środa, 13 listopada 2024

imieniny: Stanisława, Mikołaja, Krystyna

RSS

Boju, boju, bojka!

23.01.2002 00:00
W długie zimowe wieczory gromadka wnucząt zbierała się w wielkiej kuchni u babci, a ciotka Johanka opowiadała nam różne bajki. Światło było wygaszone, a żar z otwartego popielnika stwarzał taki sielski, niepowtarzalny nastrój.

Opowieści swe zaczynała od porzekadła „Boju, boju, bojka, na piecu kukiełka, kto prędzej wstanie, to ją dostanie”. Kukiełką nazywano wtedy małe podłużne chleby. Genezę tego porzekadła poznałem znacznie później. Sięga ona dawnych, jeszcze pogańskich czasów. U naszych praprzodków bogini żniw miała postać młodej dziewczyny, prawie dziecka. Z mąki pochodzącej z pierwszych zebranych kłosów wypiekano chleby ofiarne, którym nadawano kształt dziewczynki, kukiełki. Wracając do naszego tematu, opowieściami były powszechnie znane bajki albo też historia o utoploszku, który przychodził do młyna wodnego na Psinie. Były też legendy np. o św. Jerzym albo o św. Genowefie, niesłusznie wygnanej ze swojego zamku, która tułała się ze swymi dziećmi po lasach. Każda z tych opowieści miała swoje szczęśliwe, moralizatorskie zakończenie.
 
Odrębną grupą opowieści, i to opartych na faktach, były wspomnienia o wyczynach sławnego, w latach 20-tych i 30-tych ub. w. psotnika raciborskiego o imieniu Hugo, a nazwisku Christoph. Ponieważ obie nazwy są imionami, często je mylono. Powszechnie psotnik ten jest znany pod mianem Christoph, po polsku zaś Krzysztofek. Z wykształcenia był ponoć doktorem filozofii, stąd jego filozoficzny stosunek do życia i zjawisk. Chodził w tzw. gehrocku tj. w surducie, na głowie miał cylinder, na rękach białe rękawiczki, laseczkę z gałką i był boso. Chętnie zapraszano go na wesela i zabawy karnawałowe, na których prowadził korowód (polonejza), trzymając w jednej ręce parówkę, w drugiej zaś nocnik z musztardą.
 
Robił różne psoty urzędnikom miejskim, policji, jak i mieszkańcom. Najciekawsze psoty polegały na dwuznaczności słów i zwrotów. Liczba tych psot była znaczna, często był w ich wyniku aresztowany. Na swój 50-ty areszt przyjechał bryczką z muzykantami, a kierownik aresztu witał go z kielichem szampana.
 
Po dojściu nazistów do władzy, żarty Christopha przestały się już podobać, a były i nieprzystojne. Ponoć za molestowanie seksualne Christoph został osadzony w Dachau, skąd już nie powrócił.
 
Dziś Christoph i jego psoty są już niemal zapomniane. Przypominam tu co celniejsze i to w takim skrócie, w jakim je słyszałem i zapamiętałem.

Christoph na moście
 
Działo się to w okresie plebiscytowym, w Raciborzu stacjonowały wojska włoskie. Do policji wpłynęło pismo o treści, iż tego a tego dnia, w południe, most zamkowy zostanie wysadzony w powietrze. Pismo było w j. niemieckim i zawierało zapowiedź „die Schlossbrucke wird gesprengt”. Słowo gesprengt oznacza też pokropienie, czy zraszanie. Pismo z uwagi na sytuację polityczną potraktowano poważnie. Policja i wojsko zostały postawione w stan pogotowia. Zebrał się też tłum gapiów. O określonej godzinie na most wszedł Christoph z konewką w ręku i polewał most.

Christoph się wyprowadził
 
Christoph przez długi czas nie płacił czynszu. Po kilku ustnych napomnieniach właściciel wysyła pismo podając ostateczny termin opuszczenia mieszkania. Używa tu słów „Sie mussen ausziehen”. Słowo ausziehen oznacza też rozebrać się. W wyznaczonym dniu na drzwiach mieszkania Christopha wisi kartka „Christoph ist ansgozogen”. Kiedy właściciel otworzył drzwi, zobaczył w izbie nago stojącego Christopha.

Christoph w sądzie
 
Christoph był żonaty, miał też córkę, żona mając już dosyć jego wyczynów wszczęła rozprawę rozwodową. Z sądu Christoph otrzymał pismo, iż ma się u nich stawić. W pozwie użyto sformułowania „in Sachen ihrer Frau”, tj. „w sprawie (ale też i w rzeczach) pańskiej żony. W oznaczonym terminie Christoph przyszedł do sądu ubrany po kobiecemu, w rzeczach swojej żony.

Christoph na robotach publicznych
 
Poniższe zdarzenie opowiedział mi mój ojciec, który jak i Christoph był bezrobotny. Wtedy bezrobotni byli zobowiązani do podejmowania wskazanych robót publicznych bez dodatkowego wynagrodzenia i to pod karą cofnięcia zasiłku. Grupa bezrobotnych, w której znajdowali się Christoph i mój ojciec miała oczyszczać rowy przydrożne, zaznaczono im też, iż mają przynieść z sobą własne narządzia pracy. Bezrobotni przyszli z łopatami, szpadlami, a jedynie Christoph z łyżką, twierdząc, iż to jest jego narzędzie pracy. Znaleziono mu jakąć łopatę, ale podczas roboty robił tyle błazeństw, iż było dużo śmiechu i mało roboty. W końcu majster posłał go do domu.

Christoph szydzi z mieszkańców
 
Christoph stoi pod jakimś wysokim domem, patrzy w górę i mruczy „och, och, ja, ja, ach, ach” itp. Prawie każdy przechodzień, nawet znający Christopha, nie oprze się by też nie spojrzeć do góry.

Jazda najtańszym środkiem lokomocji
 
O jednym zdarzeniu, które w sposób przypadkowy nawiązuje do stylu wyczynów Christopha, słyszałem od kolegów pracujących w Zakładach Azotowych Kędzierzyn. Było to w latach 50-tych ubiegłego wieku. Niższy rangą urzędnik miał się służbowo udać do Szczecina. Należał mu się przejazd pierwszą klasą pociągu pośpiesznego, wymagało to jednak akceptacji dyrektora. Dyrektor zaś, znany ze swego skąpstwa, napisał „przejazd najtańszym środkiem lokomocji”. Urzędnik wybrał się do Szczecina barką  rzeczną. Wrócił po dwóch tygodniach, w Zakładzie czekało na niego zwolnienie dyscyplinarne. Sąd Pracy po wysłuchaniu wyjaśnień owego urzędnika i sporej porcji śmiechu, przywrócił go do pracy. Długo jednak, w myśl przysłowia o psie, którego się chce ukarać, miejsca w zakładzie nie zagrzał.
 
Opowieści takich było bardzo dużo, wymieniłem tylko co ciekawsze. Podobno przed wojną wydano książeczkę opisującą psoty Christopha. Niektóre są opisane w różnych książkach dotyczących Raciborza. Do wymienionego wyżej pełnego zbioru nie udało mi się niestety dotrzeć.

Henryk Swoboda

  • Numer: 4 (512)
  • Data wydania: 23.01.02