Czy osiedlu grozi ruina budowlana?
O prawdziwy dom, bezpieczny, suchy, ciepły walczą już od wielu lat mieszkańcy chałupeckiego osiedla. Prawo do normalności za własne pieniądze zdominowała urzędnicza bezduszność i finansowy marazm.
Osiedle przy ul. Fabrycznej w Chałupkach jest młode, powstało bowiem w latach 1989-1990, jako jedno z ostatnich wybudowanych przez Śląską Dyrekcję Okręgową Kolei Państwowych w Katowicach. Na pierwszy rzut oka piękne architektonicznie, położone w zaciszu nadgranicznej miejscowości, tylko pozornie jest wymarzonym miejscem dla żyjących tu rodzin.
Pływające bloki
Przekonali się o tym pierwsi mieszkańcy jednego z trzech zasiedlanych na początku lat 90. domów. W najmłodszym, a jak się już wkrótce miało okazać, znajdującym się w najgorszym stanie technicznym budynku, wiosną 1991 r. pojawiła się woda w piwnicach. Poziom jej utrzymywał się na wysokości 10-15 cm. Co gorsza, do tej pory w kaloszach po swych piwnicach brodzą mieszkańcy pozostałych domów. W odpowiedzi na ustne i pisemne monity dowiedzieli się, że „odbioru budynku dokonano z licznymi usterkami, które jednak nie dyskwalifikowały obiektu i pozwalały na jego odbiór pod warunkiem ich usunięcia.” Pomimo zapewnień, że usterki pogwarancyjne zostały zniwelowane, długa lista, jak się okazuje pobożnych życzeń lokatorów, oczekujących pilnego remontu budynków pozostaje niezrealizowana. Poważnym problemem są przedostające się do piwnic wody gruntowe, których poziom podnosi się po intensywniejszych opadach. Jedynym sposobem jaki wymyślono w ciągu 12 lat było wypompowanie ich beczkowozem. Wcześniej bowiem zamontowana pompa zdążyła się zepsuć. Na przełomie 2001/2002 r. tylko w dwu z ośmiu klatek wyremontowano piwnice, m.in. osuszono ściany oraz wykonano posadzkę w domu, w którym ta załamała się pod jedną z mieszkanek. Napływ wody jest tak duży, że po kilku godzinach od wypompowania piwnice są ponownie zalewane, co uniemożliwia nam korzystanie z nich. Od stojącej wody nasiąkają ściany, na których zdążył się już utworzyć grzyb - pokazuje czarne plamy na wszystkich budynkach jeden z mieszkańców. Nie wspomnę o strasznym fetorze jaki wydobywa się z piwnic.
Po powodzi w 1997 r. domy kolejowe nie były osuszane przez dwa lata. Wysoki poziom wód, który następnie obniżył się spowodował destabilizację gruntu. Doprowadziło to do nierównomiernego osiadania budynków, a w efekcie pękania ścian, pojawienia się szpar pomiędzy futrynami okien oraz osuwania kominów.
Ruchome osiedle
Domy nasze „pracują” od momentu wybudowania. Co chwila pojawiają się nowe pęknięcia. Ściany rozdzielają się zarówno w pionie jak i w poziomie. Zniszczeniu uległa nawet jedna z dwóch plomb, którą założył administrator dla sprawdzenia trwałości posadowienia budynku. Czy nasze domy wytrzymają następne lata? - zastanawiają się przerażeni mieszkańcy. Dla ratowania obiektów mieszkalnych zawiązała się Społeczna Rada Osiedla. Wspólnymi siłami lokatorzy próbują wyegzekwować należne im prawa. Poza naprawą jednego dachu i usunięciem kilku usterek w naszych domach właściwie niewiele zrobiono - tłumaczy przewodniczący rady Mirosław Hawro. Od momentu ich powstania ani razu nie pomalowano klatek schodowych, nie wykonano żadnej elewacji, nie czyszczono kanalizacji, a obecnie zwolniono również sprzątaczkę.
Potrzebę natychmiastowego remontu osiedla potwierdza też długa lista usterek, stwierdzonych przez powołanego przez mieszkańców rzeczoznawcę. Do poważniejszych należy m.in. przeciekanie pokrycia dachowego, powodujące zamakanie i tak nie spełniającej warunków normy izolacji cieplnej skosów sufitowych w pokojach oraz przemarzanie ścian osłonowych, powodujące odpadanie tynków i zagrzybianie murów. Duże spękania elewacji ukazujące rozdzielenia między sobą elementów konstrukcyjnych, takich jak wieńce, nadproża, czy płyty ścienne. Pęknięcia (w 90 proc.) szyb zbrojonych w balustradach balkonowych świadczące o nierównomiernym osiadaniu budynków. Stwierdził też, że nieprawidłowe zagęszczenie poduszki piaskowej pod ławami spowodowało nierównomierne osiadanie ław i fundamentów, w związku z czym nastąpiło trwałe i nieusuwalne uszkodzenie konstrukcji budynków oraz pękanie i osiadanie posadzek w piwnicach. Jego zdaniem woda w najniższych kondygnacjach domu występuje na skutek braku drożnego drenażu opaskowego, a więc wszystkie przeprowadzone prace izolacyjne murów wewnątrz piwnic są nieskuteczne. Osuszenie drenażem sprawi, że grunt pod budynkiem będzie zwięzły (nośny) i nastąpi zahamowanie osiadania fundamentów.
Tymczasem w swych mieszkaniach lokatorzy częstym malowaniem bezskutecznie próbują zatuszować czarne plamy zacieków, które w końcu i tak zawsze wychodzą spod farby. Trudno zamaskować też rozwarstwienia ścian, gdyż w miejscach większych pęknięć zniszczeniu ulegają nawet tapety.
Wysokie ceny za... zimno
Kolejnym problemem, który oprócz złego stanu technicznego budynków wstrząsnął lokatorami, była drastyczna podwyżka opłat za centralne ogrzewanie. Ciepło do mieszkań kolejowych dostarczane jest z kotłowni sąsiedniego bloku należącego obecnie do Wspólnoty Mieszkaniowej. Do 1999 r. dom ten był własnością komunalną gminy. Na podstawie umowy między Urzędem Gminy w Krzyżanowicach a Zakładem Gospodarki Mieszkaniowej PKP w Rybniku, kotłownia ogrzewała również osiedle kolejowe. Sytuacja nie zmieniła się po sprzedaży bloku, tyle że w sezonie grzewczym 2000/2001 wspólnota zleciła wytwarzanie i sprzedaż ciepła prywatnej firmie „Mars”. Nieocieplone ściany, mała liczba elementów grzewczych, niewłaściwie zamontowane okna oraz zła lub brak w ogóle izolacji na rurach dosyłowych spowodowało duże straty energii cieplnej. W rezultacie mieszkania szczególnie skrajne i szczytowe są niedogrzane, a wszyscy mieszkańcy muszą uiszczać bardzo wysoką opłatę za c.o., która z kwoty 2,83 zł za m2. w 2000 r. wzrosła w maja 2002 r. do 5,99 zł za m2. Zimą w mieszkaniu czasem mam 11 stopni, na parapecie marzną mi kwiaty, a okna są nieszczelne - mówi jedna z mieszkanek, jednocześnie poruszając okienną futryną, którą bez trudu można wypchnąć ręką z framugi. Jestem emerytką, po zapłaceniu czynszu i energii elektrycznej z 740 zł pozostaje mi na utrzymanie zaledwie 200 zł. A przecież mieszkam w blokach Kolei, na której pracowałam przez całe życie.
Za ok. 55-metrowy lokal mieszkańcy płacą ponad 500 zł czynszu bez ciepłej wody. Obawiają się jednak, że opłaty za c.o. nie są ostateczne. Za ogrzewanie na wsi płacimy więcej niż lokatorzy budynków w mieście - skarżą się. W odpowiedzi na zażalenie lokatorki osiedla dyrekcja Oddziału Gospodarki Mieszkaniowej PKP w Warszawie zobowiązała aktualnego administratora, którym jest gliwicki Zakład OGM, do kontynuowania rozmów i negocjacji ze Wspólnotą Mieszkaniową, firmą „Mars” i Urzędem Gminy w Krzyżanowicach w celu obniżenia kosztów dostawy energii cieplnej do budynków PKP. Ponieważ Wspólnota Mieszkaniowa przed dwoma laty wymówiła umowę administratorowi budynków kolejowych z trzyletnim terminem wypowiedzenia, osiedle kolejowe w nadchodzącym sezonie ostatni raz ogrzewane będzie przez dotychczasową kotłownię. Mieszkańcy niepokoją się więc, skąd czerpać będą ciepło w następnych latach. Dlatego Społeczna Rada Osiedla zapobiegliwie znalazła firmę, która na korzystnych warunkach może wykonać do października br. instalację i zamontować etażowe ogrzewanie gazowe. Sprowadzony zaś mistrz kominiarski wydał pozytywną opinię, co do podłączenia instalacji gazu ziemnego do budynków. Pomimo wysiłków i poniesionych kosztów gliwicki zakład nie zainteresował się naszymi bardzo ekonomicznymi propozycjami. Ofertę cenową firmy, która zdecydowana jest wykonać nam ogrzewanie trzeba było dostarczyć do dyrekcji podstępem - twierdzi Mirosław Hawro. Nie stać nas na coraz wyższe opłaty za ogrzewanie, osiedle nie może też istnieć bez kotłowni, już dziś wielu naszych starszych sąsiadów na skutek niedogrzania mieszkań choruje.
Starania mieszkańców osiedla dokumentuje sporych rozmiarów teczka skarg, próśb, wyjaśnień, propozycji do wszystkich możliwych instytucji. Niemal zawsze konieczność najpilniejszych remontów w budynkach administrator uzależnia od możliwości finansowych. Pieniędzy na usuwanie coraz poważniejszych usterek od ponad 10 lat jednak nigdy nie ma. Aktualnie lokatorzy domagają się od zarządcy budynków obmiaru powierzchni użytkowej. Samodzielnie wykonane pomiary wykazały bowiem, że powierzchnia użytkowa mieszkań jest mniejsza od wykazanej w umowie najmu od 1 do 6 m2.
Mieszańcy osiedla zwrócili się też do powiatowego rzecznika konsumentów w Raciborzu Jana Osuchowskiego o pomoc w rozwiązaniu problemów jakie narosły między nimi a Oddziałem Gospodarki Mieszkaniowej w Gliwicach. Wykonanie ekspertyzy stanu technicznego budynku przez administratora zażądał natomiast powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Lucjan Knura.
Z kłopotami z gliwickim zarządcą borykają się również lokatorzy domu przy ul. Piaskowej w Raciborzu, którzy od powodzi w 1997 r. nie mogą doprosić się jego remontu. W swej skardze do powiatowego rzecznika konsumentów oświadczają, że od kilkunastu lat w ich budynku nie malowano klatki schodowej, przy nieco większych opadach deszczu w piwnicach gromadzi się woda, remontu wymaga również dach, gdyż zalewane są mieszkania. Po odcięciu przez administratora wody w piwnicy, mieszkańcy nie mogą używać pieca c.o. ani usuwać gromadzących się tam po deszczach nieczystości.
Gliwicki zarządca nie chciał odpowiadać na pytania „Nowin Raciborskich”, żądając przedstawienia ich w formie pisemnej. Zaraz po ich otrzymaniu przedstawimy państwu odpowiedzi.
Ewa Osiecka
Najnowsze komentarze