono że posiedziciele akcji te fabryki to diabli wiedzą, co to za figury kapitału międzynarodowego. A tymu idzie tylko o inters, o nic innego. Tak było w Polsce, a jak było w Raciborzu, tylko przez granicę 3 1/2 km dalej, z sąsiednią fabryką Plania Werke?

Niby „na prędko”
 
Simens + Plania Werke należy do koncernu Simens + Rutgerswerken, który posiada w Niemczech 3 podobne fabryki, gdzie się wyrabia elektrody. Plania Werke to twór prawdziwie dopiero z 1916-17, tak niby „na prędko” postawiony nawet dość niedobrze. Po wojnie od 1919 do 1923 r. ta fabryka dosyć kulała. Zamówienia załatwiały te drugie fabryki, jak w Berlinie, drugie gdzieś w Saksonii, koło Hamburga. Gdy jednak nastąpiło rozgraniczenie między Polską a Niemcami i u nas na Śląsku Opolskim rozpoczęła się germanizacja i tępienie Polaków, to wtedy w Berlinie zmniejszyli załogę, w Saksonii i koło Hamburga zupełnie zostawili fabryki, a w Raciborzu rozpoczęto pracę na całą parę. Choć kalkulowało się najgorszy, to „aus national-politischen Motiven” (z powodów narodowo-politycznych) fabryka w Raciborzu musiała być utrzymana.

Opracowanie R.K.

  • Numer: 29 (537)
  • Data wydania: 17.07.02