Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Płakaliśmy oba nad moją dolą

03.07.2002 00:00
Londyńskie pamiętniki Arki Bożka (30)

Wtedy byłem zupełnie załamany dla tej obojętności ze strony tego człowieka, który najlepij znał moją pracę i stosunki, i powinien był mój los lepi zrozumieć, jak wszyscy inni, a tu u niego takie przyjęcie. Poszedłem się uskarżyć i wypłakać do byłego starosty Wyglendy, który był u ks. Plessa w jednym z mniejszych przedsiębiorstw kimś w rodzaju trzeciego dyrektora i to jako jedyny Ślązak. Płakaliśmy oba nad moją dolą, bo i on na mój widok nie mógł przezwyciężyć łez, tak jak i dziś, gdy o tym myślę i piszę ponownie łzy mi lecą z oczu. Pocieszał mnie jak mógł i tego samego dnia pszedł z dr. Kudlickim, który też mnie dobrze znał, w moi sprawie do Grażyńskiego. Miała tam dosyć ostro pójść dysksja na mój temat.
roboty dla was Bożku

Nie mamy
 
Propozycje umieszczenia mnie u Hohenlohego, gdzie były wolne posady, które robioł Wyglenda, wojewoda odrzucioł. Pozostało na tym, że mnie też musiano umieścić u Plessa, pomimo że tam zwalniali i firma plajtowała. W Sprawie poborów była propozycja wojewody dania mi brutto 500 zł miesięcznie. Na drugi dzień przyszedłem do Wyglendy i mi to opowiada i dodaje, że z dr. Kudlickim sami jeszcze dodali 200 zł, że mam otrzymać 700 zł miesięcznie brutto albo coś ponad 50 zł netto. Gdy się pytałem o czynności, to mi po prostu i szczerze powiada: roboty dla was Bożku nie mamy, bo sami nie mamy co robić. Rad bym was tu widział raz na miesiąc po geltag. Za to była to jałmużna, którą mi ten biedak z pomocą dr. Kudlickiego wymusieli od wojewody.
 
Nie gniewałem się, że nie miałem pracy, bo po prostu nie byłem zdolny do niej, co tak byłem załamany. Pomimo to, żeby nie być bez tytułu, dano mi tytuł kierownika działu społecznego, który dopiero miałem utworzyć, jak będzie budżet. Pierwszy kłopot już miałem względnie załatwiony, jak się wykazało nie był to jeszcze najgorszy, drugi był u p. wojewody jeszcze boleśniejszy i upokarzający.

Jak głupek do radcy
 
Całe 6 tygodni szukałem po Katowicach mieszkania. Nie było to łatwe otrzymać w Katowicach mieszkanie dla 6-ciu dorosłych osób, które bym mógł zapłacić tym dochodym. Chodziłem jak głupek do radcy Makowskiego na magistrat. Byłem tam przynajmniej z 6 razy. Rzadko dopadałem p. radcę w domu i nie było rzadkości czekanie po 3 i 4 godziny. Nawet sekretarka p. Klimianka (która była świetliczanką w Szkocji) już się litowała nade mną, co jej mnie było żal. Aż mi też z mieszkaniem dopomógł Wyglenda przez jego energiczne postąpienie, bo gdo wie jeżeli bym go był otrzymał. Miałem trzy pokoje  i kuchnię na 6 osób. Było skromne, ale wystarczająco znośne na moje skromne wymagania i dochód. Miałem już cztery ściany i to tak zniszczone, że przeszło pięćset złotych kosztowała mnie sama rynowacja. Teraz trzeba było kupić meble i wszystko co do mieszkania należy, od gwoździa do koca na pokrycie się, kiedy to żona i dziatki mają przybyć do mieszkania w tym, co tylko mają na sobie.
 
Zrobiłem bardzo skromne i oszczędne policzenie na meble, garnki spanie i ubrania dla rodziny i siebie, i wyszło to ponad 5000 zł. Wierzyłem że kiedy wszystko straciłem nie z własnej winy, tylko dla społeczne sprawy, to chyba mam moralne prawo do jakiegoś odszkodowania, choćby nawet skromnego. Tak mi to wszyscy wmawiali. Koledzy mi radzili, żebym nie był skromny, kiedy tam w Niemczech straciłem 150000 zł majątku to tu 5000 zł to śmieszne żądanie.

Droga krzyżowa
 
Po nieprzespanej ze zdenerwowania nocy wybrałem po drugi raz drogę krzyżową, aby równocześnie p. wojewodzie podziękować za posadę. Gdy po długogodzinnym czekaniu nareszcie się dostałem do p. wojewody i skromnie, nieśmiało, nie zwyczajny roli żebraka, jemu grzecznie dziękuję za posadę i chleb, on wtrąca mi: a wiela to tam otrzymacie? Na co ja odpowiadam: 700 zł brutto. Na co powiada: to chyba nie macie mało, moi wyżsi urzędnicy nie otrzymują więcy a to z akademickim wykształceniem. I tu już nie potrafiłem się wstrzymać i wyblekłem: Tak, ale są tu na Śląsku też tacy, co nic dla Śląska nie zrobili, bez akademickiego wykształcenia i fachowych zdolności, którzy za nic otrzymują tyle, co ja, nawet 30 razy tyle jak pana wyżsi urzędnicy.
 
Już bym nie mógł przysięgać na to, co mi p. wojewoda na to odpowiedział, ale zdaje mi się, że tyle: „W przemyśle są inne płace, na które ja nie mam wpływu”, czy też coś podobnego. Ja dodałem: tak, to mi wystarczy na życie z rodziną, ale jestym nagi, mogę tu sprowadzić przez zieloną granicę rodzinę tak samo nagą. Tam mi już żona umiera z szykan, chciałbym ją tu koniecznie sprowadzić z dziećmi. Muszę mieszkanie dać rymontować, pokupić meble i łachy do obleczenia, a jak wam wiadomo, nie mam za granicą żadnych oszczędności ani majątku, a to co miałem skonfiskowano mi doszczętnie i bardzo bym prosił o pomoc lub dłuższą pożyczkę na zagospodarowanie. Na to wojewoda: A ile to potrzebujecie? Powiadam, że na sześć osób skromnie licząc - 5000 zł. Wtedy poruszył się w fotelu i niezwykle uniosłym tonym powiada: Skąd ja mam tyle wziąć, co wy to sobie myślicie, ja myślałem, że to może z 500 złotych, a tu aż tyle. Nie, pod żadnym wrunkiem nie mogę wam dać tyle pieniędzy.

Moja męczeńska rodzina
 
Jeżeli w pierwszy wizycie trafiło mnie tak ciężko obojętne i zimne traktowanie, że łzy z oczu leciały mi potokiem, to drugi raz, gdzie już wyłącznie szło o moją męczeńską rodzinę, która tyle cierpiała za polskość, takie traktowanie tak mnie uderzyło, że sparaliżowało mi język, krtań i szczęki, że z trudym powstałym i poszedłym zdaje mi się, że bez słowa odpowiedzi. W sieni województwa długo jeszcze stałym jak sparaliżowany. W głowie mi się tak koliło, że myślałem że już koniec ze mną. W sercu się jakaś taka zmiana rodziła, tak mi było ciężko, że brakło mi dechu. Gdoś mnie wołał, gdoś drugi do mnie przemawiał, ja nikogo nie widziałem, nic nie słyszałem. Jedna myśl gwałtym mi się cisła do głowy: w domu w nocy pomordować żonę i dzieci i siebie samego, aby się dłużej nie potrzebowały męczyć za swą polskość i Polskę, w której dla nich nie ma miejsca.
 
Opuściłem województwo w Katowicach z tym przedsięwzięciem, że pojadym autobusym do granice, nocą się przemycę i pomorduję wszystkich mi najdroższych i tak samo siebie, aby już nikomu nie stać w drodze. Jak pijany poszedłym do kolegów szukać jakieś broni. Jednak nikt mi jej nie chciał pożyczyć, widząc że jestym bardziej obłąkany aniżeli normalny. Teodor Górecki, u którego mieszkałem, po poprzedni rozmowie ze mną trafioł na ulicy Korzeniewskiego, którego prosiłem o browning, i tyn się pyta Góreckiego, co się ze  mną dzieje, że ja się jemu nie podobam, ma wrażenie że nie jestym w porządku w głowie. Zaledwie się z miasta do domu zasmyczyłem, gdzie zmęczony ległem do łóżka. Trzy dni nie opuściłem łóżka, miałem silną gorączkę, tak że kiedy mi Górecki po służbie opowiadał, że dr Szulczewski dzwonioł do niego do biura, że ma od wojewody polecenie do wypłacenia mi 2500 zł, to nie wiedziałem o co chodzi.
 
Po trzech dniach powstałym po ty tak nagłej gorączce, która dochodziła do 39,4. Nie chciałem wziąć tych 2500 zł, ale Górecki jak mógł tak mnie przekonywał, że nie mam inne wyjścia, tak że on mnie zasmyczył do dr. Szulczewskiego po te pieniądze, które on z córką Anną zaprawioł do zakupów i urządzenia mi mieszkania. Parę dni przed wojną było ono gotowe. Ponieważ te 2500 zł nie starczyły, dzięki wiceprezydentowi Katowic p. Skudlarzowi i dyrektorowi Miejskie Kasy Oszczedności, otrzymałem 1000 zł pożyczki. Pokupiłem to najpotrzebniejsze.

Kliki przybyszów na Śląsk
 
Powoli przyszłem do siebie, porzucając tyn rozpaczliwy plan, postanawiając w spokojny, uporczywy sposób bezwzględnie wytępić to wszystko, co żeruje na żywym ciele Śląska, przez wykończenie Grażyńskiego i całe jego kliki przybyszów na Śląsk, darmozjadów w Urzędach. To sobie powziąłym jako życiowy cel, od którego by mnie nie oderwała żadna siła. Serce miałem tak skamieniałe i taki mnie opanował fanatyzm: pomścić tę męczenniczkę żonę i te moje niwinne dziatki albo zginąć. Przysiągłem to sobie za życiowy cel. Nie przyszło do tego. Uprzedziła mnie wojna 1.IX.1939 r. i zniwelowała wszelką nienawiść, ale niesprawiedliwie. Chwała Bogu, Grażyńskiego żona i dzieci się uratowały, moje - tak chce los i Pan Bóg - dali cierpią z moje winy męki, zniewagi, głód i chłód.

Opracowanie R.K.

  • Numer: 27 (535)
  • Data wydania: 03.07.02