Sobota, 18 maja 2024

imieniny: Eryka, Aleksandry, Feliksa

RSS

Dług, który zaczyna śmierdzieć

29.05.2002 00:00
Działalność Szpitala Rejonowego przynosi coraz większe straty. Życia i zdrowia ludzkiego nie da się wprawdzie przeliczyć na pieniądze, ale lecznica nie może w nieskończoność generować długów. W tym roku mogą już sięgnąć blisko 10 mln zł. Nie ma pomysłu na wyjście z coraz trudniejszej sytuacji.

Blisko 3,2 mln zł straty za 2001 r., przewidywany poziom zadłużenia na koniec 2002 r. w wysokości 9,85 mln zł - to kwoty, które zaczynają niepokoić. Szpital Rejonowy w Raciborzu reguluje swoje zobowiązania wobec pracowników i budżetu (ZUS, podatki) na bieżąco, ale w stosunku do dostawców materiałów i usług są już miesięczne poślizgi w płatności. Dług z tytułu zakupu leków, sprzętu i usług to na koniec 2001 r., około 3 mln zł. Za dyżury lekarskie z 1999 r. trzeba zapłacić 400 tys. zł. Za tzw. 13-tki z lat 1999-2000 kolejne 1,75 mln zł. 350 tys. zł będzie kosztowało utworzenie funduszu socjalnego, nieprawidłowo zlikwidowanego w 1999 r., 4,6 mln zł będzie musiał zapłacić szpital z tytułu tzw. ustawy 203, która zakłada wzrost wynagrodzeń w 2001 i 2002 r.
 
Sytuacja finansowa Szpitala Rejonowego jest zła, a nawet bardzo zła - przyznają w Starostwie Powiatowym. Wiadomo o niej już od dawna. Jednostkę kontrolowała Komisja Rewizyjna Rady Powiatu, głównie pod kątem rzekomych nieprawidłowości, których miała się dopuścić obecna dyrekcja. Naruszeń prawa się nie dopatrzono, ale za to wskazano na „niepokojący poziom zadłużenia”. Radni nie byli jednak kompetentni, by dokonać księgowej oceny gospodarki finansowej. Uczynił to dopiero, na zlecenie Starostwa, biegły rewident. Jego wnioski nie budzą wątpliwości. Same zobowiązania z tytułu dostaw i usług (większość powstała za rządów obecnej dyrekcji) zaczynają pożerać dochody. „Spłata ich w 2002 r. odbywać się będzie z bieżących wpływów za świadczenia medyczne, co opóźni realizację bieżących zobowiązań i powstawania następnego długu” - czytamy w raporcie.
 
Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że straty przynoszą najbardziej strategiczne oddziały. Stary szpital przy ul. Bema zarobił 15,3 mln zł, a jego utrzymanie kosztowało ponad 19 mln zł. Straty przynoszą również (dane w nawiasach za 2001 r.): wewnętrzny II przy ul. Gamowskiej (247 tys. zł), gruźlicy i chorób płuc w Wojnowicach - obecnie już zamknięty (751 tys. zł), nefrologia i stacja dializ (342 tys. zł), poradnie specjalistyczne ul. Gamowska (89 tys. zł), poradnia urazowo-ortopedyczna (339 tys. zł). Są też oddziały, które zarabiają, ale nie na tyle dużo, by pokryć straty innych.
 
Władze powiatu, który jest organem założycielskim Szpitala, nie mają pomysłu na wyjście z trudnej sytuacji. W ostatnim czasie z funkcji przewodniczącego Rady Społecznej placówki zrezygnowali Andrzej Gajdziński (z przyczyn osobistych) i Tadeusz Wojnar (nie widział możliwości współ-pracy). Fotel ten zajmuje obecnie starosta Marek Bugdol.

Raport rewidenta napawa starostę Marka Bugdola pesymizmem. Jego zdaniem trzeba jak najszybciej wdrożyć program oszczędnościowy, zarówno w zakresie świadczonych usług medycznych, jak i funkcjonowania placówki. Mowa o redukcji kosztów rzędu 10-30 proc. Inaczej będzie coraz gorzej i może się skończyć wariantem najbardziej pesymistycznym: przejęciem majątku szpitala za długi oraz ograniczeniem usług do najbardziej podstawowych. Niewykluczone również, że rząd zaprzestanie dotować rozbudowę szpitala przy ul. Gamowskiej. Funkcjonowanie placówki w nowych budynkach oraz starych przy ul. Bema jest jednym ze źródeł powstawania długów.

Problem zadłużenia szpitali dotyczy całej Polski i środowisko lekarskie wierzy, że znajdzie się w końcu na to recepta. Osobiście w to nie wierzę, bo niby skąd wziąć na to pieniądze - uważa starosta. Nie wiadomo też, co będzie po reformie reformy służby zdrowia. Pieniądze mają być dzielone centralnie i sprawiedliwie na wszystkie regiony, równo dla ubogich i bogatych. Dla Śląska oznacza to raczej odpływ gotówki. Śląskiej Kasie Chorych udało się w ubiegłym tygodniu odzyskać kilkaset milionów złotych, które chciało jej odebrać ministerstwo zdrowia dla podratowania finansów innych kas, ale pula zostanie rozdzielona na zwiększenie kontraktów, czyli pośrednio tylko zredukowanie zobowiązań. Rozwiązaniem byłaby spłata długów szpitala wprost z budżetu powiatu, ale problem w tym, że nie ma na to pieniędzy.
 
W opinii dyrekcji jednostki, obecna trudna sytuacja, to efekt błędnego zarządzania w ostatnich latach, kiedy to nie modernizowano sprzętu, zlikwidowano fundusz socjalny, nie wypłacono wynagrodzeń za dyżury i 13-tki, źle negocjowano kontrakty z kasą chorych. Zacofanie technologiczne sprawiło, że musiano zakupić nowy sprzęt. Zapewniono wysoki poziom usług medycznych, ale dziś okazuje się, że jest za drogi. Pacjenci otrzymują wszystkie leki, świadczone są specjalistyczne badania, ale, jak zaznacza zastępca dyrektora Roman Gnot - radny powiatowy, zdrowia i życia nie sposób wycenić. Drastyczne oszczędności oznaczałyby, że szpital ograniczy specjalistyczne badania do wyjątkowych sytuacji, a pacjentom nakaże przynosić ze sobą opatrunki, strzykawki, igły i leki.
 
Obecnie zarząd powiatu otrzymał program oszczędnościowy, ale jak powiedział nam dyrektor Bogdan Łaba, nie przewiduje aż tak drastycznych oszczędności. Do końca lipca powstanie program restrukturyzacyjny, który pozwoli na nowo spojrzeć na funkcjonowanie poradni i oddziałów specjalistycznych, a jednocześnie pozwoli zredukować zadłużenie do poziomu bezpiecznego. Szczegółów na razie dyrekcja nie zdradza. Na bieżąco staramy się wynegocjować więcej pieniędzy z kontraktów. Likwidujemy pralnię, bo usługi te świadczone z zewnątrz są tańsze. Chcemy zlecić prywatnej firmie dostawę posiłków, bo stara kuchnia przy Bema za dużo nas kosztuje. Wprowadzamy oszczędności, gdzie się da, ale pewnych progów np. przy zatrudnianiu pielęgniarek i lekarzy, czy też przestrzeganiu pewnych procedur medycznych przeskoczyć się po prostu nie da. Po przejściu pogotowia ratunkowego zmniejszymy straty na izbie przyjęć, która obecnie funkcjonuje bez kontraktu - objaśnia dyrektor Gnot.
 
Inne zdanie ma jego zaciekły oponent w Radzie Powiatu Franciszek Waniek. Uważa, że szpitalem nie powinni rządzić lekarze, bo wpływ na wydatki mają wewnętrzne układy, a nie chłodna kalkulacja. Zdaniem radnego Wańka na izbie przyjęć lekarze przyjmują i zlecają specjalistyczne badania swoim prywatnym pacjentom. Roman Gnot zaprzecza. Każdy kto przychodzi ma prawo do pomocy, a jak stwierdzić, że ktoś symuluje i chce nadużyć - replikuje. Wniosek generalny radnego Wańka: w szpitalu można dużo oszczędzić i zapobiec katastrofie, którą wieszczy od dawna, ale zmienić dyrekcję na taką, na którą nie naciskałoby żadne lobby.
 
Co dalej? W zasadzie nic. Szpital na pewno będzie funkcjonował do końca roku, a ostateczne decyzje będzie musiała podjąć nowa Rada Powiatu, która zostanie wybrana w październiku.

Grzegorz Wawoczny

  • Numer: 22 (530)
  • Data wydania: 29.05.02