Chodzi o to, by iść i nie pytać
Mowa tu o Stowarzyszeniu Artystów i Podróżników Grupa Rosynant. Członkowie zrzeszenia, których z miesiąca na miesiąc przybywa w szeregach Rosynantu starają się w miarę swoich możliwości promować, jak sami określają, to, co młode, niezależne, alternatywne i amatorskie. Nie chcemy tu robić drugiego Krakowa, bo nie jesteśmy w stanie. Chcemy w Raciborzu wytworzyć własny klimat. W tym mieście jest niesamowity potencjał w ludziach. Młodzi często stąd uciekają, mówiąc, że nie ma tu co robić. Chcemy zaszczepić w nich przekonanie, że to właśnie od nich zależy, jakie będzie to miasto i co będzie się tutaj działo - tłumaczy Dawid Wacławczyk, współzałożyciel grupy Rosynant.
Celem stowarzyszenia jest stworzenie niezależnej platformy wspólnej dla środowisk artystów i podróżników, a przede wszystkim promowanie młodych twórców z Raciborza i okolic. Członkowie zarządu: Michał Fita, Dawid Wacławczyk i Marek Tomański zamierzają pomóc swoim młodszym przyjaciołom w realizacji różnych projektów, wieczorów autorskich czy wspólnych imprez. Bo łatwiej się działa razem - tłumaczą zgodnie. Statutowym założeniem jest również wydawanie publikacji o treści artystycznej lub podróżniczej, takich jak tomiki poezji, zbiory opowiadań i felietonów, a nawet powystawowych prospektów fotograficznych.
Młodzi artyści i podróżnicy działają na dwóch frontach. Okres zimowy sprzyja przede wszystkim posunięciom na gruncie sztuki. Wtedy też głównymi imprezami, jakie odbywają się dzięki aktywnym związkowiczom są pokazy slajdów, wystawianie sztuk teatralnych oraz organizowanie konkursów, koncertów, przeglądów i spotkań z artystami i podróżnikami. Lato natomiast sprzyja organizacji wycieczek, obozów, warsztatów twórczej ekspresji, plenerów artystycznych i treningów twórczości, wypraw naukowych i wyjazdów kulturoznawczych. Promują również zdrowy tryb życia oraz zachęcają młodych ludzi do uprawiania sportów przestrzennych takich jak: trekking, tramping, wspinaczka skałkowa i wysokogórska, speleologia, kajakarstwo, surfing, żeglarstwo i jazda konna. Obozy, jakie organizujemy są ciekawe. Odbywają się tam tańce, warsztaty bębniarskie i wikliniarskie, noce przetrwania w lesie, rozwija się też rzemiosło indiańskie, a dla dzieci jest wioska indiańska - realizowana z Jolantą Dzumyk, instruktorem teatralnym, również członkiem stowarzyszenia - opowiada Michał Fita. Warto być członkiem stowarzyszenia żeby móc korzystać ze wszystkich imprez taniej - dodaje Dawid Wacławczyk.
Do grupy może należeć każda osoba, która ukończyła 16 rok życia i choć trochę czuje się w duszy podróżnikiem lub artystą. My tego nie sprawdzamy. Trzeba wypełnić deklarację, wykupić koszulkę i regularnie płacić składki członkowskie. Wystarczy, że ktoś chce przynależeć. Jedyne, czego oczekujemy to pomoc w organizacji naszych imprez - tłumaczą Dawid i Michał.
Pierwszą imprezą zorganizowaną już przez formalne stowarzyszenie był Art Attack, który odbył się 3 listopada. Ściągnęliśmy człowieka od tańców irlandzkich i kilkadziesiąt osób tańczyło na rynku. Potem rysowaliśmy tam plakaty - opowiadają raciborzanie. Następnie wszyscy przenieśli się do RCK-u, gdzie Dawid Wacławczyk i Marcin Kazubski prezentowali swoje slajdy z podróży do La Manchy w Hiszpanii. Stąd wzięła się nazwa stowarzyszenia. Rosynant to imię konia Don Kichota z La Manchy. Chodzi o to, by iść i nie pytać. Tak jak Rosynant z Don Kichotem, który szedł, tam, gdzie mu Don Kichot kazał, realizując przy tym bardzo ciekawe i szalone pomysły - tłumaczy Dawid. Oprócz Art Attacku zorganizowano też wigilijkę, na której wystąpił Tetraedr i zespół Przecinek. Ciekawostką były dwudniowe andrzejki na Soszowie Wielkim.
Inicjatorzy Grupy Rosynant działali już wcześniej jako nieformalni animatorzy kultury. Dwa lata temu założyli obóz Adapciak. Początkowo miał to być obóz integracyjny dla studentów pierwszego roku AWF-u w Krakowie. Z pomysłem wyszedł Dawid, który studiując na krakowskiej akademii postanowił zachęcić do tego wyjazdu krakowskich żaków. Pojechało trochę mniej osób z Krakowa, za to więcej przyjaciół z Raciborza. Odkryliśmy miejsce na Kaszubach - Przystanek Alaska. Mieliśmy 40 ha pól, łąk, lasów i jezior - dzikich terytoriów do własnej dyspozycji. Doszliśmy do wniosku, że chcemy tam co roku wracać i robić tam coś ciekawego - wspomina Dawid. Rok, po pierwszym Adapciaku, do Dawida zgłosiło się już dwa razy więcej uczestników. Obóz stał się znany w pewnych kręgach. Wzięły w nim udział ciekawe osobowości, które korzystały w mniejszym lub większym stopniu z propozycji organizatorów. Były tańce irlandzkie, greckie i żydowskie, rzemiosło indiańskie i joga - dodaje Dawid. Sukces Adapciaka podsunął organizatorom pomysł założenia stowarzyszenia i organizowania regularnych już imprez.
Stowarzyszenie jest grupą samo finansującą się. Sami sobie sterem, żeglarzem i sponsorem - śmieje się Michał. Rosynant współpracuje z wieloma osobami, które chętnie pomagają przy organizacji wszelkich przedsięwzięć. Ewa Milewska robi stronę internetową, Marcin Szukała i kilka innych osób pomaga w rozwieszaniu plakatów. Pomaga też nam cała ekipa z Tetraedru, mamy poparcie kierownictwa RCK-u i kina „Przemko”, miasto też nam sprzyja - mówi Michał.
Ostatnim przedsięwzięciem, jakie zorganizowali członkowie Rosynantu odbyło się 8 lutego i było efektem fascynacji i podróży do Tybetu Dawida Wacławczyka i Adama Sanockiego w 2000 roku. Podczas imprezy „Powiew Tybetu” materiał zdjęciowy z wyprawy, w postaci 150 slajdów został pokazany w trakcie koncertu zespołu The Band of Endless Noise. Wyświetlono również film „Kundun” Martina Scorsesa, oparty na autentycznej historii Dalaj Lamy i agresji Chin Ludowych na Tybet w latach 50. Podczas imprezy Adam Sanocki, założyciel warszawskiego stowarzyszenia Studenci na Rzecz Wolnego Tybetu, zbierał podpisy przeciwko eksportowi polskich koni na mięso. Jedyne, co możemy zrobić w sprawie egzekwowania praw człowieka na świecie i Tybecie to pokazywać, informować i mówić o tym. Chcemy budzić świadomość społeczną. To taka nasza mała misja - mówi Michał.
Ewa Wawoczny
Najnowsze komentarze