Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Religijny włóczykij

06.03.2002 00:00
Jest osobą, która potrafi swoje pomysły wcielać w życie. Dzięki tej umiejętności zrobił wiele dla życia kulturalnego miasta. Kilka lat temu zainicjował w Raciborzu misterium Męki Pańskiej, w którym zagrał rolę krzyżowanego Jezusa Chrystusa. Jest również pomysłodawcą Raciborskiego Przeglądu Piosenki Religijnej „Spotkałem Pana”, założycielem Raciborskiego Konkursu Poezji Młodych „Nadzieja”, 36-letnim ministrantem, tancerzem w ZPiT „Strzecha”, autorem audycji radiowych o poezji śpiewanej, a na dokładkę górskim włóczykijem. Mowa tu o raciborzaninie - Januszu Baranowskim.

Wiersze nie do szuflady
 
W 1991 r. postanowił zainicjować konkurs, na którym raciborska młodzież mogłaby poddać ocenie i zaprezentować szerszemu gronu swoje wiersze, które dotychczas pisała sobie a muzom. Tak też powstał Raciborski Konkurs Poezji Młodych „Nadzieja”, w pierwszych edycjach połączony również z prezentacją poezji śpiewanej. Podczas wieczorów finałowych gośćmi „Nadziei” były takie sławy jak Anna Szałapak z „Piwnicy pod Baranami”, krakowski pieśniarz Robert Kasprzycki, zespół „Raz dwa trzy” i grupa „Dopokąd idę”.
 
Janusz nie wiedział wówczas, że to wydarzenie poetyckie będzie odbywało się regularnie co roku i stworzy wiele możliwości raciborskim młodym twórcom, poszukującym spełnienia, wiecznym marzycielom i odkrywcom nowych zakamarków swoich dusz. Młodzi tworzą pod presją wewnętrznej konieczności, z potrzeby serca. Leczą swoje młodzieńcze rany, modlą się o miłość prawdziwą, kreują swoje własne światy. Piszą nie dla nagród i konkursów. Jest więc swoistym paradoksem, że o ich artystycznych dokonaniach dowiedzieliśmy się dzięki... konkursowi - pisał w 1998 roku w przedmowie do tomiku wydanego siedem lat po pierwszej edycji „Nadziei” Marek Rapnicki, dyrektor ówczesnego RDK-u.
 
Janusz postanowił również wziąć udział w „Nadziei”, nie jako organizator ale poeta. Od lat był wielkim miłośnikiem poezji śpiewanej i liryków Stachury, Miłosza i Norwida. Pisał też własne wiersze, które niestety trafiały do szuflady. Już w pierwszej edycji „Nadziei” odkurzył zeszyty ze swoimi wierszami i wysłał je do oceny jury. Od razu został doceniony i zajął trzecie miejsce. Pisał, podobnie jak inni, o wszystkim co go fascynuje - o miłości, własnych przeżyciach i religii, która zajmuje ważne miejsce w jego życiu. Tak ważne, że postanowił oddać się działalności na rzecz swojej parafii oraz krzewieniu wartości chrześcijańskich wśród raciborskiej młodzieży.

Dziesiąty rok spotykam Pana
 
W wakacje 1991 r. wraz z Edwardem Knurą, Waldemarem i Marcinem Modlichami wpadł na pomysł stworzenia w Raciborzu festiwalu, na którym prezentowano by głównie muzykę religijną. Koncept podsunęły młodym raciborzanom organizowane już w Ustroniu i Gliwicach festiwale właśnie o takim charakterze. Wystarczyła odrobina samozaparcia, by powstał Raciborski Przegląd Piosenki Religijnej „Spotkałem Pana”. I toczy się po dziś dzień. Co więcej, ta dwudniowa impreza, odbywająca się w jeden z październikowych weekendów przyciąga rzesze miłośników piosenki religijnej. Bilety i karnety na tę imprezę od lat są rozprowadzane przez młodzież w raciborskich szkołach, a także przez księży w parafiach. W sobotni wieczór przeważa zazwyczaj publiczność rekrutująca się z młodych ludzi, natomiast w niedzielę przybywają nawet całe rodziny. Gośćmi specjalnymi w ciągu dziesięciu edycji przeglądów byli już: Antonina Krzysztoń, Nasza Rodzina Poszerzona i Granifer.

Długowłosy brodacz dostał rolę
 
Janusz Baranowski uczestniczył na początku lat dziewięćdziesiątych w misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej. Pomyślał, że dobrze byłoby zorganizować podobną inscenizację w Raciborzu. W przeniesieniu misterium na grunt raciborski pomógł mu ks. Rudolf Świerc, wikary z kościoła farnego. Janusz, jako najstarszy ministrant w tej parafii, bo tak określano jego wieloletnią posługę ministrancką, zajął się pisaniem tekstów do tego przedstawienia. Od razu chętnie pomogli mu inni ministranci i marianki. Brakowało jedynie osoby, która wystąpiłaby w roli Jezusa. Od razu zaproponowano ją Januszowi, bowiem był wówczas długowłosym brodaczem i organizatorem przedsięwzięcia.
 
Inscenizacja Męki Pańskiej odbyła się dwukrotnie w 1995 i 1997 roku przy parafii WNMP. Obecność raciborzan przeszła wszelkie oczekiwania. Stres był ogromny. Nie patrzyłem się na ludzi. Dopiero na zdjęciach zauważyłem, jak niektórzy płakali. Cały czas szedłem ze spuszczoną głową. Podniosłem ją dopiero, kiedy przybijano mnie do krzyża - opowiada Janusz. Przedstawienie było bardzo realistyczne. Sami wykonaliśmy bicze i miecze na wzór rzymskich. Hełmy pożyczyliśmy od strażaków, a pasy od żołnierzy. Korona była zrobiona z prawdziwego ciernia. Mam ją do dziś. A drewniany krzyż, który wówczas niosłem przez wszystkie stacje, co roku jest niesiony podczas pieszych pielgrzymek do Częstochowy - dodaje. Mężczyzna wspomina również płacz kobiet, kiedy żoł-nierze rzymscy ranili go włócznią i przybijali do krzyża. Z ran sączyła się krew. Tajemnicą Janusza i jego pomocników jest sposób, w jaki te efekty zostały osiągnięte.

Klub włóczykija
 
Mieszkanie Janusza zasypane jest stertami płyt, kaset i nagrań na płytach analogowych. Słucha muzyki, począwszy od jazzu, muzykę klasyczną, medytacyjną, skończywszy na heavy metalu. Jednak jedną z jego większych fascynacji jest poezja śpiewana. Odkąd sięga pamięcią, uczestniczył w festiwalach piosenki studenckiej, szantach i imprezach, na których spotykali się miłośnicy poezji śpiewanej. Trudno jest zliczyć, ile razy uczestniczył w pieszych pielgrzymkach do Częstochowy. Kiedy tylko mógł, zabierał plecak, wkładał wygodne buty i wybierał się na piesze wędrówki po Tatrach, Beskidach i Sudetach. Teraz, jak twierdzi ze smutkiem, obowiązki ojca i męża nie pozwalają mu już na górskie wyprawy. Jednak zafascynowanie wierszami w wersji śpiewanej pozostało w nim nadal. Co więcej, pod koniec 1996 roku przejął po Arturze Szczęsnym godzinną audycję radiową w Vanessie, którą później nazwał „Klub włóczykija”. Inną audycją był również „Śląski kwadrans”, który, jak twierdzi, podobnie jak „Klub włóczykija” był jedynie epizodem w jego życiu.

Żonę wytańczył w Strzesze
 
Janusz od dwóch lat tańczy w Zespole Pieśni i Tańca „Strzecha”, a od roku w Zespole Tańca Ludowego. Tam też poznał swoją żonę Halinę. Dziś jest szczęśliwym ojcem małej Patrycji. Czasem zastanawia się, czy nie zacząć powoli wycofywać się z działalności kulturalnej. Ale nie potrafię. Dalej chcę wymyślać coś nowego. Mam już nawet kilka pomysłów - dodaje na koniec.

Ewa Wawoczny

  • Numer: 10 (518)
  • Data wydania: 06.03.02