O czym szemrze źródło podań
Zna go każda śląska wieś i znało każde śląskie dziecko. Dziś, niestety, pamięć o nim zanika. Najwięcej podań ludowych o jego przeżyciach i przygodach narosło w pierwszych dziesięcioleciach XX w. Mowa tu, oczywiście o demonie wodnym, zwanym tu, na Raciborszczyźnie, utopcem, utoplcem, utopkiem, utoploszkiem albo topielcem. Podania o nim są chętnie opowiadane przez starszych mieszkańców Raciborza i okolic. Autorzy barwnych historii są albo przekonani o prawdzie relacjonowanych przeżyć, albo opowiadając je często dodają, że coś w tym wszystkim musiało być.
W jednym z poprzednich numerów „Nowin Raciborskich” opisywałam wygląd utopca. Nie było to łatwe, bowiem ten demon wodny posiadał wiele obliczy. Raz był niskim, drobno zbudowanym mężczyzną o wyłupiastych oczach, zielonych zębach, palcach połączonych błoną i długich rozczochranych włosach, to znów innym razem niczym nie wyróżniającym się mężczyzną, grającym z innymi chłopami w karty w wiejskiej karczmie. Zdarzało się też, że zamiast nóg miał końskie kopyta, a z nogawki ciekła mu woda. W niektórych podaniach przedstawiał również kształty przedmiotów martwych lub zwierząt. Widziano go jako przeróżne zwierzę hodowlane, zająca, psa, kota, a nawet wiewiórkę.
Wielu słyszało opowieści o jego czynach, żartach i nieprzyjemnych figlach, ale mało kto widział go na własne oczy. Stąd też fantazja ludowa dotycząca tej demonicznej osoby była tak wielka, że w ostatnim stuleciu powstało wiele historii, przekazywanych później z pokolenia na pokolenie. Dlatego warto wspomnieć o jego licznych przygodach. Jedne są zabawne, inne przerażające. W tym właśnie tkwi urok ludowych opowieści.
Historie o utopcu, utoploszku, czy utopku, które prezentuję poniżej, pochodzą przede wszystkim z obszernego zbioru podań autorstwa Georga Hyckla „Was Sagenborn rausch” wydanego jeszcze przed wojną. W tłumaczeniu i opracowaniu podań pomógł mi Henryk Swoboda, miłośnik historii i kultury Ziemi Raciborskiej.
Utopiec przyjacielem
Utopce nie zawsze są wrogo nastawione do człowieka. Czasem szukają jego towarzystwa, ostrzegają go przed niebezpieczeństwem, oczekując w zamian lojalności. Niektóre nie mają złych zamiarów wobec ludzi, co więcej, próbują się z nimi zaprzyjaźnić. Oto część podań ukazujących utopca w pozytywnym świetle. Są one przepełnione moralizatorstwem i zawierają pewne przestrogi.
Utopiec zamieniony w konia
Nad rzeką Suminką, przy wiosce Nędza, stała kiedyś mała chatka. Rodzina, która w niej mieszkała była bardzo uboga, ledwo starczało jej grosza na przeżycie. Gospodarze mieli jednak dobrego przyjaciela. Był nim utopiec. Często do nich przychodził i prosił o tytoń. Ojciec rodziny zawsze dzielił się z nim niewielką jego ilości, którą posiadał. Za to utopiec odwdzięczał się przynosząc mu ryby, dzięki temu mógł wyżywić swoje dzieci. Była to jedynie garść w morzu potrzeb, bo bieda stawała się coraz bardziej dotkliwa. Zlitował się nad nimi utopiec i powiedział do głowy rodziny: Za to, że byłeś dla mnie dobry, dzieliłeś się swoim tytoniem, a i żona bez sprzeciwu wycierała podłogę, gdy naniosłem trochę wody, chcę wam wydatnie pomóc. Zrobimy tak. Ja zamienię się w konia, którego na targu będziesz mógł sprzedać. Musisz mi natomiast przedtem zdjąć uzdę, bo inaczej nie mógłbym uciec od nowego właściciela. Gospodarz zgodził się i już następnego dnia udali się razem do miasta na targ. Tam szybko znalazł się kupiec, który ofiarował za utopca przemienionego w pięknego konia aż sto talarów. Gospodarz rozradowany wrócił nad Suminkę i od razu zobaczył tam utopca, który zadowolony bujał nogami w wodzie. W następnym dniu targowym uczynili podobnie i tak za trzecim i czwartym. Bieda z domu rychło odeszła. Gospodarz powiększył swoje gospodarstwo, wybudował nowy dom, dokupił inwentarza. Wszystko w domu się zmieniło. Zmienili się też i ludzie. Pan domu stał się chciwcem, żal już mu było tytoniu dla utoploszka, a i jego żona zaczęła narzekać, że gość brudzi im dywany. Postanowili więc jak najszybciej pozbyć się swojego dawnego przyjaciela. Kiedy gospodarz znowu udał się na targ, by sprzedać utopca zamienionego w konia, nie zdjął mu uzdy, a kupującemu powiedział, by koniowi nie dawał wody do picia. W ten sposób rodzina pozbyła się utopca i mogła się swoim bogactwem bez przeszkód nasycić. Oszukany utopiec musiał jako koń u nowego właściciela ciężko pracować. Za to otrzymywał dobre jedzenie, ale nigdy nie dostawał ani łyka wody.
Pewnego razu służąca, zauważyła w stajni przy żłobie konia z wywieszonym językiem. Ulitowała się nad biednym zwierzęciem i przyniosła mu z Suminki wiadro wody. Ten łapczywie zaczął pić tę wodę i szybko opróżnił wiadro. Tym samym wróciła mu dawna siła. Zerwał się z łańcucha i szybko pobiegł do Suminki, do swego królestwa. Kiedy zobaczył bogactwo swojego dawnego przyjaciela, który tak okrutnie go oszukał, wzrosła u niego złość i chęć odwetu. Od tego dnia owemu gospodarzowi zaczęło się powodzić coraz gorzej. Utopiec podeptał tak pola, że nic już więcej na nich nie urosło, zboże wygniło, zwierzęta padły, a gospodarstwo zaczęło podupadać. Niedługi czas potem był znowu biedny jak mysz kościelna. Znowu mieszkał z rodziną w małym domku, co przedtem i klepał biedę. Ale tym razem utopiec, któremu okazał taką niewdzięczność, już mu nie pomógł.
Utopiec jako starosta weselny
Piękna, pobożna, ale uboga dziewczyna o imieniu Krysia miała lada dzień wychodzić za mąż. Kiedy zbliżył się dzień weseliska i była gotowa, by wyjść do kościoła, zauważyła, że brakuje starosty, który według tradycji, miał przed nią kroczyć, trzymając w ręku tzw. laskę weselną. Wtedy Krysia bardzo się zasmuciła, bowiem laska weselna, ustrojona kolorowymi wstążkami, symbolizowała cnotę i niewinność Panny Młodej. Nie pomogły łzy i narzekania. Starosta się nie zjawił. Nie było innej rady, musiała pójść do kościoła jako dziewczyna, która swoją cnotę już utraciła. Smutna szła między drużkami, a gorące łzy spływały jej po policzku, kapiąc na książeczkę do nabożeństwa, którą trzymała w dłoni. Kiedy orszak weselny zbliżał się do mostu łączącego Ostróg z Raciborzem, ni stąd ni zowąd na przedzie pojawiła się postać prowadzącego, który trzymał laskę z pięknie łopoczącymi na wietrze wstążkami. Nieznajomy zniżył laskę przed Panną Młodą, ale nie wyrzekł do niej ani słowa. Prowadził jednak orszak zgodnie z tradycją. Wtedy wszyscy ludzie wołali Jak pięknie! Jak pięknie!, a Krysia szła uradowana ze swoim przewodnikiem, który nadal nic nie mówił, ale przy każdym jego kroku widać było, że z nogawki jego spodni kapie woda. Krysia powiedziała sobie, że obojętnie kim jest ten mężczyzna, dał jednak świadectwo jej czystości, na które przecież zasługiwała.
Przed kościołem przewodnik zatrzymał się i czekał na Pannę Młodą, aż wyjdzie ze świątyni po zakończeniu mszy św. I znowu poprowadził orszak. Ale tylko do mostu. Tu zniknął w wodzie. Dało się słyszeć nawet plusk. Wtedy wszyscy zebrani zorientowali się, że przewodnikiem był nikt inny jak utopiec. Twoje szczęście, że jesteś mi wierna powiedział wówczas do Krysi Pan Młody. Inaczej utopiec by cię tymi wstążkami udusił.
Utopiec prosi o chleb
Stary Gawliczek z Bukowa widział utopca przy wsi Łapacz. Było to na tamtejszej wodzie, gdzie znajduje się płytkie miejsce pokryte kamieniami, które ludzie wykorzystywali jako przejście. Kiedy Gawliczek przechodził przez rzekę, zobaczył siedzącego na kamieniu małego człowieka. Był on w zielonym ubraniu, takim jakie noszą myśliwi. Miał też czerwone włosy. Ten poprosił Gawliczka o chleb. Na szczęście miał w kieszeni kromkę, którą mu podał. Utopiec wziął chleb i wskoczył do wody. Jedząc powiedział: Twoje szczęście, żeś mi dał ten chleb. Gdybyś mi go nie podarował, byłbyś teraz w wodzie. Potem szedł z Gawliczkiem aż do pierwszych domów Bukowa i przyjaźnie z nim rozmawiał.
Przyjaciel dróżnika
Dróżnik kolejowy, który mieszkał w domu przy Psinie był kolegą mojego pradziadka. Kiedy pewnego dnia pradziadek odwiedził go, zobaczył w jego pokoju obcego mężczyznę. Wtedy nieznajomy wstał i opuścił pokój. Pradziadek zapytał o nieznajomego, a kolega mu odpowiedział: tego nie mogę ci dzisiaj powiedzieć. Tobie powinno być wszystko jedno czy to wiesz, czy nie. Zdziwiło to mojego pradziadka. Kiedy znowu odwiedził swojego przyjaciela, zapytał ponownie o tego nieznajomego o nieziemskim wyglądzie. Na to kolega odpowiedział: No, dziś mogę ci to powiedzieć. To był utoploszek. Pradziadek nie mógł w to uwierzyć. Dróżnik oznajmił wówczas: Popatrz na tę tabakierkę i tabakę. Należy ona do niego. Kiedy utoploszek przychodzi do mnie, a mnie nie ma w domu, to sam sobie napełnia fajkę i wypala ją w izbie. Ty wiesz przecież, że ja nie palę, wiec po co miałbym mieć w domu tytoń. Dobrze się rozumiemy. Kiedy wracam późno do domu, a jestem pijany, to zawsze po mnie przychodzi i mnie odprowadza do domu. Często przy tym mówi: „Znowu masz coś w czubie”.
Utopcowe figle
Niekiedy utopek był bohaterem zabawnych opowieści, które kończyły się wyrządzeniem przez niego jakiegoś psikusa. Przykładem może być opowieść o górniku, który wracając z szychty do domu spotyka nieznajomego człowieka palącego fajkę. Gdy ten proponuje górnikowi swoją nową okazałą fajkę, ten bez namysłu oddaje mu swoją starą. Rankiem okazuje się, że zamiast fajki otrzymanej przez napotkanego, w kieszeni znajduje nic innego jak tylko spróchniały korzeń brzozowy. Oczywiście po chwili okazuje się, że napotkanym wędrowcem jest utopiec, który zapragnął sobie zakpić z górnika.
Utoplec zamieszkujący Łężczok bardzo lubił płatać figle pijanym parobkom powracającym po północy z „muzyki". Kiedy więc podchmieleni i jeszcze pełni emocji wracali z Grzegorzowie, Lasoków, Ponięcic czy Czerwięcic przez Łężczok do Markowic, Babic i Nędzy zdarzało się że utoplec zamieniał się w gruby patyk. Wplatał się idącym miedzy nogi tak, że upadali nie umiejąc iść dalej. A oto inne opowieści:
Utopiec prosi o tabakę
Jeden chłop z Proszowca szedł z pracy do domu zawsze Pasieką. Pewnego razu zobaczył siedzącego nad brzegiem Odry małego człowieka. Ten poprosił go o tabakę ofiarując mu worek ryb. Chłop podał mu tytoń i kiedy utopiec miał go w swoich rękach, wskoczył szybko do wody, a stamtąd było słychać już tylko jego śmiech.
Świnia w worku
Utopiec zamienił się kiedyś w świnię, aby pijaka ośmieszyć i ukarać. A było to tak. Jeden chłop dostał od swojej żony pieniądze na zakup świni. Gdy poszedł na targ do miasta i był w pobliżu Odry, zobaczył na brzegu pięknego prosiaka. Wtedy chłop pomyślał, że złapie go, a pieniądze, które za niego otrzyma będzie mógł przepić. Wnet złapał zwierzaka, wsadził go do worka, a obok włożył pieniądze. Założył sobie worek na plecy i przeszedł przez most. Kiedy wchodził nań worek był całkiem lekki. Jednakże z każdym krokiem wór stawał się coraz cięższy i cięższy, tak, że ledwo mógł go unieść. Oparł się o barierkę mostu, chcąc na chwilę odpocząć. Naraz worek wyrwał mu się z ręki i wpadł do wody. Po czym rozległ się gromki śmiech - to utopiec naśmiewał się z chłopa. Cóż pozostało chłopu. Wrócił do domu i bez świni, i bez pieniędzy.
Złośliwość wodnika
Bardzo często jednak utopek był postrzegany jako istota demoniczna obdarzona szczególną złośliwością. Przypisywano mu takie działania jak topienie bydła w czeluści stawu, bagna i rzeki, rwanie rybackich sieci, zatapianie łódek oraz podtapianie okolicznych pól i łąk. Poprzez swoje niszczycielskie działania budził lęk i grozę u ludzi zamieszkujących otaczające wsie. W okolicach Raciborza szczególnie na nieprzyjemne psikusy wodnika byli narażeni mieszkańcy Brzezia, Markowic, Babic i Nędzy, bowiem upodobał sobie tamtejsze stawy. Oczywiście miał swoją moc także w całym powiecie raciborskim w miejscach, gdzie przepływała Odra. Czyhał na kąpiących się lub przebywających w pobliżu akwenu ludzi, których usiłował w zdradziecki sposób wciągnąć do wody i utopić. Oto kilka przykładów jego złośliwości:
Utopiec karze za pracę w niedzielę
Kiedy mój ojciec był jeszcze małym chłopcem, przyszedł raz utopiec do naszego mieszkania i usiadł sobie przy piecu. Stamtąd opowiadał nam o swoich czynach i ludziach, których utopił. Na koniec powiedział, że jest we wsi jeden parobek, który w niedzielę kąpie konie i myje bryczkę swego pana. Kiedy go spotka tam w następną niedzielę, to ukaże go za niedzielną pracę. Tego sądnego dnia mój ojciec poszedł nad Odrę. Był już tam parobek ze swoimi końmi. Na brzegu stał również utopiec. Kiedy ojciec zbliżył się do niego, utopiec wskoczył do wody. Naraz woda podniosła się gwałtownie i porwała w głębinę parobka razem z bryczką i końmi. Tego zdarzenia mój ojciec do dzisiaj nie może zapomnieć.
W twarz od utopca
Jeden chłopak chciał w Psinie na Pasiece łowić raki. Kiedy nachylił się nad wodą i chciał raka wyciągnąć otrzymał silne uderzenie w twarz, tak, że wpadł do wody. Ponieważ nikogo w pobliżu nie było, mógł to być jedynie utoploszek.
Kara za spóźnienie
Działo się to w Zawadzie - Łęgu. Często około północy na zabawy taneczne przybywały dwie piękne wesołe dziewczyny, które po kilku godzinach upojnych tańców znikały bez śladu. Podobały się wszystkim młodzieńcom z okolicy, jednak żaden z nich ich nie znał i nie wiedział skąd pochodzą. Zaintrygowani tajemniczymi pięknościami chłopcy postanowili je obserwować. Jak zadecydowali, tak też uczynili. Kiedy dziewczęta wyszły z sali, chłopcy niepostrzeżenie udali się za nimi. Zdziwił ich fakt, że dziewczyny kierowały się w kierunku Odry, co więcej, kiedy stanęły nad brzegiem rzeki, jej wody się rozwarły i utworzyły drogę, w którą się dziewczęta się udały. Nagle znikły. Chłopcom wydało się to niezrozumiałe i podeszli aż do brzegu, na którym ostatnio widzieli swoje lube. Ale nic nie zobaczyli. W drodze powrotnej postanowili, że następnym razem zagrodzą dziewczynom drogę i powstrzymają je przed wejściem w czeluści rzeki. Tak też przy najbliższej okazji uczynili, otaczając je i prosząc o podanie nazwisk i miejsca zamieszkania. Na to dziewczęta zaczęły lamentować i prosić: Teraz jesteśmy zgubione, o my nieszczęśliwe! Przekroczyłyśmy nasz limit czasu, błagamy puśćcie nas. Jesteśmy córkami utoploszka. Chodźcie za nami, wtedy przekonacie się czy jeszcze kiedyś wrócimy. Kiedy na wodzie ukaże się biała piana, będzie to znak, że możemy znowu wrócić do ludzi. Jeżeli nie, oznacza to, że zginiemy. Po czym dziewczyny pobiegły do rzeki, która po chwili pochłonęła je, podobnie jak tamtego wieczoru. Czekający na brzegu chłopcy zobaczyli czerwone bańki wydobywające się z wody. Zrozumieli, że już nigdy nie ujrzą tych pięknych dziewcząt i wrócili smutni do swoich domów.
Utopiec jako zając
Pewnego dnia, kiedyśmy w pogodnym nastroju siedzieli przy stole, tatuś opowiedział takie zdarzenie: Kiedy jeszcze byłem młody, musiałem często na polu na kamieńcu (Kamieńcem zwano pole na Płoni leżące nad Odrą) trzymać wartę, aby coś nie ukradziono. Kiedy usiadłem w przydrożnej budce, ujrzałem zająca, który zbliżył się do mnie i zrobił stójkę. Pomyślałem, że byłaby z niego ładna pieczeń i postanowiłem go złapać. Ale zając zaczął uciekać w kierunku Odry i skoczył do wody. Widziałem to bardzo wyraźnie. Wtedy zrozumiałem, że był to utoploszek, który chciał mnie zwabić do rzeki. Zając często jeszcze pojawiał się przede mną, ale ja już za nim nie goniłem.
Ewa Wawoczny
grafikę wykonał Wit Pichurski
Najnowsze komentarze