W lewo, czy w prawo?
Konflikt w łonie mniejszości niemieckiej ujawnił starosta raciborski Marek Bugdol, wiceprzewodniczący Samorządowego Komitetu Wyborczego DFK, w wywiadzie, który udzielił tygodnikowi Schlesisches Wochenblatt. W tekście zatytułowanym „W lewo, w prawo albo...” czytamy m.in.: „Dzisiaj, na nieszczęście, jest tak, że mniejszość na terenie powiatu jest bardzo rozbita. Myślę, że wynika to z niewiedzy ludzi, a jednocześnie sporo liderów lokalnych z Rud, Markowic daje sygnał, że będzie popierać przedstawicieli Platformy Obywatelskiej. Niestety, takie rozłożenie sympatii spowoduje, iż kandydaci mniejszości niemieckiej nie będą mieli największych szans, żeby zyskać liczbę głosów, która odpowiadałaby liczbie osób pochodzenia niemieckiego zamieszkujących powiat. Dziwię się, bo wydaje mi się, ktoś tym ludziom, brzydko mówiąc, robi wodę z mózgu. Poobiecywano im różne rzeczy i to owocuje rozbiciem mniejszości (...). Moim zdaniem trzeba jak najszybciej wyczyścić niezdrową sytuację, czyli wykluczyć z szeregów osoby, które nie chcą działać na rzecz DFK. Nie może być tak, że lider na liście nie uzyskuje całkowitego poparcia. Albo ktoś uderzy pięścią w stół i usunie tych ludzi, albo dalej będzie się udawać, że wszystko jest w porządku, a w wyborach samorządowych takie osoby będą głosować przeciwko mniejszości niemieckiej, mimo wcześniejszych ustnych deklaracji”. Starosta stawia na silne przywództwo. „Liczę na to, że Lidia Burdzik i Joachim Strzedula zrobią porządek we własnych szeregach, żeby cała sytuacja nie przypominała farsy. Być może doprowadzi to do rozbicia mniejszości w powiecie, ale jeżeli nawet koła DFK będą mniej liczne, to na pewno staną się bardziej zintegrowane i silniejsze” - czytamy dalej.
Burza wybuchła. Działacze DFK uważają, że sprawa nie powinna być stawiana na ostrzu noża, a konflikt załatwiony za kulisami. Nagłaśnianie w mediach sporów nie przysparza żadnej organizacji zwolenników. „Jako człowiek pochodzenia niemieckiego i w pełni identyfikujący się z tą społecznością, oraz mający głęboko na sercu rozwój szeroko rozumianych spraw i interesów tejże społeczności ubolewam nad tym, że Pan pełni funkcję pomocniczo-doradczą w Samorządowym Komitecie Wyborczym DFK. Rolą (...) doradcy organizacji społecznej jest wypracować takie mechanizmy (...), które gwarantują co najmniej stabilizację (...) jeżeli już nie oczekiwać szeroko rozumianego jej rozwoju. Pana wizja funkcjonowania Mniejszości w samorządach, gdyby ją przyjąć, doprowadzi do samozagłady tej organizacji” - czytamy w replice Manfreda Wrony (wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w Kuźni Raciborskiej), którą w swym ostatnim numerze opublikował Schlesisches Wochenblatt.
„Proponuje Pan wyczyścić „niezdrową” sytuację w organizacji poprzez wykluczenie z szeregu DFK pewnych jej działaczy tzw. silnym uderzeniem w stół. Czy tym ruchem pragnie Pan sobie zapewnić przychylność całej społeczności pochodzenia niemieckiego, czy też w przyszłej kadencji fotel starosty raciborskiego bądź też prezydenta Raciborza? Obawiam się, że to uderzenie i taka próba pseudokonsolidacji odniesie odwrotny skutek. Niewątpliwie dojdzie wtedy do rozłamu w łonie działaczy Mniejszości Niemieckiej. Tak jest - nastąpi rozłam wśród działaczy, nie zaś rozłam w całej społeczności pochodzenia niemieckiego. Twierdzę tak, gdyż jestem od zawsze związany z tym ruchem i żyję wśród tych ludzi, znam ich historię, problemy dnia dzisiejszego oraz marzenia, które najprawdopodobniej nigdy się nie
spełnią. Tymi wartościami nie można w żaden sposób bawić się w sobie wiadomym tylko celu. Rozumiem Pana przedwyborcze obawy, przecież w wyborach parlamentarnych i w trakcie tamtej kampanii wyborczej przekonał się Pan, że nie wystarczy tylko zabiegać o głosy wyborców tuż przed wyborami, lecz trzeba to robić codzienną swoją pracą. Chcąc być liderem i niekwestionowanym reprezentantem społeczności niemieckiej w polityce lokalnej, nie można do niej przyjść i twierdzić - „to ja jestem Waszym liderem”, nominacja ta musi wynikać z prawdziwej woli tejże społeczności i chęci powierzenia swoich spraw w te właśnie ręce” - czytamy dalej. Wypowiadane przez Pana słowa świadczą o tym, że nie wykorzystał Pan właściwie lat spędzonych w samorządzie lokalnym, a już z całą pewnością nie zasługuje Pan na miano zdolnego rasowego polityka, w którym społeczność pochodzenia niemieckiego mogłaby upatrywać swojego niekwestionowanego lidera i autorytet doradczy”. I na koniec: „Jakże bowiem można twierdzić, że Zarząd Wojewódzki TSKN pracuje bardzo dobrze, a jednocześnie mówić, że mniejszość na terenie powiatu jest rozbita. Jakże polityk mający pewne aspiracje może mówić do potencjalnego elektoratu, że ten żyje w niewiedzy, pozwalając sobie na robienie wody z mózgu, jednocześnie sugerując, że jest to pochodna działania lokalnych liderów. Twierdzi Pan, że ci liderzy naobiecywali ludziom różne rzeczy i to właśnie jest źródłem rozbicia mniejszości, a ich rola może być tylko destrukcyjna. Żąda Pan podporządkowania się. Moje pytanie brzmi - komu? Twierdzi Pan, że są tereny gdzie mniejszość w wyborach nie ma żadnych szans i tam trzeba wchodzić w kompromisy. Czy według Pana tym kompromisem ma być układ z SLD? Czy na tej partii chce pan oprzeć swoją wizję wielkości? Oznajmiam Panu publicznie, że taka koalicja dla nas jest obca i niemożliwa do zaaprobowania, niezależnie od tego, co będą doradzać aktywowi DFK ich doradcy”.
Jest konflikt, czy nie? W DFK zaczyna się dziać niedobrze - przyznaje w rozmowie z nami Lidia Burdzik, szefowa Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców w województwie śląskim z siedzibą w Raciborzu. Jej zdaniem rzeczywiście część działaczy mniejszości podczas niedawnej kampanii wyborczej do parlamentu robiła reklamę Platformie Obywatelskiej. Wskazuje tu m.in. na radnego powiatowego Franciszka Wańka, jednego ze współzałożycieli DFK, któremu niedawno mniejszość cofnęła swoją polityczną rekomendację. Starosta Bugdol nie przesadził mówiąc o silnym przywództwie, bo ono pozwoli naprawić sytuację. Być może trzeba będzie zrobić porządek we własnych szeregach. Lepiej mieć mniej członków, ale rzeczywistych, a nie przyszywanych - dodaje. Narzeka, że niewielu działaczy wykazuje ochotę do trudnej, codziennej pracy organizacyjnej. Śląskie DFK, w przeciwieństwie do opolskiego, gorzej dziś przez to funkcjonuje. Gdzie tkwi źródło? W opinii Lidii Burdzik w błędach jej poprzedników, którzy w minionych latach nie uczynili z TSKN sprawnie działającego mechanizmu. Ten codzienny trud, jej zdaniem, jest wymagany szczególnie dziś, kiedy na działalność DFK przychodzi z Niemiec coraz mniej pieniędzy.
Odmiennie interpretuje ostatnie wydarzenia radny Franciszek Waniek, członek DFK, jeden ze współzałożycieli organizacji, ale bez rekomendacji do udziału we władzach powiatu. W rozmowach z nami wielokrotnie podkreślał, że Lidia Burdzik, odkąd została szefową TSKN Województwa Śląskiego, poczyniła duże zasługi na polu rozbijania mniejszości. Powód? Silne parcie do koalicji z SLD. W opinii Wańka wynika to z bliskiej znajomości L. Burdzik z lokalnymi liderami SLD, głównie Janem Osuchowskim i Jadwigą Hyrczyk, z którymi pracowała w Urzędzie Miasta i była członkinią PZPR.
Według informacji L. Burdzik, w województwie śląskim mniejszość niemiecka ma 75 tys. członków, w powiecie raciborskim utożsamia się z nią od 22 do 25 tys. osób. Jeśli przyjrzeć się 10-letniej historii lokalnego DFK, to widać, że jej wpływy polityczne maleją. Na starcie posłem został Wilibald Fabian, potem prof. Roman Kurzbauer. W kolejnych wyborach niewielu głosów zabrakło, by mandat w Sejmie z ramienia mniejszości uzyskał Wilhelm Wolnik, na co dzień wójt Krzyżanowic. W ostatnich wyborach kandydatem miał być starosta Marek Bugdol. Nie zdecydował się na kandydowanie, jak sam przyznał, z powodu zbyt małego poparcia, które mógłby uzyskać. W pewnym momencie DFK w ogóle miało nie wystawiać własnej listy na rzecz koalicji z SLD. Na liście Sojuszu znalazł się więc prof. Roman Kurzbauer, niegdyś już poseł mniejszości. Tuż przed wyborami okazało się, że DFK jednak swoją listę wystawi. Efekt? Poparcie Kurzbauera było niewielkie i zajął odległe miejsce w stawce SLD-owskich kandydatów. Lista DFK uzyskała trzeci wynik w powiecie za SLD i Platformą Obywatelską. Ponad 12,5 proc. wszystkich głosów, które otrzymali jej kandydaci to w sumie dużo, ale zabrakło lidera, który mógłby skupić na sobie uwagę wyborców. Za to Andrzej Markowiak, obecnie poseł PO, wywindował wynik swojej partii na 20 proc., niewątpliwie kosztem SLD i DFK. Poparł go m.in. Wilhelm Wolnik. Na ostatnim powiatowym zjeździe SLD, Jadwiga Hyrczyk nazwała zakładane wcześniej „wielkie wpływy mniejszości” mitem.
W wyborach samorządowych DFK zawsze startowało same. Zmieniło się to w 1998 r. Do Rady Miasta DFK poszło w koalicji pod szyldem AWS-u. Mandat zdobyła tylko L. Burdzik. AWS z DFK zawarło potem koalicję z SLD i Forum Raciborskiej Izby Gospodarczej, ale wszystkie te ugrupowania znalazły się w opozycji. Jako kandydata na prezydenta miasta wysunęły Marka Bugdola, który przegrał batalię z A. Markowiakiem. Z RIG, DFK utworzyło potem klub Przyszłości Regionu Raciborskiego (PRR). W zbliżających się wyborach, DFK, RIG i dawny AWS, czyli razem późniejszy PRR tworzą blok Forum Samorządowe. Pod tym samym szyldem mniejszość startować będzie do powiatu. Tu współtworzy teraz klub Przyszłość Regionu Raciborskiego (także z RIG i AWS), który jest decydującą siłą polityczną. O sile PRR decydują radni DFK z gmin ościennych. Już dziś Lidia Burdzik zapowiada, że najbliżej jej do koalicji powyborczej z SLD, z którym chce rządzić w mieście i powiecie. Własne listy DFK będzie miało jedynie w gminach.
Kandydatów mniejszości, ale bez formalnej desygnacji z ramienia władz DFK, znaleźć będzie można na listach Bloku Samorządowego Ziemi Raciborskiej tworzonego przez Ruch Samorządowy „Racibórz 2000”, Towarzystwo Miłośników Ziemi Raciborskiej, Unię Wolności i grupę ludzi związanych z posłem PO Andrzejem Markowiakiem.
Grzegorz Wawoczny
Najnowsze komentarze