Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Londyńskie pamiętniki Arki Bożka (13)

20.02.2002 00:00

8.09.41. Sprawy gminne nie tylko były dla mnie po prostu czymś w rodzaju [...] które odziedziczyłem tak samo jak tą ziemię od moich przodków, ale miałem po prostu jakiś naturalny pociąg do nich. Poza rodziną, którą uważam za pierwszą, podstawową i najważniejszą komórkę, w której człowiek może pokazać swoje zdolności organizacyjne życia społecznego, gmina, wioska to jest drugi etap niemniej ważny i skomplikowny. Może gdoś pomyśli, a co tam pleciesz rodzina - tyrzy, cztery, a może jeszcze dwie, trzy osoby, jak dzieci i matka, ojciec, teść, teściowa, no szwagier lub tam jeszcze gdo, co to jest? Tak, prawda, że to tylko parę osób nie wartych gadania, a jednak otwórzmy oczy koło siebie i zobaczmy krytycznie ile jest nieszczęśliwych, niepotrzebnie nieszczęśliwych rodzin? Zatem musi to jednak być nie tak łatwo zawiadować rodziną i tak jest. Harmonia rodzinna nie polega na dobrobycie tylko materialnym, nie to chyba każdy rodzic i mąż, i żona, i dziecko wie, a raz kiedyś każdy którymś był.
 
Ile to trzeba wyczucia, taktu, aby omijać niepotrzebnych zadrażnień, które są bardzo prędko pierwszym początkiem dalszego piekła. Jak to się trzeba często opanowywać, ileż to kompromisów i ulegań, hamowania temperamentu dla miłe zgody? Zdaje mi się ja sam coś tu mogę powiedzieć, będąc już głowom rodziny w tak młodych latach i mając do tego rodziców na utrzymaniu. I tu bez jakichś przechwałków mogam stwierdzić, że pomimo różnych zupełnie zwyczajnych przejść i zajść, wystarczających do rozbicia rodziny, udało mi się chwała Bogu tak jakoś, że mogę się pochwalić tym, że miałem dobre życie rodzinne. Żeby mi okoliczności polityczne i wypadki wojenne nie rozbiły tak bezlitośnie moje rodziny, byłby dziś na pewno najszczęśliwszy mąż i ojciec w gronie mojej rodziny w domu. Los sprawił to inaczej - dlaczego, nie wiem. Za czasym samo się to może wykaże.
 
A co do gminy i zawiadowania niom, to tak samo jest z rodziną. Jeżeli się doprawdy chce rzetelnie tak zawiadować gminą, żeby i gminie i obywatelom tejże, i sobie i rodzinie dobrze było, tak i tu trzeba potrafić myśleć, widzieć jak, kiedy i z kim gadać i się obchodzić. Ludzie są tak różnych charakterów. Najważniejsze, trzeba być przede wszystkim rzetelnym i iść prawom drogom. Choć lud w swym usposobieniu tak różnorodny, to on pomimo tego jest bardzo uważny i prędko wyczuje, i się pozna na jego przewodniku, czy on sprawuje urząd rzetelnie, czy nie. Przyznaję, jest trochę warcholstwa i malkontyntów mniej lub bardziej złośliwie niebezpiecznych, za to danie sobie rady z tymi należy do sztuki życiowe w społecznym życiu.
 
Niepotrzebnie się rozfilozofowałem, bo to wszystko rozumie się samo przez się. A może i dlatego to nie zaszkodzie, że to tak samo zrozumiałe i bliskie; warto to nadmienić, bo to często się zdarza, że to najbliższe się tak prędko nie zauważy ani spostrzeże!
Wracając do rzeczywistości stwierdzam, że byłem tom głównom sprężyną w przeprowadzeniu tej listy brzmiącej „Polska Partia Ludowa” (kandydatym na czwartym miejscu); wszedłym do ruchu polskiego. Na sobotę wieczór przed niedzielą wyborczą zwołałem więc w lokalu p. Latonia, na którym chciałem sam przemawiać, powiedzieć ludowi o co mi chodzi i jak ja sobie wyobrażam w przyszłowści naszom dominiemaną politykom. Im bliżej do soboty, tym więcej różnych doniosów i różnych plotek, że na tyn wiec Niemcy socjaliści sprowadzą dalszych mówców i różne ich kliki już się zbierajom nalać w porządku mnie, tymu „smarkaczowi”. Rzadko kiedy byłem w życiu bojaźliwy, strach to coś miałem rzadko, jak piniądze albo apetyt na cygara lub gorzołem; ale wtedy przeze mnie samego zwołany wiec bez obcego referenta, ja świeży partyjnik, do którego doprawdy wedle prostego rozumu mogło się mieć pewne zastrzeżenia i pewna grupa tych radykalnych Polaków? Oni też mieli wtedy do mnie pretensje? A byli to ci najodważniejsi, no i moi przeciwnicy jeszcze sprzed paru tygodni, nie znający moich tajnych przysług oddanych sprawie polskiej.
 
Niemcy zaś konsolidowani w tyn czas przez Aucha, kiedy bezradni Polacy prowadzili pomiędzy sobom dysputy, nie mogli się dogadać? Byli nieporównanie silni, głośni i pewni siebie, śmiejąc się ze mnie i urągając; co tym Polakom, nie dowierzającym mojej osobie nie bardzo dodawało otuchy. Moje akcje przedwyborcze za to stały kurcho, a wiec się zapowiadał bardzo liczny. Co do mojego talentu mówcy, to taka sprawa. Wiedziałem, że umiem gadać, udało mi się to już parę razy, czy w Nysie jako Soldatowi, czy też w Gliwicach lub w Raciborzu, ale to nie były tam wielkie referaty, tylko polymiki i to zupełnie inny tymat i język niemiecki; a tu mam teraz mówić po polsku.
 
Nie, doprawdy, czym bardzi zbliżała się sobota, tym bardzi mi było markotno. Nie tylko mnie samymu, ale moim bliższym przyjaciołom jak Telmerowi, tak kowalowi Gackowi i innym też tak szło. Ja rozmyślałem, jak mogłem układałem sobie w głowie tymat, ale to wszystko - gdo wie? Gdy już nadeszła sobota przychodzę do Latonia, tu aż wre w lokalu. Ludzie się schodzą, a to jeszcze dobre pół godziny do wiecku. Po piętnastu minutach, to 1/4 godz., przed wieczorm już sala pełna; „pierona”, nie serce coraz bardzi i szybciej bije, cóż to będzie? A tu naraz 5 min. przed siódmom, widzę paczka ludzi z raciborskiego pociągu przychodzi do Latonia a pomiędzy niemi samego Karola Góreckiego, czołowego kandydata z listy, którego po południu zwolniono z więzienia. Kamień mi z serca spadł i lżej mi się zrobiło, że nareszcze przychodzi gdoś, gdo umie mówić. Ja go naturalnie witam i proszę go, aby przemawiał jako referent. A to patrzam, że biedak tak pijany, co zaledwie na nogach stoi. Trafił się z kolegami w Raciborzu, no i po 5 miesiącach kustu więziennego nietrudno się poważnie zalać paru piwami. Ja do niego mówiam, a on doprawdy mnie nie rozumie tylko swoje plecie. Woda sodowa i świeże powietrzy po paru minutach trochę go otrzyźwiły, gdy na sali zagajając wiec i jego witając rozpocząłem krótki wstęp na aktualny tymat tego wiecu. Rozgadałem się tak w gorączkę, że coraz to głośniejszemi oklaskami przerywano mi mowę.
 
Po mnie parę słów przemówił też Górecki już nieomal trzyźwy. W następny dyskusji i polemice udało mi się tak Aucha samego, jak jego zebranych zwolenników tak zjechać, że po prostu byli wygwizdani z sali. Dla charakterystyki chcę stwierdzić, że własny szwagier, brat mojej żony do tego wieczoru był przeciw mnie w obozie u moich wrogów. W niedzielam nawet kilku kandydatów z listy Niemców oddało głos na listam polską, jak oświadczyli publicznie.
 
Dla mnie tyn tryumf, to nie byle jaka zachęta i to nie mając jeszcze 21 roku życia... Pomimo takiego sukcesu, którego odgłos rozniósł się daleko, ku zadowoleniu jednych, a  wściekłości drugich, niby Niemców, nie byłem jakoś sobom zadowolony, coś mnie gniotło, z czego ja sam nie mogłem sobie zdać sprawy. Jeżeli dziś po tylu latach o tym myślam i rozważam, to zdaje mi się, że to już było jakieś instynktowne przeczucie tegoż, co mnie jeszcze na tej drodze czeka, której nawet nie obrałem, ale na którą byłem zaplątnięty. Jak nieraz człowiek a nawet zwierzę ma żadnym rozumym nie uchwytalne przeczucie tegoż, co mnie jeszcze na tej drodze czeka, której nawet nie obrałem, ale na którą byłem zaplątnięty. Jak nieraz człowiek a nawet zwierzę ma żadnym rozumym nie uchwytalne przeczucie, czekającego go nieszczęścia lub wypadku, tak zdaje mi się i u mnie było to przeczucie. A może też jednym z tych powodów do tego nie cieszenia się ze swego zwycięstwa był tyn, że nie czułem się jakoś swojsko w towarzystwie tych głośnych marzycieli, przesadzania w gadaniu i udawaniu Bóg wie czego.

Opracowanie R.K.

  • Numer: 8 (516)
  • Data wydania: 20.02.02