Londyńskie pamiętniki Arki Bożka (12)
Polacy zaś skłóceni na śmierć. Ich wódz i patron, Górecki Karol, jeszcze siedzi w obozie jeńców w więznieniu w Raciborzu. Żal mi ich nie było, bo to mniejsza o osoby, ale to przeboleć nie mogłem, że Polacy by mogli ponieść porażkę. I tu mnie zaś, po czwarte w tak krótkim czasie, jakoś ciągnie do tego polskiego. Czy to „głos krwi”? Czy to litość dla nich, tych pokłóconych idyalistów, bo takiemi na w skroś byli oni wszyscy w wiosce, to im trzeba przyznać z całem uważaniem. A byli to jednyni idyaliści, bo ci inni - Niemcy, to bez różnicy czy u Aucha, czy Kostki z farożym, to skończeni egoiści, którym li tylko idzie o honor, ni i o to, by tam z gminy skapło.
Za to wybór nie był trudny i ciężki. Nie chcąc się im Polakom nawlekać z mojeom pomocom nie czyniłym żadnych kroków do nich, którzy też nie mieli odwagi przyść do mnie, podejzdrzując mnie, że jako gospodarz na pewno sympatizujem z centrowcem Kostką, który też gospodarz. Byli już też poinformowani o wyrzuceniu przeze mnie Aucha.
Gdy już się zbliżał termin oddania listy kandydatów a oni jeszcze byli niezgodni, dałaem im znać, że oczekuję ich wieczorym. A oni z pewną podejzdrzliwością, drudzy z nie dającym się ukryć zadowoleniem przyszli do mnie pod „Gruszkom” (o którym jeszcze napiszę). Bez ogródek i jakichś tam pytań i dysput powiedziałem im, co o nich myślem i jak to trzeba postąpić, aby się nie zblamować i co ważniejsze - zwyciężyło imię polskie. Te ultra patrioty z Hanysym Gackom i Teodorym Palicom na czele jeszcze tam próbowali przeprowadzić swoje „Widzimisie”, co oznaczało rozbicie. Chwała Bogu z całom siłom mnie podeprzyli kowal Ignacy Gacka i jego brat Wincenty, a przede wszystkim Karol Lanert, jedyn z najwyrozumniejszych. Postawiliśmy listam z K. Góreckim na czele, po którego podpis poszedłem nawet do więzienia w Raciborzu, która zwyciężyła w stosunku nieoczekiwanie korzystnym 7 do 2. Do Rady Gminne na dziewięciu weszło siedym Polaków. Z niemi i ja nie mając jeszcze 21 lat, wbrew wszelkim przepisom i ustawom.
Był to mój już jako mężczyzny pierwszy start do ruchu i życia polskiego. Klamka zapadła, mosty do niemczyzny wabiące rozum i wszystko co z rozsądkiem połączone, raz na zawsze zostawiłem popalone za sobą. Nie ma powrotu, serce zwyciężyło rozum, duch materię. Koniec złudzieniami jakiejś wygodne kariery, spokojnego życia w gronie rodziny. Czteroletnie zasługi na polach bitew zdobyte wielkimi ofiarami krwi i szaleńczą odwagą, rzuciłem jak kość psu przy budzie. Tak jak cały tuzin moich przodków i ja jestem Polakiem i pozostanę nim aż do śmierci. Tak jak nie z własne wole wylądowałem tu na tym świecie, tak też stałem się Polakiem, pomimo tylu lat błądzeń i urabiania mnie przez szkołam, wojsko i rozum, który mnie z rozsądku skłaniał na Niemca. Tom ciernistom drogom, którom do końca świadomie chcę kroczyć, obrałem nie z entuzjazmym ani z żadnych namów, ani jakichkolwiek bądź spekulacji. Pomimo, że charakter i te zwyczaje polskie, które poznałem nie podobały mi się, ta skłonność do przesady, udawania, powierzchowności; ja, nawet marzycielstwo i brak obowiązkowości, nieraz mnie wprost przerażały, to jednak tam poszedłym, bo tam należym przez prawo natury.
Tak jak niejedyn dostojnik tego świata, żyjacy we wszelkich wygodach, bogactwie, honorach, naraz rzuci to wszystko i wdzieje ubogi habit, wyrzekając się tych wszystkich bogactw i wygód życia stanie się ubogim zakonnikiem z miłości ku Bogu; tak też mnie szło z tą różnicą, że nie z miłości ku Bogu, ale za to z miłości do narodu, którego jestym cząstką przez pochodzenie, którego nie można sobie dobrać wedle gustu. Zresztom dziś po przeszło 22 latach od tego czasu przyszłem do tego przekonania, że człowiek choćby najsilniejszy, najmądrzejszy, gdy chce być pozostać doprawdy człowiekiem, to kieruje nim w życiu jakaś niewidzialna siła czy duch, gwiazda. Nie raz prześladują człowieka bardzo dokuczliwie nieszczęścia, w których dużo ludzi ginie na wprost niezrozumiały sposób, ale też zaś druga paczka porządnych ludzi ocaleje cudym, co można sobie wytłomaczyć z trudym albo w ogóle na można. Ileż to razy ja sam byłem w sytuacjach zupełnie bez wyjścia, a jednak jakiś cudowny przypadek to tak sprawił, że nie tylko ocalałem, ale nawet wyszedłem z tego wzmocniony. Ja to zwiom opieka Anioła Stróża. Może to komuś zdawać się będzie śmieszne, kiedy się przyznam, że będąc dzieciakiem wiszący na ścianie nad moim łóżkiem obraz Anioła Stróża idącego za dzieckiem nad przepaścią po wąskim mostku, zrobił tak silne wrażenie, że bardzo często w życiu, gdy się znajdowałem w niebezpieczeństwie, tyn obraz stawiał mi się przed oczy, jak gdyby go dziś widział. Może to nawet zabobony albo coś w rodzaju autosugestii, fakt, że od najwcześniejszych lat, w których dzieciak wogóle może pojmować pamięcią wrażenia, ten obraz jako jedyny utkwił mi w pamięci i zjawiał mi się tylko w chwilach niebezpieczeństwa. I nie przesadzam, jeżeli twierdzem, że zazwyczaj zawdy jakoś z wszystkiego się wybronię i sytuacja się zmienia na lepsze.
(5. 9. 41 r. 6 p. poł.) Wtedy start i zwycięstwo było takie, że sam nim byłem zaskoczony. Liczyłem na 4 mandaty, a jeżeli dobrze pójdzie to nie wykluczone, że będzie ich nawet pięć, a tu ich liczono aż 7 (siedym). Może nie było to tyle moja zasługa jak tyn prosty fakt, że lud miał do mnie zaufanie, no i tych ludzi, których postawiliśmy na listę.
U Niemców w wiosce i Raciborzu niemała konsternacja. I wtedy już władze, to jest starosta powiatowy (landrat) zwrócił na mnie uwagę. Jeszcze więcy huku było 3 tygodnie później, kiedy pomimo protestu z mej strony rada się uparła i wybrał mnie na zastępcę wójta. Wtedy to starosta przywołał dotychczasowego wójta Sobeczkę, robiąc jemu nieprzyjemne zarzuty. A gdy Sobeczko landratowi oświadcza, że ma na gromadę do gminy przybyć i się przekonać, że tyn Bożek Arka to porządny człowiek, wtedy dopiero starosta się dowiaduje, że jeszcze nie mam nawet 21 lat. Nie tylko u niego szalone zdziwienie, ale jeszcze większa uciecha, bo nie potrzebował mnie zatwierdzić z prostego powodu, że nie mam przypisanego wieku.
Ja sam to wiedziałem, za to przyszło, do kompromisu, ja zrezygnowałem z funkcji ławnika, na co się rada Gminy ani rusz zgodzić nie chciała, a pozostanę w radzie gminy. Zresztom było to obojętne i tylko formalne, bo i tak w Gminie i przed wyborami rzadko co zdarzyło się bez mojej zgody. Kiedy już byłem oficjalnie członkiem w radzie gminy, rozpocząłem mom działalność na całego. Prowadziłem komisją mieszkaniowam, ponieważ bardzo trudno było o mieszkania jako w wiosce podmiejskiej. Dużo mi wtedy pomogał nauczyciel Niemiec i oficer z armii niemieckiej Lischka, który tak się do mnie przywiązał, że miał dużo kłopotów z władzami. Wypracowałem też tak zwany Ortastatut, którego nie miała żadna gmina w powiecie, a który dla zatwierdzenia sporo lat leżał na Starostwie. Dopiero w 1927 r. za mojego sołtysowstwa został wprowadzony.
Wygląda to może na wychwalanie się siebie samego. Jak już kilka razy podkreśliłym, chcę być obiektywny o ile sie da i jakieś względy nie stojom tymu na przeszkodzie. A sprawy komunalne jak jeszcze późni będę stwierdzał, były dla mnie jedne z najważniejszych i odgrywały w moim życiu bardzo poważną rolę.
oprac. R.K.
Najnowsze komentarze