Bez rogu to polowanie, z rogiem już łowy
„Najsławniejszymi trębaczami bywali z reguły starzy leśnicy, brodaci i wąsaci” - pisał w „Łowcu polskim” Leopold Pac-Pomarnacki. Ryszard Haider z Rud (rocznik 1935) jak ulał pasuje do tego opisu. Siedzimy w małej kanciapie dużej willi. Po stronie od podwórza jej ściany zdobią myśliwskie trofea. Przede mną stary leśnik z dużymi wąsami i śniadą cerą. W stroju leśniczego, jakżeby inaczej.
Haiderowie z Bargłówki od wieków żyją z lasu. Pradziadek Kacper, dziadek i ojciec Ryszarda, dziś seniora rodu, pracowali u księcia, do którego należały rudzkie bory. W grudniu 1944 r. książę Wiktor opuścił swoje ukochane Rudy i pojechał do Niemiec. Pałac, dawny klasztor cystersów, spalili Rosjanie. Dla mieszkańców wsi historia na chwilę się zatrzymała.
Las na szczęście został i młody
Haider, śladami przodków, też poszedł w knieje. Łatwo nie było. Ojciec Paweł, by uniknąć zwerbowania do Wehrmachtu, zaciągnął się na kopalnię. Nie wiedział wtedy, że Ruscy potrzebują górników. Zamiast fedrować na Śląsku, „gryzł” ziemię w Dombassie. Miał jednak szczęście, bo wrócił, a razem z nim do rodziny Haiderów znów przyszła ochota do życia. Ojciec mówił, że trzeba się wyuczyć. Co było robić. Udało mi się skończyć technikum leśne w Brynku - mówi pan Ryszard.
Przez całe życie zawodowe z lasu już nie wyszedł. Pracował w leśnictwie Bargłówka. Nadleśniczy Szołtysik nie miał tam kogo wsadzić. Wiedział, że stamtąd pochodzę i powiedział: „Haider, znasz ludzi, to idź tam.” U progu XXI w. odszedł na emeryturę. Starym zwyczajem żegnali go wszyscy leśnicy. W bargłówskim lesie postawili mu kamień, na którym namalowano napis: „R.H. 2000”. Zrobili krótką odprawę, dali na pamiątkę skórzaną torbę, a Haider przekazał swój posterunek młodszemu koledze. Tak wyglądało rozstanie z lasem.
A Wojski chwycił za róg bawoli
Z tym graniem to też rodzinne. Pradziad Kacper był muzykantem w książęcej orkiestrze. Ojciec został strażnikiem łowieckim przy kole Huty „Pokój”. Grał sygnały na wszystkich polowaniach. Zadania nie miał łatwego. Dął w trąbkę, a nie w myśliwski pless. Instrument niemieckiej firmy Meinel & Herold Klingenthal Heider do dziś trzyma w swojej kanciapie. Tata rozstawiał naganiaczy i tłukł w niego niemiłosiernie żeby spłoszyć zwierzynę. Na korpusie trąbki widać wgniecenia. Nie pomniejsza to wcale jej statusu rodzinnej relikwii.
Na początku były zwierzęce rogi, głównie bawole. Francuzi mieli rogi metalowe par force. Na tych pierwszych cuda można było robić, co zresztą - za sprawą niejakiego Wojskiego - przeniósł na karty „Pana Tadeusza” Adam Mickiewicz. Potem przyszła era małych metalowych rogów myśliwskich Plessa, tzw. plessówek. Ojciec pięknie grał i wszystko z głowy, bo nikt nie zapisywał nut - przekonuje Haider. Nie wiadomo, czy gra piękniej od niego, ale faktem jest, że ze swoim zespołem sygnalistów myśliwskich Hubertus z Rud nie ma sobie równych na Śląsku. W ubiegłym roku wygrali prestiżowy V Śląsku Konkurs Sygnalistów o Róg Księcia Pszczyńskiego, i w kategorii seniorów, i juniorów.
Heiderowie grają w zespole pierwsze skrzypce. W „Hubertusie” jest ich pięciu; obok Ryszarda, syn Andrzej i trzech wnuków. Cały zespół liczy czternastu mężczyzn i młodzieńców z Rud i Kuźni Raciborskiej. Wśród seniorów prawie wszyscy to leśnicy. Jako rodzynek dmie też jeden górnik. Kiedyś mieli my i jedną babę, ale wyszła za mąż, a że pochodziła z rodziny rusznikarzy i grawerów broni, to pojechała do Niemiec i tam ciężkie pieniądze zarabia.
Hubertus, jak wędrowna trupa, pojawia się dziś na wielu imprezach i festynach, bo kto z mieszczuchów przypuszczałby, że ktoś zna jeszcze trudną sztukę grania na plessówce. Wspomniany Pac-Pomarnacki pisał, że: „W dawnych czasach każdy stary myśliwy umiał grać na rogu i nie potrzebował wyręczycieli. Uważał za punkt honoru, aby jego róg wydawał jak najpiękniejsze tony. Później w każdym większym majątku utrzymywano specjalnego trębacza, który umiał na pamięć wszystkie używane w kniei sygnały”.
Teraz po lasach rozstawili nadajniki operatów telefonii komórkowej. Grają jeszcze sygnały na polowaniach? - pytam Haidera. - Nie, bo mają teraz nowe środki komunikacji. - To znaczy, co? - No, nie wie Pan, komórkami wydzwaniają uganiając się za zwierzyną. Technika szybko więc zrewolucjonizowała polowania. Jeszcze kilka lat temu sygnały grano, bo inaczej nie dało się porozumieć. Myśliwi musieli znać przynajmniej te tzw. „grane rzadziej” np.: „zawołanie”, „zamknąć skrzydła”, „równaj”, „cicho pędzić” czy „naganka szybciej”. Teraz wystarczy telefon, najlepiej wibrujący, by po lesie nie roznosiły się melodie z „Czterech pancernych”, czy „Oda do radości” z IX symfonii Beethovena.
Hubertus trzyma fason
Sztuka grania sygnałów myśliwskich wcale nie przychodzi łatwo, bo trzeba mieć słuch i czuć, że to w istocie melodyjny język lasu, a nie tylko jakieś tam trąbienie. Sygnał „jeleń na rozkładzie”, który odgrywany jest nad upolowanym zwierzęciem przypomina w tonacji marsz żałobny Szopena. Inaczej nie da się oddać szaucnku zabitemu rogaczowi.
Rudzki Hubertus działa przy Nadleśnictwie Rudy Raciborskie od 1994 r. Zimą użycza ono pomieszczeń na próby i zakupuje instrumenty. Nie jest to tani „szpas”. Na początek wystarczy czeska sygnałówka Amati Kraslice za 200-300 zł. Mistrzowie dmą w niemieckie instrumenty Fürst-Pless warte od 200 do tysiąca marek. Różnica w cenie, różnica w brzmieniu - podsumowują sygnaliści. Germańskie plessówki uznawane są za najlepsze na świecie. Super modele mają wentyle, które umożliwiają granie skomplikowanych melodii. Ryszard Haider z dumą kładzie przede mną na biurku takie cudo.
Dużo nas było, ale dużo ubyło. Do grania trzeba mieć serce no i słoń nie może przejść się po uszach. Najstarszy w grupie jest Ryszard Haider. Najmłodsi - Michał Zieleń, Rafał Szabla i Rafał Wilk - mają po 13 lat. Sukcesy nie przychodzą łatwo. Trzeba dużo grać. Latem Hubertus szlifuje umiejętności w tzw. stodole. Wszystko z planem i pod okiem fachowa. Od niedawna mają dyrygenta, Mariana Wystuba z Chwałowic, emerytowanego górnika, muzykanta.
Wiosną zaczyna się sezon grania. W zaproszeniach można wybierać, jak w ulęgałkach. Każdy chce mieć dziś koncert myśliwski. Obowiązkowo trzeba dąć na uroczystościach kościelnych. W Rudach odprawiane są msze hubertusowskie w intencji leśników i myśliwych, na które zjeżdżają sygnaliści z całego Śląska. Rudzki Hubertus ma swoją markę. Zdobyty Róg Księcia Pszczyńskiego to nie byle co. Wie Pan, że sygnały wcale najlepiej nie brzmią w lesie, bo wiatr hula i głos się nie roznosi. Najlepsze są kościoły - kończy Ryszard Haider.
Grzegorz Wawoczny
Dawniej myślistwo bez rogu było nie do pomyślenia. Sygnały służyły do porozumiewania się myśliwych i wydawania rozkazów psom. Jan hrabia Ostroróg (1565-1622) pisał: „jeśli na czym w myślistwie zależy to na trąbieniu”. Każdy myśliwy musiał znać melodie, których uczył się od innych łowców. Niestety nie zachowały się melodie starodawnych sygnałów. Dęto w bawole rogi, a potem w rogi metalowe. W XIX w. popularne stały się małe rogi Plessa. Spisane sygnały dzielą się na: starohanowerskie, francuskie, czeskie, słowackie, rosyjskie i staropolskie. Współcześnie grane sygnały - tzw. Plessa - wydano drukiem w 1876 r. we Wiedniu, choć zostały rozpowszechnione na Europę z Pszczyny, której niemiecka nazwa brzmi właśnie „Pless”. Stało się tak za sprawą księcia Jana Henryka XI, który kazał drukować nuty i zawsze nosił przy sobie mały róg. Sygnałówki nazywane są przez to plessówkami. Myśliwymi byli również książęta raciborscy z rodu Hohenlohe-Schillingsfürst. Wnętrza ich pałacu w Rudach ozdobione były trofeami myśliwskimi i mezzotintami Johanna Eliasa Ridingera przedstawiającymi polowania. Dziś sygnały służą do porozumiewania się myśliwych, upiększają polowania lub spotkania łowczych i leśników. Grane są także na ich pogrzebach.
Sygnały myśliwskie, opisane w zbiorze zasad, etyki, tradycji i zwyczajów łowieckich Polskiego Związku Łowieckiego, dzielą się na porozumiewawcze i pokotu. Wśród tych pierwszych rozróżniamy ogólne, czyli uroczyste np. „powitanie”, „apel na łowy”, „halali”, „darz bór”, „król polowania”, „pasowanie myśliwskie” czy „caprzstyk” oraz właściwe, które z kolei dzielą się na grane częściej („naganka naprzód”, „rozładuj broń”, „zbiórka myśliwych”) i grane rzadziej („wezwanie pomocy”, „równaj”, „zamknąć skrzydła”, „głośno pędzić”, „zbiórka naganki”, czy „wezwanie sokolników”). Sygnały pokotu (tzw. rozkład, czyli ułożenie upolowanej zwierzyny według jej łowieckiej hierarchii) dzielą się na te dotyczące zwierzyny grubej (żubra, niedźwiedzia, wilka, łosia, daniela, dzika czy sarny) i drobnej (lisa, jenota, zająca, czy bażanta). Grając np. sygnał „łoś na rozkładzie” myśliwi oddają szacunek ustrzelonemu zwierzęciu.
Najnowsze komentarze