Jak uzdrawiano lecznicę
Historia ta, niestety, obraca się wokół „wielkiego” świata lokalnej polityki, która do lecznicy w Raciborzu wkroczyła już na progu reformy służby zdrowia. Na miejscu dawnego Zakładu Opieki Zdrowotnej powstał Szpital Rejonowy obejmujący lecznictwo zamknięte i przychodnie specjalistyczne przy ul. Gamowskiej oraz Zakład Lecznictwa Ambulatoryjnego, który przejął lecznictwo otwarte, czyli rozsiane po całym powiecie ośrodki zdrowia. W obu przypadkach przystąpiono do restrukturyzacji jednostek, których efekty są dziś tematem zażartych dyskusji wśród władz powiatu, lekarzy, pielęgniarek i zwykłych mieszkańców. Najwięcej emocji budzi sprawa szpitala.
Polityka: odsłona pierwsza
Ustanowienie powiatu organem założycielskim, który jest też właścicielem nieruchomości zagospodarowanych przez szpital, sprawiło, że obsadzanie stanowiska dyrektora stało się możliwe z tzw. politycznego klucza. W Raciborzu, bez konkursu, w fotelu zasiadł Bogdan Łaba, człowiek po wrocławskiej Akademii Rolniczej i ukończonych studiach podyplomowych z zakresu zarządzania służbą zdrowia. Niemałe znaczenie miała jego znajomość z radnym Romanem Gnotem, lekarzem, szefem powiatowej Komisji Bezpieczeństwa, który w wyniku konkursu objął u boku Łaby stanowisko zastępcy dyrektora ds. medycznych. Krytycy poczynań obu szefów szpitali uważają, że to właśnie Gnot, a nie kto inny kieruje całą lecznicą. Nie mógł zostać pierwszym dyrektorem, bo zakazuje mu tego ustawa. Musiałby wybierać pomiędzy mandatem radnego lub tą funkcją. Wybrał pierwsze, bo gwarantuje mu to dostęp do szczytów powiatowej władzy i wpływ na podejmowane decyzje.
Sposób obsadzenia stanowiska dyrektora oraz znajomość, która łączy go z zastępcą ma dla całej sprawy znaczenie takowe, że szpital został włączony w świat raciborskiej polityki na szczeblu powiatu. Dalsze wydarzenia pokazały, że okazał się „wdzięcznym” tematem.
Kółko ratunkowe
Dyrektorowie Łaba i Gnot przystąpili do realizacji opracowanego przez siebie programu ratowania raciborskiego szpitala, który przez próg reformy służby zdrowia przeszedł w dość archaicznej formie. Poza wiekowym budynkiem przy ul. Bema doszedł nowiutki, ale niedokończony obiekt przy ul. Gamowskiej, szpital w Wojnowicach i Krzanowicach. To dobrodziejstwo inwentarza przestało cieszyć w momencie, kiedy zaczęto liczyć jego koszty utrzymania. Dyrekcja zdecydowała się więc na przeprowadzki. Wbrew wielu sugestiom nie przeniesiono tzw. oddziałów strategicznych, czyli np. chirurgii, oddziału wewnętrznego pierwszego, ortopedii czy ginekologii i położnictwa. Swoje nowe miejsce znalazły oddziały okulistyczny, wewnętrzny drugi z Krzanowic oraz chorób płuc z Wojnowic. Myśl była taka, by świadczenie usług medycznych skoncentrować w dwóch miejscach, zaś zwolnione nieruchomości sprzedać i dochodami z transakcji zasilić program oddłużania szpitala.
Niemałe znaczenie miało również uruchamianie nowych obszarów działalności, m.in. praktyki lekarza rodzinnego oraz - co było nowością w Raciborzu - stacji dializ czy oddziału nefrologicznego. Trzeba przyznać, że główną rolę w staraniach odegrał R. Gnot, mający staż pracy w rybnickim oddziale Śląskiej Kasy Chorych. W rozmowach z nami wielokrotnie podkreślał, że skoro szpital przy ul. Gamowskiej i tak generuje tzw. stałe koszty, to ich częściowe pokrycie musi się znaleźć w zwiększonych kontraktach. Przekonywał również, że ten z 2000 r., kiedy z Łabą przejmował rządzenie szpitalem, był źle wynegocjowany, co dziś jest jednym ze źródeł kłopotów finansowych. Kontrakt ten, jak i za 2001 r. udało się kilka razy skutecznie renegocjować zwiększając tym samym pulę pieniędzy na raciborską lecznicę.
Sporo korzyści przyniosła też osobista znajomość zastępcy dyrektora z byłym wiceministrem zdrowia Maciejem Pirógiem z Unii Wolności, z której list startował zresztą do Rady Powiatu. Szpital załapał się na pilotażowy program wprowadzania systemu ratownictwa medycznego. Przyszły pieniądze na doposażenie izby przyjęć przy ul. Bema oraz nowoczesny ambulans mercedesa. Nie da się ukryć, że Racibórz jest dziś dużo dalej niż inne miasta. Wkrótce przejmie raciborską część Stacji Pogotowia Ratunkowego w Wodzisławiu, dzięki czemu ostatecznie ukształtuje się szkielet ratownictwa medycznego w naszym mieście.
Jeszcze się taki nie narodził...
Polityka dyrekcji zyskała aprobatę zarządu i Rady Powiatu. Pewnie byłaby bez przeszkód realizowana, gdyby nie wiele publicznych wystąpień radnego Franciszka Wańka, dziś czołowego oponenta Gnota i Łaby. Generalnie zarzucił im złe zarządzanie szpitalem i osiąganie wielu prywatnych korzyści. W kuluarach dało się słyszeć, że to wojownicze nastawienie radnego nie jest przypadkowe. Teściowa dyrektora Łaby, sędzia gliwickiego Sądu Okręgowego, uczestniczyła kiedyś w postępowaniu, które skończyło się odebraniem Wańkowi uprawnień adwokackich. Na jednej z sesji pytał o to wprost radny Zbigniew Barto.
Radny uporczywie tłumaczył, że ma na celu wyjaśnienie wszystkich wątpliwości związanych z funkcjonowaniem lecznicy, głównie w kontekście rosnącego jej zadłużenia zarówno wobec pracowników, jak i dostawców sprzętu oraz usług. Jako radca prawny zaoferował również pracownikom pomoc w dochodzeniu przed sądem pracy roszczeń z tytuły zaległych 13-tek. Przed oblicze Temidy udali się ci, którzy z różnych względów przestali pracować w szpitalu. Ci co pozostali przystali na porozumienie wynegocjowane z dyrekcją za pośrednictwem związków zawodowych, na mocy którego otrzymali podwyżkę mającą zrekompensować im straty z tytułu niewypłaconych świadczeń.
Praktycznie cały 2001 r. upłynął pod znakiem kolejnych oskarżeń kierowanych przez Wańka w stronę obu dyrektorów. W pewnym momencie sami radni, obstający za nimi murem, zatracili zdolność weryfikacji wszystkich informacji, którymi byli zarzucani. Zdecydowano więc o przeprowadzeniu kontroli przez Komisję Rewizyjną. Ta kompleksowo zbadała zarzuty Wańka na przełomie ubiegłego i tego roku. W lutym sprawozdanie z jej działalności trafiło do biura Rady. Z treści wynikają dwa zasadnicze wnioski; pierwszy: zarzuty personalne dotyczące dyrektorów nie zostały potwierdzone, co wprost oznacza, że korzyści prywatnych z zajmowanych stanowisk nie osiągali i drugi: Komisję zaniepokoił znaczny wzrost zadłużenia szpitala. Oczyszczenie z zarzutu prywaty ma dla indagowanych duże znaczenie. Waniek podawał m.in., że hurtownia zaopatrująca w leki gliwicką aptekę Łaby, sprzedaje je także szpitalowi.
Za ostatni grosz
Dyskusja wokół personalnych zarzutów Wańka przestała mieć dziś znaczenie. Sprawa, która podlegać będzie wkrótce ważnej dyspucie dotyczy długów szpitala. Na koniec grudnia ubiegłego roku zalegał on dostawcom materiałów i usług (zobowiązania wymagalne i niewymagalne) 2,4 mln zł. Wierzytelności te stały się przedmiotem obrotu. Skumulował je Bank Komunalny, który do rat dolicza spore odsetki. Nie da się ukryć, że obsługa tegoż zadłużenia zwiększa koszty funkcjonowania szpitala. Jeszcze większym kłopotem są długi wobec pracowników z tytułu niewypłaconych 13-tek za 1999 i 2000 r., kosztów dyżurów medycznych oraz ustawy „203” (wprowadzone ustawą podwyżki pensji). Według obliczeń dyrekcji wynoszą obecnie 6,53 mln zł.
Dziś stało się jasne, że bez dalszej restrukturyzacji, a nawet prywatyzacji należących do szpitala przychodni specjalistycznych, nie ma co liczyć na obsługę tego długu. Sięga on połowy rocznych przychodów. Oznacza to wprost, że jego dalszy wzrost zagraża egzystencji lecznicy, nawet mimo faktu, iż podobne kłopoty ma wiele szpitali w Polsce, a problem zadłużenia służby zdrowia nie został rozwiązany przez żadną z ekip rządzących. Pieniędzy na restrukturyzację, a więc i spłatę długów, nie ma w budżecie państwa i nie ma w budżecie powiatu.
Zdaniem dyrekcji za część zadłużenia odpowiadają władze powiatu. W Starostwie przyznają, że polityka wobec szpitala prowadzona była z punktu widzenia księgowego, a nie ekonomisty, nawet z uwzględnieniem faktu, iż pewne obszary działań są z założenia deficytowe. Wniosek: oceniano sytuację doraźną bez perspektywicznej oceny kondycji szpitalnych finansów. Powiat miał też przekazywać szpitalowi pieniądze na zakup sprzętu pochodzące ze sprzedaży nieruchomości, które lecznica opuściła. Pozwoliłoby to zwiększyć obsługę zadłużenia. Nieruchomości sprzedano, a szpital otrzymał i to dopiero w tym roku 400 tys. zł, znacznie mniej niż mu obiecywano.
Gwoździem do trumny może się okazać osławiona ustawa „203”. Na podwyżkę wynagrodzeń zgodnie z jej treścią raciborskiego szpitala, jak i wielu innych w Polsce, po prostu nie stać. I dyrekcja i władze powiatu są tu bezradne. Jedyny ratunek w Trybunale Konstytucyjnym, który, jeśli uzna ustawę za sprzeczną z Konstytucją RP, zaoszczędzi szpitalowi wydatkowanie ponad 4,6 mln zł. To zaś jest wątpliwe, skoro Sąd Najwyższy uznał roszczenia pracowników z niej wynikające.
Polityka: odsłona druga
Dalsze decyzje należą do polityków, a że sprawa służby zdrowia to żelazny punkt każdego z programów wyborczych, więc skrajnych opinii w tej sprawie nie brakuje. Tadeusz Wojnar, szefujący Radzie Społecznej Szpitala od grudnia 2001 r. zrezygnował 18 marca z tej funkcji. Z jego oczekiwaniami, czego nie ukrywa, mijają się przedstawione przez dyrekcję sprawozdanie z sytuacji finansowej i gospodarczej. „Brak jednoznacznej oceny sytuacji finansowej szpitala przez dyrekcję wyklucza możliwość dalszej współpracy” - napisał krótko w piśmie do starosty.
Dyrekcja w polityce upatruje przyczynę całego zamieszania. Jej zdaniem wiele osób chce zbić na szpitalu polityczny kapitał, bo służba zdrowia to sprawa newralgiczna. W przeciwieństwie do wielu innych sektorów życia społecznego, akurat tym interesują się wszyscy. Wyborcom nie jest bowiem obojętne w jakich warunkach się leczą oraz czy za to płacą, czy nie. Dyrektorzy proponują więc dalsze działania restrukturyzacyjne; sprzedaż ciepłowni (szpital sam produkuje sobie ciepło, ale dużo drożej niż gdyby kupował je z PEC-u), likwidację przyszpitalnej pralni, reorganizację przychodni i oddziałów. To wszystko ma zredukować koszty. Najważniejszym z proponowanych zabiegów ma być prywatyzacja przychodni specjalistycznych. Miałaby je przejąć spół-ka akcyjna, której akcjonariuszami - w zamian za niewypłacone wynagrodzenia - staliby się lekarze i pielęgniarki. Nikt z naszych oponentów nie przedstawił alternatywnego planu działania - dodają dyrektorzy. Zapewniają, że gdyby nie zaszłości, czyli niewypłacone świadczenia oraz ustawowe podwyżki, na które nikt w Raciborzu nie ma wpływu, działalność podstawowa nie przynosiłaby strat. Oznacza to, że przy obecnym poziomie kontraktu da się utrzymać szpital nawet przy kosztownym funkcjonowaniu na bazie dwóch obiektów.
Zarządzający szpitalem podkreślają również aspekt społeczny. Życie i zdrowie ludzi nie ma ceny. Nie można dopuścić do sytuacji, by pacjenci płacili za wszystkie leki poza tymi ratującymi życie. Ludzi po prostu na to nie stać. Ta filozofia każe utrzymywać przynoszącą straty izbę przyjęć, bo jest ona po prostu bardzo potrzebna.
Wszyscy są zgodni co do jednego: sprawa jest bardzo trudna. Szpital gospodaruje na dwóch obiektach, dużych i drogich w utrzymaniu. Nie wiadomo, kiedy nowy kompleks przy ul. Gamowskiej zostanie dokończony, bo w budżecie państwa brakuje pieniędzy. Pomysłu na oddłużenie służby zdrowia nie ma rząd. I trudno go mieć w obecnej sytuacji finansów publicznych. W opinii starosty Marka Budgola, co będzie jeszcze przedmiotem dyskusji, trzeba się zastanowić, czy bardziej restrukturyzować, czy też oszczędzać. Nie wiem, kto jest dziś w stanie wziąć na siebie zadanie napisania programu ratowania szpitala, skoro jeszcze nikt w Polsce nie wymyślił skutecznej recepty na ten stan - dodaje Henryk Siedlaczek, etatowy członek zarządu.
Najnowsze komentarze