Poniedziałek, 18 listopada 2024

imieniny: Klaudyny, Romana, Filipiny

RSS

Mundial 2002

30.01.2002 00:00
Specjalnie z okazji 10-lecia Nowin Raciborskich nasi bohaterzy, choć grają w dwóch różnych drużynach, postanowili jeden raz stanąć razem do pamiątkowego zdjęcia. Zastaliśmy ich podczas treningu przed zbliżającym się mundialem (czytaj wyborami samorządowymi). ...czyli co po dziesięciu latach opisywania sceny politycznej Raciborza możemy powiedzieć o naszych miejscowych włodarzach. Znamy ich tylko z mediów. Nie wiemy jak się zachowują, co lubią, a czym grzeszą. Dziennikarze znają świat władzy od kuchni. Tajemnice tej kuchni chcemy teraz zdradzić, mając oczywiście nadzieję, że żadna z opisywanych osób nie będzie nam miała tego za złe. Przyświecają nam czyste intencje i chęć pokazania, że polityk musi mieć jakąś osobowość, której elementem powinno być przeświadczenie, że żadna cnota krytyk się nie boi.

Stoją: - pierwszy od lewej Wilhelm Wolnik; najstarszy, ale i najbardziej doświadczony zawodnik na boiskach, można rzec profesor futbolu a nawet cesarz, wciąż aktywnie gra, służy radą i swoim autorytetem zawodnikom Tadeusza Wojnara, ma liczne grono kibiców i staż w Bundeslidze.
- drugi Tadeusz Wojnar; grający trener i to na pozycji stopera, ustala skład i taktykę, mobilizuje drużynę do ataku, gra fair, ale nie cierpi fauli przeciwników, jego atutem jest kondycja, kiedy inni już nie mogą on idzie do przodu jak Niemcy, gra zawsze do końca.
- trzeci Andrzej Markowiak; niedawno awansował do Bundesligi, ale kontrakt ma tylko na cztery lata, więc stara się trzymać miejsce w swojej starej drużynie, tym bardziej, że w nowej ekipie wciąż nie może znaleźć swojego miejsca, przez co na razie o nim cicho.
- czwarty Adam Hajduk; po transferze Markowiaka wystawiony do gry w ataku i taką też pozycję w drużynie chce utrzymać do mundialu, musi jednak popracować nad kondycją i techniką, mówią, że ma talent, ale póki nie przekonają się o tym kibice, trudno liczyć na sławę.
Klęczą: - pierwszy od lewej Krzysztof Kowalewski; typowy zawodnik drugiej linii, ale z zakusami do gry w ataku, by grać w pierwszej linii musi przezwyciężyć kompleksy i przekonać do siebie resztę drużyny.
- drugi Wojciech Krzyżek; piłkę nożną traktuje jako hobby, ma inne zainteresowania, do drużyny wszedł z ławki rezerwowych i teraz reszta obserwuje go jako kandydata do stałego składu. Widzą go w drugiej linii.
- trzeci Mirosław Lenk; typowy zawodnik drugiej linii, robi, co mu każą starając się bezbłędnie zrealizować zamierzenia trenera, na razie pewne miejsce w składzie na mundial, choć niektórzy przebąkują, że trzeba mu dać szansę gry w ataku.
- czwarty Marek Bugdol; w świat piłki wszedł dość późno, wcześniej w innej dyscyplinie, którą nadal uprawia, do dziś nie jest całkowicie przekonany, czy chce dalej kopać, a obu pasji nie da się połączyć w dwubój, jeśli będzie grał, to tylko w ataku, bez dobrej drużyny nic jednak nie zdziała.
- piąty Henryk Siedlaczek; ma liczny fan-club, rzecz jasna w swoim miejscu zamieszkania, bardzo chce iść do ataku, a przynajmniej dalej grać w drugiej linii, mówią jednak, że zbyt nerwowy, na dodatek kuszony transferami - starzy koledzy z boiska chcą żeby zagrał z nimi w lidze niżej, gdzie walczą o mistrzostwo.

Nestor Wilhelm
 
Zaczynamy od wójta Krzyżanowic Wilhelma Wolnika, nestora śląskich i polskich samorządowców. Kiedy był już naczelnikiem gminy, wielu obecnych wójtów, burmistrzów i prezydentów wertowało w szkolnej ławce kartki elementarza, opisującego wyczyny Ali i Asa. Można powiedzieć, że Krzyżanowice to Wolnik, a Wolnik to Krzyżanowice. Tu nic się nie dzieje bez jego wiedzy. Ludzie mu ufają, o czym świadczy poparcie w wyborach. Podczas ostatniej elekcji do Rady Powiatu uzyskał największą liczbę głosów spośród wszystkich kandydatów. Wójta można nazwać mistrzem pressingu. Kiedy innym się nie chce, on wysyła monity za monitami. Dzwoni i pyta. Skwapliwie wykorzystuje swoje posłowanie w X kadencji. Jak go łączono z różnymi centralnymi departamentami, to mówił: „poseł Wolnik” i każdy urzędnik uważnie słuchał. Wiele spraw zostało przez to załatwionych. Dla wójta Krzyżanowic trzeba mieć czas. Jak przemówi na sesji, to czasami kilkadziesiąt minut z głowy. Nie byłby dobrym kaznodzieją, bo, jak mówią na wsiach, dziesięć minut kozania jest do ludzi, piętnoście do farorza, a dwadzieścia do diobła. Daje jednak wzór kindersztuby. Na każde zaproszenie odpowiada; albo przychodzi, albo dziękuje i przeprasza, że nie może przybyć. Dla innych polityków te dobre obyczaje są obce. Szczególnie broni interesów rolników. Jego koniki to ochrona przeciwpowodziowa i rozwój ruchu granicznego. Za młodu był zawodnikiem w tenisie stołowym, medalistą imprez rangi mistrzostw.

Święty Augustyn
 
Mowa o pośle Andrzeju Markowiaku, do niedawna prezydencie Raciborza. Do przesady oszczędny, przy okazji powtarzający za średniowiecznym teologiem, że człowiek jest bogaty tym, co zaoszczędzi, a nie co zarobi. Przez to chyba średniowiecza sięgają jego poglądy na rozwój technologii informatycznych. Wiceprezydenci od zawsze chcieli mieć komputery i dostęp do internetu. Mają od czasu, kiedy nie ma Markowiaka. Marzeniem urzędników były podwyżki pensji. Tu niestety odszedł prezydent, a pojawiła się dziura budżetowa i nadzieje prysły jak bańka mydlana. Typowy antydomator. W ratuszu pojawiał się już o 7.00 rano idąc zazwyczaj pieszo i pisząc w notesie czym powinna się zająć straż miejska. Zajmował się sprawami dużymi i małymi. Do późna wieczorem potrafił ślęczeć na stosem dokumentów, w tym faktur, którymi wcale zajmować się nie musiał. Amator historii i ekologii. Muzea w innych miastach przedkładał jednak nad oczyszczalnie ścieków, wysypiska odpadów i sortownie. Wielki fan współpracy przygranicznej. To jemu należy głównie zawdzięczać powstanie Euroregionu Silesia. Cenił dobry żart, a i sam potrafił zaskoczyć nieraz sprośnymi dowcipami. Ulubieniec dziennikarzy. W tzw. trudnych tematach walił prosto z mostu, celnie nieraz puentując. Jego zastępcy, w tym radni, o wielu sprawach i poglądach dowiadywali się z prasy. Lubił się obrażać, co często okazywał. Średnio po dwóch tygodniach mu przechodziło. Świetnie gra na gitarze, dusza turysty gawędziarza. Bardzo dobry głos do partii solowych.

Dziadek Mróz
 
Starosta Marek Bugdol ma nadzwyczajną odporność na niskie temperatury. W jego gabinecie zawsze zamieć, okna otwarte na oścież i przeraźliwie zimno. Późną jesienią lubi chodzić w samym garniturze. Samorządowiec i profesor. W rządzenie powiatu angażuje się tak samo, jak w poszerzanie wiedzy o systemach zarządzania jakością. Można o nim powiedzieć: Pan ISO. Wdrażał je w ZEW-ie, potem w Starostwie. Naukowa pasja przyniosła korzyść Raciborzowi, bo starosta był gorącym promotorem powstania wyższej uczelni. W rozmowie trudny. Sam mówi dużo i głośno, choć z reguły konkrety. Trudno przy nim wyartykułować myśli. Trzeba się przygotować na złośliwości, które balansują na granicy dobrych obyczajów. Zdarzają mu się jednak także celne puenty, nieraz o erotycznym zabarwieniu. Przy toastach w politycznych salonach zwykł mówić: kto nie pije, ten kabluje.

Papa Smerf
 
O przewodniczącym Rady Miasta Tadeuszu Wojnarze mówi się w kuluarach jako o szarej eminencji raciborskiej polityki o dość specyficznych pseudonimach „Papa Smerf” lub „Fajter”. Uczestniczył w każdym rozdaniu stołków, prawie zawsze po swojej myśli. Woli jednak tworzyć i dbać o polityczne zaplecze niż pchać się na salony. Groźny w politycznych bojach, nazywanych „kuglowaniem”. Niegdyś pięściarz, zwolennik tężyzny fizycznej i motoryzacji. Śmiertelny wróg SLD, z wzajemnością zresztą. Rzadko ulega emocjom. Wyznaje zasadę, że czas wszystko pokaże, co nie przeszkadza, by wykorzystać jego upływu do działań. Na uroczystościach i imprezach pojawia się rzadko. Wszystko rozgrywa w budynku administracji „Nowoczesnej”. W sytuacjach politycznych napięć spełnia rolę strażaka. Gasi rozpalone emocje swoich ludzi. Z pozoru niedostępny. Lubi celny żart i komentowanie wydarzeń na scenie politycznej z godną uwagi swadą.

Dyrygent
 
Ktoś kiedyś badał, która nacja najbardziej gestykuluje podczas mówienia. Wyszło, że Meksykanie. Bacząc na to, prezydent Adam Hajduk powinien nosić sombrero. Jego wywody na sesjach nieraz wywoływały salwy śmiechu. Nie wiedzieć czemu radni ulegają jego urokowi, dając się często wywieść na manowce. Świetny recytator. Na ostatniej Gwiazdce Serc pokazał, że u klasyków naszej romantycznej literatury aż kipi od sprośności i erotyzmu. Jego myślenie o mieście zamyka się w słowie infrastruktura. Kiedy był wiceprezydentem, trudno mu było zrozumieć potrzeby kultury i oświaty. Dba o swój wizerunek. Nie lubi wypowiedzi mogących budzić kontrowersje. Dawniej wielki oponent szczerości prezydenta Markowiaka o zapędach cenzorskich. Czuje władzę, kiedy ma komfort rządzenia. Podczas politycznych burzy nerwy oplatają go całkowicie.

Ataman
 
Dusza Kozaka, na co zresztą po części wskazuje wygląd. Wicestarosta raciborski Krzysztof Kowalewski rządzenie sprowadza do konkretów. Nie cierpi bajdurzenia, przez co nie bez powodu dobrze się czuje w inwestycjach, nieruchomościach i akcjach „Zima”. Szefował kiedyś służbom komunalnym Raciborza. Trochę jednak porywczy. Z polityków najwyższej półki najczęściej przydarzy mu się przeklinać. Domator. Lubi zakupy, czasami gotuje. Za „Włókniarzem” Kietrz poszedłby w ogień. Kupuje stałe karnety na wszystkie mecze. Na ławce siedzi jednak spokojnie, ale na słabych graczach nie zostawia suchej nitki.

Wielki Szu
 
W oświacie miejskiej, w której rozdaje karty, konfliktów uniknąć się nie da, ale przynajmniej czyni starania. Wiceprezydent Mirosław Lenk, syn wojskowego, lubi dyscyplinę, ale nie lubi być aktorem w politycznych dramatach. Źle się wtedy czuje, przez co woli wykonać zwrot w tył. To dobry sposób na prowadzenie własnej gry. Lubi ponarzekać, często, że dużo pracuje. Spośród nauczycieli zdecydowanie preferuje wuefistów. Medialnie już poukładany. Dawniej lubił się wypierać tego, co mówił. Dziś waży słowa i unika niepopularnych wypowiedzi.

Pierwszy garnitur
 
Najmłodszy wiceprezydent, najśmielej eksperymentujący w ubiorze i prezentujący modną linię. Wojciech Krzyżek, na urzędzie od kilku miesięcy, czuje czasem sentyment do studenckiej swobody pozwalając rosnąć intrygującej bródce. Architekt pełną gębą. Zaprojektował prezydenckie gabinety, z których jeden teraz zajmuje. Kiedy na sesjach nie ma co robić, natychmiast chwyta literaturę fachową albo kreśli coś zawzięcie na kartce papieru, z reguły bryły budowli. Medialnie typowy unita. „Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Nic więcej nie powiem” - odpowiada pytany o trudne sprawy.

Nerwus
 
Polityka go niszczy. Henryk Siedlaczek, członek zarządu powiatu do spraw oświaty i polityki społecznej, intryguje oryginalną fryzurą ála Maksymiuk, przez co zyskał pseudonim „Kudłaty”. Chce dobrze, ale bardzo nerwowy w działaniach. Paznokcie przestały mu już rosnąć. Kurzok. Wypala najwięcej spośród naszych bohaterów. Przepracowany. Na jego barkach spoczywa ciężar reformowania szkolnictwa ponadgimnazjalnego. Odpręża się w rodzinnych Rudach, gdzie w tamtejszej szkole był prekursorem edukacji regionalnej. Lubi polować i myśliwskie, piwne gody. Majsterkowicz i domator, ale, z racji braku czasu, w zawieszeniu. Słynny jest jego duży fiat. Tylko Siedlaczek wie, dlaczego jeździł.

Grzegorz Wawoczny

  • Numer: 5 (513)
  • Data wydania: 30.01.02