Innego śmiertelnika dawno by powiesieli
Jak już na początku tego III etapu pisałem, moje wydalenie nastąpiło po kilkakrotnym mnie ostrzeżeniu. W całości otrzymałem od 15.VII.1937 r., to jest chwili wygaśnięcia Konwencji Genewskiej, aż do 1.I.1939 r. aż siedym takich „Verwarnungów” (ostrzeżeń), o czym napiszę ku końcu etapu II. Każdego innego śmiertelnika, na moim miejscu, by dawno powiesili za tak niebywałe „zbrodnie wobec hitleryzmu” przynajmniej, ale wpakowali do obozu koncetracyjnego na „wieczny odpoczynek”. Zbrodnia moja polegała na tym, że na każdym kroku drwiłem się z hitlerowców i ich poczynań oraz przeszłości. Na wiecach i zebraniach zaś intrepretowałem na nasze korzyści ich programy, słowa ich Führera, artykuły ich prasy, że przez to wprowadzałem ferment w ich zwolennikach.
Głupi informatorzy
Zamiast mieć jasny pogląd na moją czynność, do centrali wpływały nieprawdopodobnie sprzeczne ze sobą raporty obserwatorów na moich wiecach, także po prostu coraz to bardzi głupich. Niewiele też z tego korzyści mieli, gdy mnie zawezwano na przesłuchy, bo protokoły z moich przesłuchów były takie, że nie mogli sobie dać rady. Jednakowoć coraz to bardzi szedł im na nerwy tyn mój nieraz bezczelny cynizm i ironia, że gestapo postanowiło zrobić ze mną koniec, przede wszystkim referent dla spraw Polskiej Mniejszości w Centrali Berlińskiej, Jarosz, stary znajomek z czasów 1924 r., kiedym jemu na wiecu w Salonie pod Lamsdorfem tak rozbił głowę krzesłym, że sam mi w 1937 r. pokazywał bliznę na głowie od tego uderzenia mając ze mną stare porachonki parł całą siłą, aby mnie „na zawsze zlikwidować”.
Z tym zaś nie zgadzało się gestapo Śląska, w którym paru wpływowych członkw miało lepsze wspomnienia ze znajomości ze mną, i to z czasów, kiedy jeszcze byli bezrobotnymi łazikami, nieraz nie mając forsy nawet na kawę. No i znałem też bardzo dużo ich różnych tajemnic i draństwa z przeszłości, które gdybym był gadał, niejednego by kark kosztowały, a ujawnienie i tak by nie przyniosło korzyści mnie ani naszymu ruchowi. Niepewni tego czy ja w Polsce nie mam schowanych pamiętników, a takie po cichu dałbym rozpowszechnić, gdzie mogli tam mnie ochronili udawając, że moja popularność jest tak wielka, że jakimś krokiem przeciw mnie, by mi tylko wzmocnili auryolę męczennika.
Granatem stłukli szyby
Rodowity Ślązak komisarz Schafer i Untergauleiter (nazistowski wicewojewoda) Adamczyk, później Gebhard, pomijając już kilku mniejszych bubków, jak Nowak w Opolu, Jarząbek w Raciborzu, Grom w Zabrzu i pół tuzina innych, to wszystko były takie typy, że doprawdy trudno mi było dać sobie z niemi rady, kiedy się każdego z nich znało już od pierwszych początków. także oni mnie ostrzegają przed krokami przeciw mnie, naturalnie omijając najmniejsze podejzrzenia, udając że tylko z ich względów gestapowskich tak postępują. Tak samo grozieł im też Grażyński i Związek Powstańców Śląskich, parę razy dali odczuć hitlerowcom, że stoją za mną, w razie gdyby mi się coś stało, np. w tyn sposób, że kiedy mnie raz granatem ręcznym wytłuczono szyby, w Katowicach, wybito Niemcom paręset szyb. To też silne argumenty, które nawet Niemców i hitlerowców przekonują.
Polityczne sfery, jak Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, tak samo się sprzeczały w sprawie wpakowania mnie do obozu koncentracyjnego. W M. Spr. Wew. miałem jeszcze z wojska i wojny pewnego wyższego urzędnika jako niewidzialnego obrońcę, który zawczasu krzyżował gestapo powzięte przeciw mnie kroki. Po prostu jedyn drugiemu robili sobie na złość. Nieraz nawet ludzie, których nie znałem a oni mnie znali może z akt, w kawiarni w ustępie szeptali mi słowa otuchy, wskazując na grożące mi jakieś sidła nastawiane przez gestapo. Całą książkę na tyn temat mógłbym napisać.
Na cenzurowanym w Gestapo
W lutym i marcu wieczorami poszedłem na różne imprezy naszych towarzystw w Berlinie i tam i ówdzie niby nieoficjalnie, ale po zebraniach przy piwie lub kawie przemawiałem w towarzyski sposób. Specjalnie przemawiałem z okazji urodzin, imienin i na śrybnych weselach, gdzie się schodzili Polacy. Przed kościołem polskim w Berlinie tam już zawsze w grupce kilkunastu osób były pół godziny koleżeńskie pogadanki, na których prowadziłym słowo. Przemówienie z okazji śrybnego wesela prezesa Związku Towarzystw Śpiewaczych na Berlin p. Kmiecika wzięło mi gestapo nawet tak za złe, że miałem przesłuchy i ponowne ostrzeżenie.
W centrali Zw. P. w N. w południe mieliśmy zawdy herbatki, na których zbiorowo dysputowaliśmy ważniejsze sprawy. Tam też ustalano ważniejsze posunięcia i kroki Zw. P. w N. oraz zasadnicze artykuły. Często odwiedzali nas goście, jak korespondenci polskich gazet z samego Berlina, tak też członkowie różnych polskich misji i dyplomacji, Duńczycy Kristiansen i inni, których nazwisk już nie pamiętam, oraz Sasko-Łużyczanie i Litwini, z których Matschulajtis był u nas częstnym gościem. Specjalny typ, którymuśmy nie dowierzali, bo za często wiercioł się u Goebbelsa i Fricka niby korespondent Berlinske Tidende z Kopenhagi, Chronike przychodzieł do nas często a przede wszystkiem wtedy, gdy się coś w świecie wydarzyło, aby się dowiedzieć o nasze zadanie. Co do niego ja sam się nie łudziłem, żeby to był jakiś tam bohater, ale zdrajcą wobec nikogo na pewno nie był.
Hitler idzie na całego
W świeży pamięci mi jest dzień wmarszu Niemców do Pragi. Była to może nie tak niespodzianka, jak pewna konsternacja, bo już się widziało, że Hitler idzie na całego, i że na tym się nie skończy. Wszyscy z nas, znający katechizm Hitlera „Mein Kampf” i śledzący jego czynności, a małowiela co polityk, wiedział że zrobiono pierwszy krok poza ostatecznie dozwolone przez państwa zachodnie i ich cierpliwość, bo podbój narodu obcego Niemcom.
Wtedy to przyjdzie Chronike do centrali na herbatkę posłuchać, co za nasze zdanie o tym kroku Hitlera. Wszyscy siedzieliśmy spięci wiedząc, że już następna kolejka na nas Polaków, i że my Polacy w Niemczech, ta awangarda narodu polskiego, pójdzie na pierwszy ogień. Atoli wobec obcego nie chcieliśmy się do tego przyznać. Udawaliśmy optymistów, no i nie robimy się nic z tego. W toku rozmowy padło pytanie „no a gdo następny teraz będzie ofiarą”? A Chronike powiada: „Wy Polacy”. Ja się z nim dałem w sprzeczkę, że Hitler wprzód bierze tych słabszych i to wprzód Danię połknie, bo tam więcy do zabierania. I tu padły jego znamienne słowa: My Duńczyki się jemu nie opieramy, za to nie powinien na nas napadać, bo i tak od nas otrzyma co zeche. U was to coś innego. Wy jesteście Hitlerowi w razie napadu na Zachód, w razie marszu na Moskwę, przeszkodą za plecami. Pokrótce odchodząc poprosioł mnie do siebie na wieczór na kawkę.
Twierdzą nam będzie każdy próg
Tam na kawa u Chroniki spotkałem jeszcze jakichś dziesięć osób ze świata dziennikarskiego, między niemi był i pewnien pan z Goebbelsowskiego Ministerstwa Propagandy, o czym mnie Chronike uprzedził, że takoż tam będzie. W toku rozmowy pyta się mnie pewien Amyrykanin, czy się Polska da zlikwidować w podobny sposób jak Czechy. Ja na to odpowiadam z oburzeniem, że to jest wykluczone, gdo Polskę napadnie będzie ją musiał zdobywać po kroku, bo nie na darmo śpiewamy „twierdzą nam będzie każdy próg”; już gdy o obronę mowy ojców idzie a jeszcze o wolność, to dopiero wszyscy się będą bić.
A dlaczego się Czechy nie biły, a to krewniacy Polaków? Oni mają swój sposób walki i bitwy, a my też swój polski. Czeski sposób okryślił Hasek w jego „Szwejku”, zaś nasz Sienkiewicz w „Krzyżakach” i „Trylogii”. U nas będzie bitwa na noże, zaś u Czechów na ich sposób Szwejkowy. Każdy sposób ma jedyn cel: zwycięstwo. W toku dalsze dyskusji padły słowa, dziś już nawet nie pamiętam z czyich ust: tak, ale czem się Polska chce bronić, kiedy nawet nie ma tyle samolotów jak ich Czechy miały, o tankach i artylerii już nawet ani wspominki. I rozpoczyłem powtarzać to, co u nas po ciuchu szeptano, aby nas uspokoić, że mamy tyle, że nie tylko się obronimy, ale światu pokażemy co to polski żoł-nierz potrafi swą bronią.
Bombastyczne słowa
Zdziwiłem się, że na moje entuzjastyczne słowa z niektórych oczu trafioł mnie wyraz politowania. Wtedy to mnie po pierwsze coś tak wewnątrz uderzyło i odtąd już się nie mogłem pozbyć myśli. A czy to choć nierzadko bujda co nam z kraju zaręczają, że jesteśmy silni, zwarci i gotowi? Zwarci tak, ale czy silni i gotowi? Odtąd mnie już poczył gryźć chrobak wątpliwości i nie dał mi spokoju, nawet wtedy, kiedy minister Beck w odpowiedzi na Hitlerowe wypowiedzenie Paktu Nieagresji takie bombastyczne słowa trąbił w świat.
Opracowanie Ryszard Kincel
Najnowsze komentarze