Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Hiperkonsternacja

23.01.2002 00:00
Jako pierwsi publikujemy wnioski zawarte w raporcie warszawskiej firmy Uniconsult, która na zlecenie władz miasta badała sytuację raciborskiego handlu. 35 proc. raciborzan uważa, że zrezygnuje z zakupów w małym sklepie jeśli powstanie hipermarket. 65 proc. nie wyobraża sobie jego braku w pobliżu domu. Ciekawe jest również to, iż ponad połowa raciborzan warunkuje powstanie hipermarketu od rozwiązania problemów komunikacyjnych. Niezależnie od tego czy powstanie, raciborski handel i tak czekają przeobrażenia.

W Raciborzu od dawna toczy się dyskusja na temat potrzeby lokowania hipermarketu dużej zachodniej sieci. Toczy się ona w sytuacji malejących obrotów małych sklepów i emigracji zakupowej raciborzan do sąsiednich dużych miast (Rybnik, Opawa, Żory) oraz kompletnego zdezorientowania ratusza. Łatwo było mówić, że duży hipermarket jest niepożądanym gościem, kiedy wpływ na decyzje miał tylko Racibórz. Dziś blisko sukcesu są Krzanowice, które spełniły już wszystkie formalności, by liczący kilka tysięcy metrów kwadratowych powierzchni duży obiekt powstał w Wojnowicach, tuż przy granicy Raciborza. Rajcy raciborscy tymczasem ponownie podejdą do wypracowania własnej polityki. Wcześniej trwali jakby w skostnieniu nie dostrzegając nawet, iż zmieniły się przepisy. Kiedy pozwalali na budowę marketów do 1000 m kw. nie przewidzieli, iż to właśnie one podkopią fundamenty drobnego handlu, a prawo pozwala całkowicie pominąć ich opinię przy budowie obiektu do 2000 m kw. powierzchni sprzedażnej, a więc bez zaplecza i magazynów. Realia ciągle się zmieniają i jak to zwykle bywa administracja za nimi nie nadąża. Mimo że o hipermarketach pisaliśmy już dużo, to wracamy do tematu, bo raport Uniconsultu pokazuje obraz całego miejscowego handlu i preferencje raciborzan, wcześniej tylko prognozowane lub wręcz odgadywane, teraz potwierdzone badaniami statystycznymi.
 
Średnio w Polsce na jeden sklep przypada 86 osób, podczas gdy w Raciborzu jedynie 40. To anormalna sytuacja oderwana od stabilnych na rynku standardów. Przyczyną tego stanu, według Uniconsultu, jest brak sklepów wielkopowierzchniowych. Warszawska firma doradcza uważa, że małe sklepiki w Raciborzu (około 70 proc. z nich handluje artykułami spożywczymi, reszta przemysłowymi) konkurują pomiędzy sobą i nawet bez hipermarketu część z nich będzie musiała zamknąć swoje podwoje. Konkurencję wzmagają placówki wyspecjalizowane oraz małe supermarkety sieci dyskontowych, które preferuje ratusz w myśl obowiązującej jeszcze zarząd polityki Rady Miasta.
 
Bezdyskusyjny dla Uniconsultu wydaje się być fakt, że drobny handel nie będzie tworzył nowych miejsc pracy. Maleje jego rentowność, co wymusza zwiększanie wydajności już pracujących przy i tak nie najwyższych płacach. Jeśli powstanie hipermarket, część małych sklepów na pewno padnie, ale spowodowany tym wzrost bezrobocia będzie mniejszy niż się powszechnie sądzi, tym bardziej, że sklepy prowadzone są rodzinnie. Liczba nowych, tzw. trwałych miejsc pracy, które powstaną nie tylko w samym hipermarkecie, lecz również w firmach obsługujących, m.in. ochroniarskich czy serwisowych (zatrudnienie ma w nich wzrastać o około 20-30 proc.), ma zrekompensować potencjalne zwolnienia. Uniconsult uczciwie jednak przyznaje się, że będą to stanowiska gorzej opłacane przy równie dużych wymaganiach co do wydajności. Przy ich obsadzie, co jest drugą stroną medalu, nie wymaga się prawie żadnych kwalifikacji. To szansa dla tych bezrobotnych osób, które z powodu braków w wykształceniu i tak mają problemy z uzyskaniem pracy. Szansa przede wszystkim dla kobiet.
 
Z raportu wynika, iż błędem kupców jest utożsamianie swoich kłopotów z pustymi portfelami klientów i inwazją hipermarketów. „W warunkach rosnącej konkurencji ujawniają się luki w wykształceniu i umiejętnościach rodzimych handlowców” - piszą specjaliści z Uniconsultu. Nie było ono potrzebne na początku transformacji ustrojowej w Polsce, kiedy sprzedawano dużo i byle jak, ale jest niezbędne teraz, tak samo jak wizja tego, co się będzie robić za pięć lat. Tymczasem nie wie tego, jak czytamy w raporcie, większość handlowców.
 
Mitem jest także tłumaczenie spadku obrotów konkurencją ze strony dużych sieci. Jako główną przyczynę tego stanu wymienia się przede wszystkim słabą jakość towarów w małych sklepach, małe ich zróżnicowanie oraz nieraz dużo wyższą cenę. 65 proc. ankietowanych klientów dużych hipermarketów lubi je właśnie za duży wybór. Niższa cena jest dopiero drugim kryterium. Niemniej ważna jest możliwość zaoszczędzenia czasu oraz zapłaty kartą kredytową. Przy kupowaniu artykułów spożywczych dla klientów najważniejsza jest świeżość, potem cena i czystość w sklepie. Znaczenie mają również: miła i szybka obsługa, wielkość asortymentu, czytelne oznaczenie cen, bliskość domu i, co ciekawe, oferta polskich produktów. Mały sklep ma więc duże szanse na rynku, ale powinien czynić zadość oczekiwaniom ludzi. Z autopsji wielu raciborzan wie, że z czystością, miłą obsługą i świeżością wiele sklepów w Raciborzu ma ogromne problemy.
 
Odporność na sąsiedztwo hipermarketu zależy od obrotu sklepu. Dla placówek mających miesięcznie 50 tys. zł przychodu, spadek przychodów o 20-30 proc. nie musi oznaczać wprost upadku. Spadek ten zresztą trwa przez okres maksymalnie trzech miesięcy, do czasu kiedy klienci zaspokajają swoją ciekawość. Potem następuje powrót do małych sklepów i stabilizacji przychodów. Nie zawsze muszą być niższe niż poprzednio. Kilka placówek może stworzyć grupy zakupowe pozwalające kupować towar taniej, wprowadzić asortyment, którego nie ma w hipermarkecie lub oferować towar świeży dostarczany codziennie (sieci dostarczają warzywa i owoce co kilka dni). Gorzej będzie ze sklepami rodzinnymi, zatrudniającymi od 3 do 5 osób, gdzie obroty nie przekraczają 25 tys. zł, a koszty wymuszają stosowanie wysokich marż. Placówki te nie są w stanie wygospodarować pieniędzy na rozwój i czeka je niechybny upadek.
 
Według badań Uniconsultu większość sklepów w Raciborzu ma powierzchnię do 100 m kw. Obroty powyżej 20 tys. zł wykazuje 51 proc. handlowców. Reszta zarabia od 11 do 20 tys. zł. Łatwo obliczyć, że nawet duża marża nie gwarantuje zysków mogących pokryć koszty wynajmu lokalu oraz opłaty za energię, a co dopiero mówić o pensjach personelu. Jeśli powstanie duży hipermarket, zamknięta może zostać połowa z małych sklepów. Jeśli tak się stanie, liczba mieszkańców przypadająca na jeden sklep w Raciborzu zrówna się ze średnią ogólnopolską. Przeczuwają to sami handlowcy, dla których wizja sprowadzenia dużej sieci, to bez wątpienia najczarniejsza z wszystkich wizji, które są w stanie sobie wyobrazić. 77 proc. właścicieli sklepów uważa, że hipermarket zagrozi ich interesom. 64 proc. z nich zapowiada, że spadek obrotów w granicach 15-30 proc. zmusi ich do redukcji zatrudnienia. Potwierdzają to doświadczenia ogólnopolskie. Hipermarket to plajta około 30 proc. sklepów w jego pobliżu i wymuszona zmiana lokalizacji kolejnych 10 proc.
 
Nawet jednak bez wizji budowy hipermarketu, handlowcy jak najszybciej powinni rozpocząć wielkie reformowanie. Jak sugeruje Uniconsult małym sklepom potrzebny jest: wspólny marketing i zaopatrzenie a nawet zarządzanie. Wspólne działanie polepszy pozycję negocjacyjną z producentami, a więc pozwoli obniżyć ceny towarów. Dużo daje dobre logo, łatwa do zapamiętania nazwa, egzekwowanie uprzejmości od personelu, stosowanie techniki sprzedaży impulsywnej polegającej na odpowiednim ustawianiu towarów na półce. Inicjatywy integracyjne muszą wyjść od samych kupców lub od samorządu gospodarczego. Na nic takiego jednak się nie zanosi, m.in. z powodu słabości i zbytniego upolitycznienia miejscowej izby gospodarczej. Słychać natomiast liczne głosy niezadowolenia a nawet zapowiedzi protestów. Wniosek końcowy Uniconsultu jest jednak taki, że protesty na nic się zdadzą. Hipermarkety to prawo rynku i spełnienie oczekiwań klientów. A czego na pewno handlowcy nie powinni robić? Przede wszystkim szukać obrońców w samorządzie, bo nie dostarczą im klientów. Bazować na opinii jednego lub dwóch klientów, unikać zmian oraz kamuflować zepsuty towar. Młodego adepta ekonomii nie trzeba też długo przekonywać, że nie inwestuje się w sklep licząc, że jakoś się uda.
 
Promykiem nadziei dla małego handlu są dane dotyczące preferencji klientów. Dają dużo do myślenia, bo przeczą mitom rozsiewanym w trakcie emocjonalnych dyskusji. Okazuje się bowiem, że w Polsce doceniamy wprawdzie zalety dużych sieci, ale tylko 14 proc. rodaków chce, by było ich więcej. Trochę to dziwne, bo towarzyszy temu rosnący odsetek osób robiących zakupy w hipermarketach. W 1999 r. żywność kupowało w nich 4 proc. ankietowanych, w 2000 r. już 9 proc. Odsetek stale rośnie, ale nie tak szybko, by położyć krzyżyk na małych sklepach. Nadal około 60 proc. ludzi uważa je za najlepsze na robienie zakupów spożywczych. „Sklepy te w Raciborzu nie powinny więc zanadto obawiać się konkurencji ze strony zachodnich sieci” - przekonuje Uniconsult. W rankingu popularności mały sklep zdecydowanie wygrywa przed samem do czterech kas i supermarketem. Na czwartym miejscu lokuje się dopiero hipermarket, na piątym sklep dyskontowy, a dopiero na szóstym bazar lub targ. Największe szanse w starciu z sieciami mają według specjalistów sklepy osiedlowe, w których zarówno klient jak i sprzedawca nie są dla siebie anonimowi, przez co wzrasta zaufanie do oferowanego towaru. Generalnie 75 proc. Polaków preferuje zakupy spożywcze w pobliżu miejsca zamieszkania. 12 proc. rodaków kupuje raz na tydzień, 50 proc. codziennie, bo nie lubi wydawać dużych kwot pieniędzy. Ta druga grupa nie stanowi potencjalnej klienteli hipermarketu. Statystycznie korzysta z jego oferty raz w miesiącu.
 
W Raciborzu wygląda to wprawdzie trochę inaczej, ale generalnie nie odbiega od ogólnopolskich tendencji. Z badań statystycznych Uniconsultu wynika, że prawie codziennie większość raciborzan kupuje podstawowe artykuły w małych sklepach do 100 m kw. Równie często, bo trzy razy w tygodniu ta sama grupa udaje się do Minimala, Biedronki lub Plusa. 35 proc. respondentów uważa, że zrezygnuje z małego sklepu jeśli powstanie hipermarket, 65 proc. nie wyobraża sobie braku małego sklepu w pobliżu domu. I to jest właśnie fundament, na którym drobny handel powinien budować swoją przyszłość. Będzie świetlana, jeśli weźmie pod uwagę preferencje klientów.
 
Gdzie może powstać hipermarket? Na pewno nie w centrum. Zgodni co do tego są specjaliści z Uniconsultu, jak i ankietowani. Uważa tak aż 95 proc. objętych badaniami właścicieli sklepów i 79 proc. raciborzan. Tymczasem, co powinno tym pierwszym znów dać wiele do myślenia, aż 67 proc. raciborzan nie chce hipermarketu w ogóle. 23 proc. chce jego budowy. Pozostałe 10 proc. opowiada się za dużym centrum handlowym z pasażem. Ciekawe jest również to, iż ponad połowa raciborzan warunkuje przeprowadzenie inwestycji od rozwiązania problemów komunikacyjnych.
 
Na koniec o korzyściach dla miasta. Hipermarket pozwoli zarobić ratuszowej kasie i zredukować bezrobocie poprzez nabór pracowników do nowej placówki i zwiększenie zatrudnienia w firmach obsługujących. Pośrednio zmniejsza to również wydatki na pomoc społeczną, a więc teoretycznie pozwala zwiększyć nakłady na inwestycje napędzające z kolei tworzenie etatów w firmach budowlanych, które mocno skorzystają już na budowie obiektu. Nie da się ukryć, że hipermarket to ważny element całego systemu naczyń połączonych w skali Raciborza. Docelowo miasto może również liczyć na wzrost dochodów z tytułu podatku od nieruchomości. Za metr kw. nieużytku to kilka groszy, za metr kw. hipermarketu 15 zł. Większe dochody, to znów więcej inwestycji a więc kolejny impuls dla branży budowlanej. Rośnie także, jak przekonuje Uniconsult, prestiż grodu. Duży hipermarket kreuje ośrodek na regionalne centrum handlu, które w przypadku Raciborza ściąga mieszkańców np. powiatu głubczyckiego. Zarabiają przy okazji stacje paliw, zakłady usługowe, inne sklepy. Zjawisko takie można zauważyć w Rybniku. W opinii raciborzan rozwija się bardziej, bo jest tam Real i Makro. Z ich oferty wielu raciborzan korzysta, co w praktyce pozwala finansować tamtejsze miejsca pracy.
 
Uniconsult niestety nie wskazał, jaka powinna być polityka władz miasta, bo problem jest skomplikowany, ma duży wymiar społeczny i polityczny. Politycy z natury chcą wszystkim dogodzić unikając jak ognia decyzji mogących wywołać niezadowolenie. W ratuszu dostępny jest więc jedynie dokument, w którym przeanalizowano wszystkie „za” i „przeciw” oraz zalecano unikać emocji przy analizowaniu ofert dużych sieci.
 
Czy to wszystko, co można było zrobić? Zabrakło chyba historii. Nietrudno bowiem zauważyć, że władze miasta nigdy żadnej polityki nie miały, a decyzje podejmowano. Minimal powstał w centrum, bo kilka lat temu w budżecie trzeba było łatać dziurę. Nic to, że nigdy tu stać nie powinien. Dużym sieciom zabroniono potem wprowadzać się do Raciborza, a zielone światło zapalono dyskontom. Te przechwyciły kolejną rzeszę klientów. Teraz dla lokalnych handlowców przychodzi czas trzeciej próby, być może ostatecznej. Pytanie, kto ją przeżyje?

Grzegorz Wawoczny

Ryszard Wójcik, handlowiec
Właściciele dużych sklepów mają sieć swoich sklepów, dyktując producentom swoje ceny. Przy dużych zakupach dostają taniej towar, a spłaty za niego mają rozłożone nawet do pół roku. Producent, który chce, by jego produkty znalazły się w nowo otwartym supermarkecie, musi co najmniej przez pierwszy dzień towar dać tam gratisowo. Następną sprawą są bony towarowe z zakładów pracy. Klient jest zmuszony towar tam wykupić, co odbija się na konkurencji małych sklepów. W każdym przedświątecznym okresie w mniejszych sklepach są zmniejszone obroty, właśnie ze względu na bony. Wystarczy się rozejrzeć po mieście, by zobaczyć, ile jest pustych sklepów. Czynsze, woda i prąd idą do góry, nie mówiąc o ZUS-ie dochody są coraz słabsze. Przyszłość jest taka: duże sklepy pochłoną te małe i po jakimś czasie odbiją to sobie wyższymi cenami.

Irena Hosnowska, cukiernik
Drobni kupcy czują się zagrożeni, bo jeśli będą musieli zakończyć swoją działalność, nie będą mieli z czego żyć. Na szczęście nam to jeszcze nie grozi. To oczywiste, że trzeba patrzeć na swój interes. Chodzi tu szczególnie o płatności właścicieli mniejszych sklepów. Są one wydłużone w terminie i nie mają z czego płacić dostawcom. Jak sytuacja się nie zmieni, to nie wróżę im nic dobrego. Szczególnie właścicielom sklepów spożywczych, dla których każdy nowy supermarket jest bardzo bolesny.

Grzegorz Musioł
Dopóki drobni sklepikarze nie zrzeszą się w jakiś konkretny związek, który miałby swoich przedstawicieli i mógłby na dogodnych warunkach dochodzić swoich praw, ich sytuacja będzie coraz gorsza. Ważną kwestią jest wspólne ustalenie cen i terminów płatności. Rozsądniej byłoby również budować supermarkety na obrzeżach miasta. Ludzie robiliby większe zakupy poza nim, a drobniejsze - w centrum. Największą głupotą jest chodzenie z transparentami i zabranianie budowy supermarketów. Trzeba umieć pertraktować. Należy znaleźć wspólny język i umieć się zjednoczyć.

Irena Dastig
Małe sklepy powinny istnieć w centrum miasta. Duże też niech są, ale na obrzeżach Raciborza, do których ten, kto chce dojeżdżałby sobie samochodem lub autobusem. Supermarkety są poważnym zagrożeniem, widać to szczególnie obserwując sklepy na ul. Opawskiej. Nie podoba mi się, że wybudowano tam Minimal. W tym miejscu powinna znajdować się biblioteka albo teatr, a nie supermarket. Zresztą wolę kupować u znajomych sprzedawców, gdzie mam pewność, że dany produkt jest świeży, a nie jak to przydarzyło mi się w supermarkecie, kiedy na metce była jeszcze raz przebita data ważności.

Elżbieta Kamionka
Dobrą stroną supermarketów jest to, że mam możliwość dojścia do każdej półki z towarami, by je pooglądać. Zła strona - to, że wydaję tam zbyt dużo pieniędzy. Wielu ludzi ma podobne podejście do mojego, co powoduje, że drobne przedsiębiorstwa są zagrożone. Duże supermarkety mają możliwość obniżki cen, a małe sklepy nie mogą sobie na to pozwolić. Drobnym handlowcom wróżę niezbyt dobrą przyszłość, ale za to życzę im jak najlepiej.

(wego)

  • Numer: 4 (512)
  • Data wydania: 23.01.02